Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co łączy Obamę i górali? Czikago!

Maria Mazurek
Na wsi ni ma chałpy, ka by kto do Czikago nie wyjechoł po dutki - rzucają mieszkańcy podhalańskiej Maruszyny. Podobnie jest w całej okolicy. O emigracji górali do Stanów Zjednoczonych - pisze Maria Mazurek.

Kraków: nowe kierunki studiów [buddologia, wzornictwo, chemia budowlana i inne]

Ano, faktycnie coś godoli w radio, ze Barak Łobama do Polski przyjezdzo. A do nos w góry nie hybnie! Niech się hańbi! A dyć Czikago to nasa druga łojczyzna!

Góralska tradycja

Żal górali, że Obama przy okazji dzisiejszej wizyty w Polsce nie wstąpi na Podhale może dziwić. Ale dziwi mniej, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w Ameryce żyje 110 tysięcy podhalańskich emigrantów. Dla porównania - w stolicy regionu, Zakopanem, mieszkańców jest ponad cztery razy mniej.

Na Podhalu więc niemal każdy ma w Stanach jakąś rodzinę. Emigracja zarobkowa do Chicago jest tu tradycją. Do Ameryki górale tłumnie wypływali już w XIX wieku. W niektórych miejscowościach z każdym domem wiąże się jakaś historia o amerykańskim śnie.

Jednym z takich miejsc jest Maruszyna pod Nowym Targiem. W niespełna dwutysięcznej miejscowości prawie każdy mieszkaniec albo do Chicago właśnie się wybiera, albo z Chicago właśnie wrócił, albo w Chicago często bywa z wizytą u brata/ojca/córki.

Pobudka ze snu

Co nie znaczy, że wieść o przyjeździe amerykańskiego prezydenta mieszkańców jakoś szczególnie cieszy. - Obama? A to guptok. Jesce o cym innym to bym moze z paniom pogodoł, ale o nim to nie bedym! - góral, którego zastałam przy pracy na roli, nie pozostawia suchej nitki na amerykańskim prezydencie. Bo i sama Ameryka nie wydaje się tu już takim rajem jak kiedyś. - Dawnij dular to było co! - tłumaczy pani Halina. - Na kilka roków się wyjechoło i tela dutków się zarobiło, ze na całe zycie było. Dzisiok pokiela dolar? Po nic. A i o robotę w Czikago letko juz nie jest - zaznacza mieszkanka Maruszyny.

Wiele osób albo pod Tatry już wróciło, albo wrócić zamierza. Amerykański sen pękł jak mydlana bańka. - Ino córa skońcy to całe haj skul tam, to z tamela predko wracamy - obiecuje sobie pan Franciszek, który do Chicago wyjechał trzy lata temu na kontrakt budowlany. Na razie do Polski wrócił tylko na wakacje. Ale jedno już wie: w Stanach wcale nie żyje się łatwiej.

Dzieci odżyły w Tatrach

Maria Trebunia, 29-letnia kobieta mieszkająca w Bańskiej Wyżnej (gmina Szaflary), do Chicago wyjechała niedługo po maturze. Wraz z rodzeństwem i rodzicami, bo ojciec wylosował zieloną kartę dla całej rodziny.

Tam poznała swojego przyszłego męża. Oczywiście też górala, bo ludzie Tatr trzymają się na obczyźnie razem. Czuć tam polskość, mówi mi Maria: polskie kościoły, sklepy, szkoły, zespoły góralskie i Związki Podhalan. Spędziła tam siedem lat. Wyszła za mąż, urodziła troje dzieci. Tęskniła jednak za górami. I mimo że miała tam całą rodzinę, coś ciągnęło ją z powrotem do gór.

Dwa lata temu postanowiła odwiedzić rodzinne strony. Wraz z dziećmi i mężem przyjechała na wakacje. Dzieci, które wcześniej nie znały przecież Polski, pod Tatrami odżyły. Ona sama zakochała się w górach, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu.

Te wakacje okazały się przełomem: po powrocie do Stanów nie potrafiła się zaaklimatyzować. Tęskniła coraz bardziej. W końcu postanowiła wrócić. Rodzice i rodzeństwo na razie zostali za oceanem, ale i brat powoli myśli już o powrocie. Kobieta mówi wprost: tu człowiek jest szczęśliwszy. Patrząc na jej zrelaksowaną, uśmiechniętą twarz, trudno jej nie wierzyć.

Góralu, czy ci nie żal?

Emigracja do Chicago była w rodzinie Andrzeja Kaniora, mieszkańca Zakopanego, chlebem powszechnym. Na dorobek jeździło się tam od lat. Jego dziadek zmarł w Chicago, w roku 1924. Sam pan Andrzej do Stanów lata odwiedzać dwie córki i wnuki. O mały włos sam nie zamieszkał za wodą. 12 lat temu był już niemal spakowany: cała rodzina miała w garści papiery. Ostatecznie pojechała tylko żona z córkami. Niedługo przed wylotem zachorował 18-letni syn Kaniora. Z żoną umówili się, że to on zostanie z dzieckiem dopóki nie wyzdrowieje, a potem do nich dołączą. Chłopak jednak nigdy nie wyzdrowiał. Po jego śmierci pan Andrzej z kolei stracił serce do marzeń o Ameryce.

Córki jednak odwiedza. Ela i Kinga w Stanach radzą sobie całkiem nieźle. Pan Andrzej z dumą pokazuje albumy ze zdjęciami. Ela ma znakomitą pracę w klinice, obie mają dobrych mężów - górali. Zyje im sie nieźle - podkreśla pan Andrzej. Stany zresztą, według zakopiańczyka, mają swój urok. To prawdziwe państwo prawa, nie to co u nas, gdzie przepisów się nie respektuje. Po chwili jednak mężczyzna dodaje, że on by jednak za żadne pieniądze tam teraz nie zamieszkał. Góral zawsze tęskni za górami. I jednak coś jest w tym zaśpiewie: góralu, czy ci nie żal?

Czikago tyz pikne jest

Zofia Hadowska, starsza mieszkanka Bańskiej Niżnej, też całą rodzinę ma w Stanach. Tam wyemigrowało pięcioro jej dzieci. A ona jeździ wte i wewte. Teraz ma problemy z sercem i boi się, że zdrowia na kolejną wyprawę do Chicago już jej niestety nie starczy.

- A Czikago takie pikne jest, pikniejsze nawet niz Warszawa - wzdycha kobieta, i zaraz przypominają jej się stupiętrowe budynki. W górach takich nie ma - stwierdza kobieta. Obama to dobry prezydent, też z emigracji pochodzi - wie, co to bieda. Ale jedno ma mu za złe: dlaczego gór nie odwiedzi? To fakt, samolotem go przywieźć byłoby ciężko. W Zakopanem nie ma odpowiedniego pasa do lądowania. Ale tak helikopterem z Krakowa to przecież zajęłoby tylko chwilę.

Współpraca Łukasz Bobek

Uwaga! Nowy konkurs! Wymyśl nazwę dla pociągu i wygraj nagrody!

Chcesz iść za darmo do Parku Wodnego w Krakowie? **Rozdajemy bilety**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska