Zdenerwowanych przeciągającym się w nieskończoność remontem wiaduktu jest więcej. W czwartek, na zorganizowane przy nim spotkanie, przyszło okołu stu osób, w tym wielu przedsiębiorców.
- Klienci nie są w stanie do nas dojechać. Widać to po obrotach, które, odkąd rozpoczął się remont, z każdym miesiącem są coraz niższe - mówi Paweł Ochab z firmy Sekwoja, produkującej meble na wymiar.
Wiesław Orzechowski z San-polu swoje straty w pierwszym półroczu wyliczył na 250 tysięcy złotych. Zmuszony był zwolnić 15 pracowników.
Przejazd przy Sandomierskiej (droga wojewódzka na Mielec) został zamknięty rok temu. Mimo zimowej aury, wiadukt przebudowano w kilka miesięcy. Wiosną miały rozpocząć się roboty na drodze. Jej powierzchnia zostanie obniżona o dwa metry, aby mogły jeździć tędy również ciężarówki. Niestety, inwestycja stoi w miejscu.
- Nie możemy ruszyć z pracami, bo nie mamy pozwolenia na budowę - odpowiada Wiesław Ogłobin z PKP PLK. Paradoksalnie, jego szybkie wydanie zablokowali mieszkańcy, którzy zgłosili wiele uwag i zastrzeżeń do planów przebudowy przejazdu. Wszystko wskazuje na to, że prace w tym miejscu zakończą się najwcześniej w lutym.
- Skoro nic nie robią, to mogliby puścić tędy chociaż autaosobowe - mówi Adam Świstak, który codziennie nadkłada ok. 15 km, aby dojechać do 87-letniej mamy. Ludzie wierzą, że uda się im to wywalczyć przed Wszystkimi Świętymi, aby mogli łatwo dotrzeć na groby bliskich.
- Nie ma takiej możliwości, bo to wciąż jest plac budowy - mówi Wiesław Ogłobin. Podwiaduktem jest tylko 2,30 m prześwitu nad jezdnią. - Nikt nie weźmie na sumienie busa, który śladem niższych aut postanowi tędy skrócić sobie drogę.
Burmistrz Dębicy Paweł Wolicki deklaruje umorzenia podatku przedsiębiorcom, którzy ucierpieli przez remont. Każdy przypadek będzie rozpatrywany indywidualnie.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+