11 sierpnia, 1994 r. O godz. 12.45 ratownicy górscy dostają sygnał od strażników granicznych z Kasprowego Wierchu o wypadku turystki na Hali Gąsienicowej. Na miejsce rusza śmigłowiec. W sumie - oprócz dwóch pilotów - jest w nim sześciu ratowników.
Gdy docierają na miejsce, niemal wszyscy desantują się z helikoptera. Maszyna pozostaje w zawisie. Ówczesny naczelnik pogotowia, dr Robert Janik, biegnie udzielić rannej pomocy. Nagle okazuje się, że jeden z ratowników - Janusz Kubica - leży ranny na ziemi. Uderzyła go pracująca łopata śmigłowca. Pozostali podejmują decyzję, że odwiozą Kubicę do szpitala. Ładują go na pokład i ruszają. Oprócz rannego, w śmigłowcu są ratownik Stanisław Mateja-Torbiarz oraz dwóch pilotów - Bogusław Arendarczyk i Janusz Rybicki. Ich ostatni meldunek brzmi: Lądujemy za trzy minuty, potrzebna karetka "R".
Nad Wielkim Kopieńcem w Dolinie Olczyskiej dochodzi do katastrofy. Śmigłowiec rozpada się w powietrzu. Odpada ogon, z maszyny wydostaje się czarny dym, a potem, wirując, helikopter spada. Do wypadku doszło o godz. 13.47.
Informacja o wypadku dotarła do Zakopanego bardzo szybko. Pierwszy na miejscu katastrofy był ratownik TOPR Jan Krzysztof wraz z kolegą. - Okazało się, że szans na żaden ratunek dla załogi już nie ma - wspomina Krzysztof.
Szczątki maszyny były rozrzucone w promieniu kilkuset metrów. Nie płonęły, wyglądały jakby były zmiażdżone.
- Gdy doszło do wypadku, byłam akurat w pracy, w Urzędzie Miasta - wspominała Maria Mateja-Torbiarz, żona jednego ze zmarłych w katastrofie. - Tego dnia mój mąż miał mieć dyżur w TOPR, ale nagle okazało się, że przenosi się do śmigłowca, bo jeden z kolegów zachorował. Strasznie nie lubiłam, gdy on latał. Gdy wystartowali po ranną turystkę, widziałam z okna jak lecą. Potem pamiętam, że mówiłam do koleżanki, że jakoś długo nie wracają. Za chwilę wbiegła do pokoju sekretarka burmistrza i powiedziała, że był wypadek.
Dziś o godz. 18 w kaplicy Sióstr Urszulanek na Borach w Zakopanem zostanie odprawiona msza św. za zmarłych w katastrofie przed 29 laty. Wcześniej ratownicy i rodziny zmarłych odwiedzą Stary Cmentarz i Dolinę Olczyską.
To był najtragiczniejszy wypadek w historii polskiego ratownictwa górskiego. Później dochodziło do wypadków i usterek śmigłowca w Tatrach, które na szczęście nie niosły ze sobą ofiar. Inne wypadki śmigłowców w Tatrach:
- Rok 1978 - w Dolinie Pięciu Stawów Polskich rozbił się śmigłowiec Mi-2. Kadłub spadł na stok i zsunął się. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Wypadek ten był utrzymywany przez władze PRL w tajemnicy.
- Rok 2003 - w czasie akcji ratunkowej pod Rysami, gdzie lawina zabrała licealistów z Tychów, śmigłowcowi zgasły w locie dwa silniki. Pilot wylądował w Murzasichlu. Uszkodził maszynę, ale nic się nie stało załodze.
- Rok 2012 - w czasie akcji ratunkowej na Kościelcu spadający kamień uderzył w łopaty śmigłowca. Doszło do ich rozwarstwienia. Maszyna przez kilka dni stała nad Zielonym Stawem w Tatrach.
Stan klęski żywiołowej zostanie wprowadzony
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?