Ludzie, którzy znali Tadeusza Piekarza, wspominają, że rzucały się w oczy zwłaszcza dwie jego cechy. Po pierwsze, tytaniczna pracowitość. Po drugie, wielka skromność, wyrażająca się głównie tym, że cieszyła go najdrobniejsza pochwała.
Ta druga cecha obrosła nawet w anegdoty. Podobno podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w roku 1991 obaj spotkali się na uroczystej kolacji w seminarium duchownym w Kielcach, w której wzięli udział wojewodowie kilku województw. Zanim zdążono przedstawić go papieżowi, ten wykrzyknął: "O, wojewoda Piekarz!".
Jak wspominał ówczesny wojewoda kielecki Józef Płoskonka, Tadeusz Piekarz powtarzał później, szczęśliwy: "Widziałeś? Papież mnie rozpoznał, rozpoznał mnie!". Kiedy zaś jego postać znalazła się na sklepieniu kaplicy Matki Boskiej Łaskawej w klasztorze Ojców Franciszkanów w Wieliczce, cieszył się bardzo z tego wyróżnienia, choć niektórzy inni z uwiecznionych w tym samym miejscu przyjęli to z mieszanymi uczuciami. Kardynał Franciszek Macharski scharakteryzował go w słowach nader prostych:
- Wojewoda Piekarz jest dobry jak chleb.
Człowiek kompromisu
Tadeusz Piekarz nie był postacią szczególnie medialną. Może właśnie dlatego, że w jego życiorysie trudno dopatrzyć się jakichś sensacji, nie mówiąc o skandalach. Nie jest wdzięcznym tematem ktoś, o którym mówią tak, jak wyraził się ksiądz Jan Abrahamowicz, jego konfrater z Zakonu Rycerskiego Bożego Grobu:
- Tadeusz Piekarz był człowiekiem kryształowym.
- Nie pchał się do pierwszego szeregu, a jeśli się w nim znajdował, to dlatego, że był autentycznie potrzebny - mówi Stanisław Handzlik, jeden z przywódców Solidarności w Hucie i. Lenina, a później poseł i znany działacz samorządowy. - Poznałem go jeszcze w okresie pierwszej Solidarności, kiedy tworzyły się struktury regionalne. Pamiętam takie duże spotkanie w hucie, w sali teatralnej, gdzie we wrześniu 1980 roku zawiązał się Międzyzakładowy Komitet Założycielski Solidarności. Tadek Piekarz już wtedy pokazał się jako jeden z liderów związku.
W spotkaniu 15 września 1980 roku wzięli udział delegaci z 69 krakowskich przedsiębiorstw, w których istniały już zakładowe komitety założycielskie. Piekarz wszedł do zarządu, a potem do jego prezydium.
- To był człowiek, który rozumiał, że działalność związkowa wymaga kompromisów - wspomina Handzlik. - Nigdy nie uczestniczył w awanturach, które miały najczęściej podłoże personalne. Solidarność ówczesna skupiała wiele nurtów, wiele idei, częste były nie tylko spory programowe, ale i typowe potępieńcze swary. Tadeusz wiedział, że jeśli życie związkowe zdominuje walka o władzę i stołki, związek zapłaci za to wysoką cenę. Był w tej swojej mądrości bardzo odważny, nie przestraszył się, że może być postrzegany jako nadmiernie ugodowy.
Po ogłoszeniu stanu wojennego Piekarz znalazł się wśród tych nielicznych spośród czołowych działaczy Solidarności, którzy początkowo uniknęli internowania. Choć, w odróżnieniu od Handzlika czy Gila, nie ukrywał się. - Pamiętam, że kiedy przystąpiliśmy do tworzenia podziemnych struktur Solidarności, regionalnych i krajowych, jego kandydatura wydawała się naturalna - mówi Handzlik. - Pytaliśmy, czy jest gotów zejść pod ziemię. Tadek wyraził taką gotowość, jednak ponieważ on normalnie chodził po ulicach i zapewne mógł być śledzony, część kolegów uznała, że byłoby to zbyt niebezpieczne. Zresztą, w końcu autorzy stanu wojennego zorientowali się, że Tadek może być groźny, postanowili naprawić niedopatrzenie i został internowany.
Bezpartyjny państwowiec
Kiedy rząd Tadeusza Mazowieckiego szukał ludzi do obsadzenia stanowisk wojewodów w nowej administracji, kandydatura Tadeusza Piekarza znów była jedną z tych oczywistych. - W roku 1989 wspólnie zakładaliśmy Krakowski Komitet Obywatelski - wspomina Kazimierz Barczyk, dziś przewodniczący Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski. - Przewodniczącym KKO został profesor Zygmunt Kolenda, a Tadek Piekarz jego zastępcą. Kiedy dostaliśmy zadanie wyłonienia pierwszego w nowej Polsce wojewody krakowskiego, kandydatów było dwóch, profesor Kolenda i Piekarz. Kolenda odmówił i w tej sytuacji kandydatura Piekarza nie podlegała dyskusji.
