Ogromne doły ze śmierdzącymi odpadami z ubojni drobiu, które namierzyliśmy w Dulowej, zostały zabezpieczone przez policję. Okazało się, że pochodzą z zakładu Koko, mieszczącego się w sąsiedztwie.
A właściciel firmy składował resztki z ubojni na prywatnym gruncie osoby związanej z zakładem. Kiedy przed dwoma dniami, jako pierwsi dotarliśmy do tych dołów, w obawie o skażenie wody dla Krakowa, właściciel firmy Henryk Kozyra zarzekał się, że nic nie zakopuje.
Wczoraj pracownicy sanepidu pobrali do badania próbki wody z rzeki płynącej w sąsiedztwie. Twierdzą, że zagrożenia epidemiologicznego nie ma.
Szef wydziału ochrony środowiska Starostwa Powiatowego w Chrzanowie postanowił zbadać, jakie odpady firma zakopuje. Zlecił odkrywki. - Są tam pióra i fragmenty skór przesypane obornikiem - mówi dyrektor wydziału Wiesław Domin. Zapowiada kontrole gospodarki odpadami w zakła- dzie. - Pozostałości te ewidentnie znalazły się w nieodpowiednim miejscu. Absolutnie nie mogły trafić do gruntu - mówi kategorycznie dyrektor.
Na miejscu byli też lekarze z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Chrzanowie. - W stosunku do zakładu wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające - zaznacza Monika Tokarczyk, powiatowy lekarz weterynarii inspektoratu w Chrza-nowie. - W zależności od wyników dochodzenia wyciągniemy konsekwencje - zapowiada.