EKG wysiłkowe, holter ciśnieniowy, badania endoskopowe, a nawet USG - aby wykonać te badania nie będziemy musieli odwiedzić lekarza specjalisty. Wystarczy wizyta u lekarza rodzinnego.
- Oczywiście, że lekarz rodzinny ma stosowną wiedzę i umiejętności, by wykonać takie badania. W pewnych sytuacjach nie jest wcale konieczne wysyłanie chorego do specjalisty - przyznaje dr Tomasz Tomasik, wojewódzki konsultant ds. medycyny rodzinnej.
Przyznaje, że jednak jest też druga strona medalu. Przypomina, że lekarz pierwszego kontaktu musiałby wyposażyć swój gabinet w dodatkowy sprzęt, by móc wykonywać nowe zadania. - Badanie holtera kosztuje dziś ok. 200-300 zł. Czy możemy liczyć, że lekarz rodzinny za każde wykonane badanie dostanie od NFZ taką kwotę? - zastanawia się dr Tomasik.
Andrzej Troszyński, rzecznik NFZ, na razie nie mówi nic o dodatkowych pieniądzach dla lekarzy. Urzędnicy przypominają jednak, że do lekarzy rodzinnych są zapisani wszyscy pacjenci, za co medycy dostają pieniądze z NFZ. Ale tylko część pacjentów korzysta z usług lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej, a zatem pewna pula pieniędzy pozostaje niewykorzystana.
- Jesteśmy przekonani, że poszerzenie katalogu świadczeń wykonywanych w gabinetach lekarzy pierwszego kontaktu odciąży specjalistów i skróci kolejki do nich - mówi Andrzej Troszyński. - A przecież ci medycy są przeszkoleni w tych dziedzinach - dodaje.
Zdaniem urzędników NFZ, lekarze rodzinni mogą również przyjąć część obowiązków okulistów i dermatologów. To kolejny sposób na zmniejszenie kolejek do specjalistów. - Z naszych analiz wynika, że trzy czwarte wizyt u okulisty mogliby załatwić lekarze pierwszego kontaktu - wyjaśnia Troszyński. - Warto to zmienić, zwłaszcza że aktualnie brakuje okulistów - tłumaczy rzecznik NFZ. Podobna sytuacja jest z dermatologami.
Katarzyna Stein-Sedlak, szefowa NZOZ "Tyniec" w Krakowie, sprzeciwia się tym pomysłom NFZ. - Nie widzę sensu, bym siedziała za biurkiem i wydawała skierowania, w sytuacji gdy pacjent ewidentnie potrzebuje pomocy okulisty bądź dermatologa - mówi dr Stein-Sedlak. - Jeśli chory ma łuszczycę, wymaga systematycznej opieki dermatologa. Teraz bez mojego pośrednictwa zapisuje się do niego. Jeśli zaś wejdą nowe przepisy, pacjenci będą musieli ustawić się dwa razy w kolejce - raz do lekarza rodzinnego, a potem już ze skierowaniem do dermatologa - mówi Katarzyna Stein-Sedlak.
Cory Young, okulista z Krakowa, wtóruje lekarce. Szacuje, że jedynie 15 proc. konsultacji mogliby zrealizować lekarze rodzinni. - Ale to stwierdzam dopiero po zdiagnozowaniu i zbadaniu pacjenta - podkreśla dr Young. - Żeby zdecydować, czy pacjent ma zapalenie spojówek, czy to tylko banalne zaczerwienienie oka - muszę dokładnie zbadać dno oka. Podchodziłbym więc do propozycji NFZ ostrożnie - mówi. Dr Young wspomina, że odciążyć okulistów mieli też optycy, którzy dobierają okulary pacjentom.
- Ale chorzy od nich wracają do nas - zauważa Cory Young. - Bo przy doborze okularów wymagane jest bowiem dokładne badanie wzroku na specjalistycznym sprzęcie - tłumaczy.
Chodzi m.in. o mikroskop okulistyczny, aparat do mierzenia ciśnienia w oku. Koszt jednego urządzenia to 12-15 tys. zł.
- To oznacza, że lekarze rodzinni będą musieli zakupić nowe wyposażenie, nauczyć się nim posługiwać. To kolejne wydatki - tłumaczy Young. Dodaje jednak, że w Wielkiej Brytanii, skąd pochodzi, lekarze rodzinni mają sprzęt okulistyczny i wykonują nieskomplikowane badania.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+