Przemawiało za nim także przygotowanie merytoryczne i doświadczenie w zarządzaniu. Był ekonomistą, absolwentem ówczesnej Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Krakowie. Po studiach związał się z zakładami WSK-PZL, a w roku 1989 został nawet ich dyrektorem naczelnym. - Miał autorytet jako menedżer i kartę solidarnościową, a więc wszystko, co wtedy było potrzebne - zapewnia Barczyk. - W Krakowie był jedną z niekwestionowanych legend podziemia. Obok Ryszarda Bociana należał w latach 80. do najczęściej zatrzymywanych ludzi w mieście. Do tego umiał się dogadywać z ludźmi. Można powiedzieć, że był to człowiek twardy w poglądach, ale łagodnego usposobienia. A z temperamentu politycznego - bezpartyjny państwowiec.
W jednym z wywiadów Tadeusz Piekarz powiedział: - Łatwo przenosimy z przeszłości pewne przyzwyczajenia. Każdemu sprawującemu urząd publiczny stawiane jest pytanie: czyj jest, jakiej partii? Nigdy nie należałem do żadnej partii, a gdy tutaj przyszedłem, ustaliłem ze współpracownikami, że będzie dobrze, gdy polityką na terenie województwa będą zajmować się politycy. Natomiast za nasze działanie uznałem realizację celów oczekiwanych przez społeczeństwo.
Dość niezwykłe jak na działacza publicznego były też jego rozległe zainteresowania kulturalne, przyjaźnie z artystami. Sam grał na fortepianie. - Czy to było spotkanie opłatkowe, czy jakieś inne, a znalazło się pod ręką pianino, Tadzia nietrudno było podpuścić, zaraz siadał i dawał minikoncert - wspomina Kazimierz Barczyk.
Dusza humanisty
Dramatycznych zdarzeń różnego rodzaju w kadencji wojewody Piekarza nie brakowało. Pożar krakowskiej Filharmonii czy katastrofa w kopalni soli w Wieliczce, grożąca zalaniem zabytkowej części i zawaleniem się klasztoru Franciszkanów, to tylko te najbardziej spektakularne, nagłośnione w mediach. Chciał być wszędzie, doglądnąć wszystkiego. Widziano go, jak zjeżdżał do zalewanej kopalni i ratował płonącą Filharmonię. Później osobiście pilnował odbudowy.
Niezwykłą aktywność znienacka przerwała ciężka choroba. - W tamtych latach były to niszczące stanowiska - mówi Barczyk. - Po stresie stanu wojennego przyszedł stres odpowiedzialności za budowanie państwa od nowa. Praca wykańczająca psychicznie i zwyczajnie męcząca fizycznie. Żeby załatwić jakąś sprawę w Warszawie, musiał ze swojego skromnego mieszkanka w bloku na Prądniku wyjść o czwartej rano, potem pięć godzin jazdy samochodem i pięć godzin z powrotem. Dodatkowo zżerały go waśnie między zwolennikami Mazowieckiego i Wałęsy, ta cała "wojna na górze". Próbował być pośrodku, przez co zrażał sobie i jednych, i drugich.
Choroba uniemożliwiła dalsze pełnienie funkcji wojewody. W roku 1995 został odwołany. Jednak po rehabilitacji powrócił do aktywności publicznej. Szczególnie częstym gościem był teraz w Domu Pomocy Społecznej w Harbutowicach, który kilka lat wcześniej powstał dzięki jego staraniom. Wspomina Kazimierz Zachwieja, dzisiejszy dyrektor tej placówki: - Mimo swego wykształcenia i piastowanych funkcji, Tadeusz Piekarz nie miał w sobie nic z biurokraty czy technokraty. Był wielkim humanistą. Kiedy przekonał się, jak wyglądają warunki życia niepełnosprawnych, natychmiast postanowił temu zaradzić.
A wyglądały naprawdę tragicznie. W jednej sali mieszkało trzydzieści, czterdzieści osób, spały pokotem obok siebie i tak do końca życia. Ośrodek w Harbutowicach wykupił od ZNP za grosze, ale na jego remont znalazł znaczne środki. Dzięki niemu nasi pensjonariusze żyją dziś naprawdę godnie.
Wojewoda Piekarz nie ograniczył swoich starań do Harbutowic, zmienił filozofię pomocy społecznej w całym województwie. Jednak właśnie ten ośrodek w pobliżu Sułkowic darzył najwyraźniej szczególnym sentymentem.
- Przyjeżdżał do nas jako człowiek zdrowy i także później, po rehabilitacji - mówi Zachwieja. - Nie mógł być już taki aktywny, jak wcześniej, ale w roku 1999 został prezesem Stowarzyszenia Wspierania Osób Niepełnosprawnych "Kolonia". Jego nazwisko otwierało wszystkie drzwi, i z lewej, i z prawej. Nie miał wrogów nigdzie.
Kazimierz Zachwieja do dziś jest pod wrażeniem byłego wojewody. - Był bardzo chory, ale Pan Bóg darował mu parę lat życia, bo miał niesamowicie silną wolę. Nie miał czasu umrzeć. Dziś takich ludzi brakuje. Tadeusz Piekarz zmarł w roku 2005. Na jego pogrzebie ksiądz Stanisław Podziorny powiedział:
- Celnie charakteryzuje go hasło: "Bądź realistą, żądaj niemożliwego". W maju 2006 roku Dom Pomocy Społecznej w Harbutowicach przyjął imię swojego twórcy - Tadeusza Piekarza.