Słyszymy zwykle o wiecznym spoczynku i o ich odejściu od nas na zawsze. Ci, którzy wierzą, że życie ludzkie nie kończy się ze śmiercią fizyczną, ale ma swoją kontynuację w innej postaci, nie mogą się zgodzić ze wskazywaniem miejsca wiecznego odpoczynku tam, gdzie zostało pogrzebane ciało, ani też nie zaakceptują określenia, że zmarły odchodzi na zawsze.
Gdyby założyć, że takie określenia wywodzą się ze zmysłowego postrzegania zjawiska śmierci,
a więc mają wartość względną, to można by się z nimi zgodzić.
Niemniej, ten język, którym się posługujemy przy pożegnaniu zmarłych, wydaje się zawierać zarówno elementy religijnego pojmowania śmierci, jak też inne, świeckie, pozbawione tego elementu.
Mogiły tych, którzy odeszli, nawiedzamy przy różnych okazjach. Niezależnie od tego, ile mamy lat, bo śmierć zdaje się nie oszczędzać nikogo.
Bywamy z obowiązku, by pożegnać zmarłego szefa lub kolegę z pracy, idziemy z bólem w sercu po stracie bliskich, najczęściej jednak odwiedzamy cmentarze w pierwsze dni listopada, kiedy już przyroda w całej swej krasie zaczyna przypominać przemijanie.
Ona się wprawdzie co roku odradza, my zaś nie możemy się utwierdzić w przekonaniu, że ten proces dotyczy także człowieka, stanowiącego przecież najszlachetniejszą część natury.
Wokół śmierci i cmentarzy panuje swoista zmowa milczenia. Robimy wiele, by nie przeszkadzały myśleć o życiu, nie gasiły jego blasku, płynącej z niego satysfakcji, radości. Staramy się dokładnie oddzielić życie od śmierci, mimo że tego się zrobić nie da, a jeśli próbujemy, to jest to zabieg skazany na niepowodzenie.
Wcześniej czy później przyjdzie nam zmierzyć się z tematem, który jest tym łatwiejszy, im częściej z nim obcujemy.
Dzisiejszy świat słusznie upomina się o równe prawa dla wszystkich. I nie ma lepszego miejsca
na ziemi niż cmentarz, by się przekonać, że jesteśmy równi. Umiera bogacz i prostak, człowiek wielkiego umysłu i zbrodniarz. Śmierć zrównuje wszystkich.
Cóż zatem świadczy o wielkości człowieka?
Na pewno nie to, gdzie i z kogo się urodził. Nie to, co zdołał nagromadzić dzięki talentom
i przebiegłości. Nie to, jaką uzyskał pozycję społeczną, kim był w oczach świata, jaką zyskał popularność. Wartością, która się liczy jest uczciwe życie, nastawione na doskonalenie własnego człowieczeństwa i dzielenie się dobrem ze wszystkimi.
W tym duchu wchodzimy na cmentarne ścieżki. Te główne pozwalają nam spotkać uznanych przez świat za wielkich.
Piramidy, wystawne grobowce, mają utrwalić ziemską wielkość. Oby była ona równa tej prawdziwej, człowieczej, duchowej. Obok grobowce zbiorowe, rodzinne, a jeszcze dalej wbity w ziemię prosty krzyż, a nawet zbiorowe, bezimienne mogiły.
Cokolwiek wiemy o tych, którzy odeszli, nie mamy prawa wydawać sądów. Zostawmy je Bogu, który wprawdzie za dobro nagradza, a za zło karze, ale przecież nie jest bezdusznym urzędnikiem, lecz kochającym Ojcem.
Warto przemierzać aleje umarłych, warto uświadomić sobie, że to jest także nasze miejsce. Warto porozmawiać z osobami, które tam leżą, oczekują - jak wierzą chrześcijanie - zmartwychwstania
i życia wiecznego.
To miejsce ma dużo do powiedzenia. O wiele więcej niż dziennik telewizyjny, o wiele więcej niż jakakolwiek dyskusja polityków czy odpowiedzialnych za światową gospodarkę na najwyższym szczeblu. Z tą rzeczywistością, jaką tu spotykamy warto skonfrontować każde nasze rozumowanie, każde nasze działanie.
Cmentarze uczą prawdy, pokory, ale także sposobu życia, w którym każda sprawa powinna być rozpatrywana nie tylko w kategoriach szybkiego sukcesu, ale przede wszystkim w perspektywie wyboru ostatecznych wartości.