Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Marcin Daniec jest jajcarzem?

Redakcja
Wojciech Matusik
Z Marcinem Dańcem, Krakowskim satyrykiem, o świętach rozmawia Piotr Rąpalski

Ciężko Pana złapać przed świętami: wymiana opon, lekarz, tenis...
I jeszcze dzwonią z ulubionej gazety i proszą o wywiad, choć człowiek ma już poplanowane. Ale co zrobić, skoro tam u was dziennikarze to siłacze i pięściarze wagi ciężkiej, co mają 120 cm w klacie. Po co mi kłopoty?

Opony Pan wymienia, bo małżonka po zakupy goni?
Po prostu doczekałem się wreszcie, by zmienić je na letnie. Ale nie jestem rekordzistą. Małżonka ma termin na 3 lipca. Jak do lekarza. Już ją pytali, czy nie lepiej do zimy poczekać. A zakupy robię z żoną razem, jak każdy pantoflarz, za jakiego się uważam. A tak w ogóle, to każdy maczo, jeśli torby ważą więcej niż 5 kilo powinien je nosić za ukochaną.

Czytaj także:**W cztery oczy z Piotrem Doległą o meczu (VIDEO)**

Znaczy za "Pusią"?
Nie ma możliwości, żebym tak moją małżonkę nazwał. Bo Pusie to wszystkie kobiety świata, kilka miliardów. Musimy znosić to, że nie wiedzą, ile trwa mecz czy dogrywka. Ale szczytem wszystkiego jest: "A nie mógłbyś sobie jutro wyniku w gazecie przeczytać?".

Ale my nie o kobietach. Podobno przed świętami sprząta Pan też piwnicę teściowej?
Skąd pan to wie?

Się wie.
Ta piwnica to, proszę pana, temat tabu, bo w niej moi teściowie palą papierosy. Tak, by wnuczka nie widziała i nie czuła. Taką mają karę. Ale moralizował nie będę, bo sam kiedyś byłem jak komin. Łęg przy mnie to był kominek. Za to opowiadać historię rzucania papierochów mogę cztery dni. Taką mam z tego satysfakcję.

Panie Daniec, o świętach ma być! Maluje Pan pisanki?
Charytatywnie na Rynku Głównym malowałem, a w domu brakuje czasu. Mamy kilka przechodnich, które służą z roku na roku. Pomalowały je największe specjalistki na świecie.

Zobacz także:**W cztery oczy o czasie**

Czyli kobiety z Huculszczyzny?
Palnął pan, bo jakaś wystawa ostatnio była. Najlepiej malują łowickie kobity. My mamy cztery ich dzieła, są jak relikwie. Czasem malujemy jaja na twardo w jednolitym kolorze. A jak farby nie idzie znaleźć, to barwimy babcinym sposobem - cebulą. Najważniejsze dla nas jest pójść całą rodziną do święcenia.

Dańce mają największy koszyk w parafii, jak antenę satelitarną?
Ależ mnie pan podpuszcza. Anteniunia jest malusieńka, bo małżonka zabroniła większej, by się komin nie zawalił. Mam ten jeden bidny eurosporcik i tyle. A koszyczek też skromny. Nie mamy niczego w złotkach, bo przecie jak święcona woda na te złotka spadnie, to je trzeba zjeść. Zresztą te zające mają uszy wyższe niż zakrystia.
To co u Pana w koszyku?
Mały chlebek, maleńka babeczka, chrzan, sól, kawałeczek szynki i jajko. Tyle.

Szynkę zjada Pan w dzień święcenia, czy w następny?
Przy śniadaniu wielkanocnym. Księża pozwolili jeść salcesony w Wigilię, ale ja nie dam się złamać przez najbliższe sto lat. W Wielki Piątek pełny post, i lekkie jedzenie w sobotę.

Proszę namalować pisankę dla prezydenta miasta i straży miejskiej.
Tu nie ma mowy o wygłupach, bo powiem, że dla prezydenta taka z żółtą kartką - za to, że strasznie długo robi rondo w Bronowicach - i co? Po co mi taka podpadziocha? Strach przejeżdżać też pod wiaduktem nad Łokietka. A straż miejska? Rozmawiamy i ciągle się rozglądam, czy nie chodzą, bo źle zaparkowałem. Zatem im piękną pisankę z napisem: "Za szczytną służbę. Serdecznie pozdrawiam. Daniec". I policji też taką.

Jak Pan spędza święta?
Opowiem, jak spędzałem je jeszcze do niedawna. W moim rodzinnym Wielopolu, gdzie urodził się Tadeusz Kantor. Mamy tam "meus". Król Sobieski po zwycięstwie w bitwie pod Parkanami zostawił wielki kocioł powleczony skórą i kazał na cztery strony świata bębnieniem weń sławić jego chwałę. Tak się utarło, że teraz o północy z soboty na niedzielę pod figurą św. Jana mieszkańcy uderzają w bęben i słychać na kilkanaście kilometrów, że Chrystus zmartwychwstał. Później chodzą po domach, dostawiają bęben do drzwi i walą. Budzą się wszyscy, a głowa rodziny musi też bębnić. W niedzielę jest procesja pod figurkę, a później na cmentarz, gdzie grzebano ludzi żywcem podczas Wiosny Ludów. Ale teraz zostajemy w domu.

I co w tym Krakowie robicie?
No, święcimy. Mamy parafię w Toniach, ale chodzimy też do św. Jadwigi, bo tam częściej kropią. W niedzielę uroczyste śniadanie, a później w miasto, byczenie się, rowerki, powrót na obiad. Uwielbiam te zapachy. Genialny żurek żony i świetne ciasto.

Piłka nożna w święta wchodzi w grę?
Już nie musi, bo mecz Wisły przeniesiono z Wielkiej Soboty na czwartek. (śmiech)

A gdyby zagrała Polska i Wyspy Wielkanocne. Jaki wynik by Pan typował?
Kiedyś to było łatwe: 9:0, może 10:1. A teraz, mimo że bardzo szanuję Frania Smudę, nasi muszą zacząć wygrywać. Bo nie znoszę tego dokuczania reprezentacji. Zawsze mówię, że wygramy, a później słyszę: "Aleś się Marcin wygłupił". I co? Przecież z tego żyję.

Ja kolejny raz upominam, że o świętach...
Przecież to Pan pytał!

Dobra. Czego Pan życzy nam, sobie i Krakowowi?
Zdrowia, bo resztę i tak musimy wykombinować sami. Krakowowi dwóch drużyn w ekstraklasie, a może i Hutnik dołączy. Sobie widoku zagranicznych turystów przecierających oczy z zachwytu i zdziwienia, że tu nie ma białych niedźwiedzi, traktorów i furmanek gubiących kartofle.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: 2-latek pogryziony przez psa w Bukowinie Tatrzańskiej
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska