Roman Beznytskyi z Tarnopola na Ukrainie jeszcze studiuje w Wyższej Szkole Biznesu w Nowym Sączu, ale już ma nadzieję, że po skończonej nauce uda mu się znaleźć pracę w Polsce i tu zamieszkać już na stałe.
- Fajnie byłoby zostać w Nowym Sączu. Podoba mi się to miasto. Ładne, no i życie niedrogie - mówi Roman.
Przyznaje, że „taniej” to słowo, które warunkuje decyzje wielu Ukraińców o wyjeździe do Polski. A w Nowym Sączu jest dla niego taniej niż gdzie indziej.
- Jestem jedynakiem, więc moi rodzice mogli sobie pozwolić na wysłanie mnie do Polski na studia. Ale na Kraków nas nie stać - wyjaśnia Roman Beznytskyi, dlaczego wybrał naukę w Nowym Sączu. - Studia kosztują tu tysiąc euro za rok. W większych miastach w Polsce to koszt trzy razy wyższy - wylicza.
Studiuje zarządzanie. Powoli rozeznaje sądecki rynek pracy. Już wie, że po takim kierunku trudno mu będzie znaleźć zatrudnienie w Nowym Sączu.
- Jeśli tu go nie znajdę, będę szukał w Krakowie - mówi, dodając, że na Ukrainę nie chce wracać. Tam nie widzi dla siebie perspektyw. Podobnie, jak tysiące jego rówieśników, którzy ubiegają się o wizę do Polski.
Masarnie i budowy czekają
Sądeckie firmy deklarują gotowość zatrudnienia 22 500 cudzoziemców. Sądecki Urząd Pracy zarejestrował taką liczbę oświadczeń złożonych przez przedsiębiorców o zamiarze zatrudnienia obcokrajowców. W oparciu o takie oświadczenie obcokrajowiec może pracować tylko pół roku.
- Aż dziewięćdziesiąt procent tych oświadczeń dotyczy mieszkańców Ukrainy - zauważa Stanisława Skwarło, dyrektorka sądeckiego pośredniaka.
Oświadczenia złożyło przeszło 50 sądeckich firm. Głównie z branży masarskiej, ogrodniczej, budowlanej oraz spedycyjnej.
- Ale złożenie takiego oświadczenia jeszcze nie przesądza o podjęciu pracy przez obcokrajowca - mówi Skwarło, przyznając, że do tego jeszcze daleka droga. Gwarancja miejsca pracy to dopiero wstęp do pozyskania przez niego wizy. Jeśli imigrant chce pracować w Polsce dłużej niż sześć miesięcy, musi się ubiegać o zezwolenie u wojewody. Wówczas pracodawca, który chce go zatrudnić, musi złożyć ofertę do urzędu pracy. O ile nikt z polskich bezrobotnych z niej nie skorzysta, pośredniak może pozytywnie zaopiniować do wojewody zgodę na zatrudnienie cudzoziemca. W tym roku Sądecki Urząd Pracy wydał 45 takich zaświadczeń. Oferty dotyczyły pracy jako m.in. elektromechanik, cieśla, budowlaniec czy masarz.
- Najwięcej ofert pracy dla cudzoziemców ma branża budowlana. Bezrobotni sądeczanie nie chcą podjąć takiej pracy, a my nawet nie możemy im tego wytknąć - mówi Skwarło. Wyjaśnia, że oferty choć wychodzą od firm zarejestrowanych w Nowym Sączu, dotyczą pracy na budowach w całej Polsce. - Nikogo nie możemy przymusić do pracy, do której dojazd zajmuje kilka godzin od miejsca zamieszkania - mówi Skwarło.
Na brak rąk do pracy narzekają też firmy wędliniarskie. Wiesław Leśniak, właściciel zakładu masarskiego, chętnie zatrudni Ukraińców.
- W Sączu nikt nie chce podjąć się prac fizycznych. Wszyscy są po studiach i nie chcą wykonywać takich zajęć - mówi Leśniak, dodając że potrzebuje zarówno pracowników do pomocy, jak i fachowców na stanowisku wędliniarza.
Ukraińcy, którym udało się wyjechać do Polski, nie wybrzydzają. Nawet jeśli przedsiębiorcy oferują im najniższą krajową pensję czy 12 zł za godzinę pracy. - Na Ukrainie średnio zarabia się 300-500 złotych miesięcznie. A koszty życia są podobne jak w Polsce - wyjaśnia Roman Beznytskyi.
Lekarze też poszukiwani
- Na takie tylko zarobki mogą liczyć nawet początkujący lekarze - potwierdza 32-letni Orest Katrii, chirurg z Ukrainy, który wraz z żoną Solomiią, z zawodu dentystką, zdecydował się zamieszkać w Nowym Sączu. Mówi, że tak jak Polaków perspektywa większych zarobków ciągnie do Niemiec czy Wielkiej Brytanii, tak Ukraińcy z tych samych pobudek przyjeżdżają do Polski.
- Dlaczego nie dalej? Bo łatwiej dostać nam zgodę na wyjazd tutaj - mówi Orest Katrii.
- A w naszym przypadku chodziło też o odległość od rodziny. Chcemy być blisko. Pochodzimy z okolic Lwowa - dodaje jego żona.
Rok temu oboje złożyli podanie o nostryfikację dyplomów w Polsce. Orestowi już się udało zdać egzaminy i właśnie odbywa staż w sądeckim szpitalu. Zgodnie z przepisami, choć na Ukrainie pracował już jako chirurg, w Polsce jeszcze raz musi robić specjalizację. - Usuwał mi wyrostek robaczkowy. I żyję - żartuje Solomija, wystawiając rekomendację mężowi. Dodaje, że tak się właśnie poznali. Ona wciąż czeka na wyznaczenie terminu nostryfikacji. Uczy się polskiego i opiekuje trzymiesięcznym synkiem Tymofijem, który urodził się już w Nowym Sączu. - Mam nadzieję, że uda nam się tu zostać. Jeśli mąż znajdzie zatrudnienie w sądeckim szpitalu, nie opuścimy tego miasta - mówi.
Artur Puszko, dyrektor sądeckiego Szpitala Specjalistycznego im. Jędrzeja Śniadeckiego, akurat poszukuje specjalistów. - Z doświadczenia wiem, że ukraińscy lekarze to dobrzy pracownicy i spoecjaliści. A kilku mocnych chirurgów by nam się przydało - mówi.
