Anielę Darę obudził wczoraj rano przerażający trzask palącego się eternitu. Wybiegła przed dom i zobaczyła kłęby dymu i ognia na dachu budynku gospodarczego, do którego przylega jej dom.
- Ten trzask słyszę cały czas w mojej głowie - mówi wciąż roztrzęsiona pani Aniela. Nie potrafi powiedzieć, co działo się później. - Sąsiedzi opowiedzieli mi, że biegałam po podwórku w piżamie, na bosaka, wołając o pomoc. Wynosiłam z domu jakieś sprzęty. Ja tego nie pamiętam - mówi drżącym głosem. Nie kryje łez. Szybko rozprzestrzeniający się ogień zajął dach jej domu.
Całe życie w gruzach
- A ten dom sama stawiałam po śmierci męża - opowiada kobieta o swojej tragedii sprzed 33 lat, gdy umarł jej ukochany. Została z dwójką małych dzieci. Teraz, kiedy już się usamodzielniły, planowała zrobić centralne ogrzewanie. Tydzień temu kupiła piec wart 2 tys. zł. - Proszę zobaczyć, co z niego zostało. Życie, jak widać, mnie nie rozpieszcza - płacze 56-letnia kobieta.
Nie potrafi wyjaśnić, jak mogło dojść do pożaru. W budynku gospodarczym, w którym pojawił się ogień, nie ma przecież żadnych instalacji elektrycznych. Pożar wybuchł tuż przed godz. 6 rano.
- Wyjechałem do pracy 15 minut przed szóstą. Byłem wcześniej w tym budynku po suszące się tam ręczniki. I nic nie wskazywało na to, że za chwilę dojdzie do tragedii - opowiada Rafał Dara, syn pani Anieli, który mieszka po sąsiedzku.
Mama zamieszka z nim. Pani Aniela liczy jednak, że będzie mogła wrócić do swojego własnego mieszkania. Zaczęła je porządkować. Liczy, że zawilgocone od gaszenia ognia ściany wyschną. Tylko sama nie jest w stanie pokryć kosztu odbudowy dachu.
- Nie śmiem prosić o pomoc, nigdy tego nie robiłam. Zawsze sama musiałam sobie radzić - mówi kobieta. Ale sąsiedzi nie zostawią jej w potrzebie. - Zorganizujemy zbiórkę. Musi się udać - mówi sołtys Brzeznej Jerzy Jasiński. Gmina też obiecuje pomoc.
Czarna seria
Pożar, do którego doszło w Brzeznej, nie był jedyny, jaki w nocy z poniedziałku na wtorek gasili sądeccy strażacy. Brygadier Paweł Motyka, zastępca komendanta PSP w Nowym Sączu, przyznaje, że z taką serią wypadków rzadko się spotyka.
- Raz tylko zdarzyło się, że od uderzenia pioruna paliły się budynki oddalone od siebie o kilka kilometrów. Ale minionej nocy burzy nie było, a strażacy jeździli od pożaru do pożaru - opowiada Motyka. Informację o pierwszym otrzymali o godz. 2.32. Palił się budynek gospodarczy w Rdziostowie (gm. Chełmiec). Przez ponad dwie godziny 30 strażaków walczyło z ogniem. Kolejny pożar wybuchł przed godz. 4 w Woli Kroguleckiej (gm. Stary Sącz). Spłonęły stodoła i stajnia wraz z wyposażeniem. Sprawą zajęła się policja. Na razie nieznane są przyczyny pożarów w trzech wsiach. Ale strażacy nie wykluczają podpaleń.