Wiele razy udowodnił Pan, że w kadrze sporo daje w bloku, ale dziś w meczu z Francją to był popisowy występ w ataku.
Moim podstawowym zadaniem w kadrze jest atakowanie i cieszę się, że dzisiaj wywiązałem się z niego dobrze. To prawda, że w wielu spotkaniach byłem wpuszczany głównie zadaniowo, żeby zablokować rywali, ale jestem gotowy w każdym momencie. Takie jest moje zadanie. W końcu jestem atakującym. Ale wszyscy, którzy weszli dziś na boisko dołożyli od siebie cegiełkę do tego sukcesu.
Co zadecydowało o tym, że polski zespół odwrócił, wydawałoby się, przegrany mecz?
Francuzi chyba poczuli się dziś nieco za pewnie w trzecim secie i się rozluźnili. A my cały czas wierzyliśmy, że możemy wygrać. Oni nawet zmian nie robili. Zresztą bardzo często grają w takim, niezwykle mocnym zestawieniu. To pokazuje, jak bardzo zależało im na zwycięstwie. W ubiegłym roku parę razy pokonali nas szczęśliwie, ale to my dziś byliśmy górą. We wszystkich elementach od pewnego momentu prezentowaliśmy się zdecydowanie lepiej niż w pierwszych dwóch setach. Ale odrobienie straty w trzeciej partii i kilka „czap”, które dostali bardzo dobrzy zawodnicy, zdeprymowało rywali. No i końcówka. Wygranie tak zaciętych akcji zawsze wiele daje w kolejnych fragmentach meczu.
No i dzisiaj kolejny raz przekonaliśmy się, że reprezentacja Polski to nie tylko pierwsza szóstka, ale i bardzo wartościowi rezerwowi.
Zgadzam się, że dzisiaj długa ławka rezerwowych sporo dała. Pokazaliśmy głębie składu. Pomogli też polscy kibice, którzy śpiewali w tokijskiej hali „Gramy u siebie”. Zresztą i Japończycy nam dopingowali, za co im bardzo dziękujemy. Wiem, że za dwa dni zgotują nam „kocioł”, bo gramy z ich reprezentacją, ale cieszą wszystkie wyrazy sympatii w naszym kierunku. To miłe.
Jednym z bohaterów meczu był też Marcin Możdżonek, który pojawił się na boisku w drugim secie i został już do końca.