Samolot - jeden z siedmiu tego typu, zakupionych w Związku Radzieckim - leciał z Warszawy do Nowego Jorku. Wystartował o godzinie 10:17. Do uszkodzenia silników doszło w 23. minucie lotu. Kapitan podjął decyzję o powrocie na Okęcie i awaryjnym lądowaniu. Utracił jednak możliwość efektywnego sterowania i maszyna roztrzaskała się o ziemię 5 kilometrów od lotniska, po ponad godzinie od startu.
"Dobranoc, do widzenia. Cześć, giniemy"
Z zapisów "czarnej skrzynki" wynikało, że dowodzący załogą kapitan Zygmunt Pawlaczyk i drugi pilot - major Leopold Karcher, do końca zachowali opanowanie i profesjonalizm. Jak ustaliła potem rządowa komisja, mimo trudnej i skomplikowanej sytuacji, w jakiej znajdowała się załoga samolotu, jej działanie było racjonalne i nakierowane na ratowanie życia pasażerów. Ostatnie słowa kapitana Pawlaczyka, które słyszeli kontrolerzy lotów na Okęciu o godzinie 11.12 brzmiały: "Dobranoc, do widzenia. Cześć, giniemy".
Przyczyny katastrofy
Jeszcze tego samego dnia powołano rządową komisję do zbadania przyczyn wypadku. Analizowanie katastrofy oraz podawanie informacji o jej okolicznościach było jednak podporządkowane ówczesnym uwarunkowaniom politycznym. Według ustaleń komisji, odpowiedzialny za katastrof był pęknięty wał turbiny, a doszło do tego z powodu tak zwanego zmęczeniowego zniszczenia materiału. Uszkodzony element zniszczył całkowicie jeden z silników i wywołał pożar w drugim. Dopiero po latach do opinii publicznej dotarły szczegóły ekspertyzy, z której wynikało, że do katastrofy doszło z winy radzieckiego producenta - łożysko jednego z silników miało poważne błędy konstrukcyjne.
O katastrofie Iła-62 w Lesie Kabackim powstało kilka fabularyzowanych filmów dokumentalnych, a także liczne reportaże i felietony oraz opowiadanie Aleksandra Sowy pod tytułem "Pół godziny Tadeusza Kościuszki".
źródło: Polskie Radio 24
