Nasi reporterzy próbowali odtworzyć zdarzenia, które doprowadziły do tragedii. Ustaliliśmy,
że od momentu przyjazdu karetki do śmierci chłopca upłynęły blisko cztery godziny. W tym czasie nikt nie był w stanie udzielić mu skutecznej pomocy medycznej.
Wtorek, godz. 13.00. __Dzieci, uczestnicy kolonii organizowanej przez NSZZ "Solidarność" w Ostrowcu Św., bawią się na boisku ośrodka wypoczynkowego "Ostrowianka" w Szczawniku. Kamil huśta się na poprzeczce stalowej bramki, stojącej na podmokłym gruncie. Wychowawczyni zwraca mu uwagę. Chłopiec na chwilę przerywa zabawę, ale zaraz do niej wraca.
Godz. 13.20. __Metalowe klamry mocujące bramkę do gruntu okazują się niewystarczającym zabezpieczeniem. Bramka się przewraca i przygniata dziecko. Chłopiec na chwilę traci przytomność. Pierwszej pomocy udziela mu kolonijna pielęgniarka. Opiekunowie natychmiast wzywają karetkę.
Ok. godz. 13.30.__ Na miejsce przyjeżdża karetka z Krynicy. Zespół pogotowia podejmuje decyzję o zabraniu Kamila do szpitala.
Godz. 14.17. __Dziecko trafia na izbę przyjęć szpitala w Krynicy, odległej od Szczawnika zaledwie o 10 km. W Krynicy Kamil ponad dwie godziny, bezskutecznie czeka na pomoc. Po badaniach rentgenowskich lekarze podejrzewają krwotok wewnętrzny, ale nie podejmują się operacji chłopca. Uważają, że potrzebna jest bardziej szczegółowa diagnostyka, którą można wykonać
w Nowym Sączu.
Godz. 15.55. __Szpital wzywa karetkę reanimacyjną, która ma przewieźć kolonistę
do Nowego Sącza.
Mam wątpliwości, czy w Krynicy podjęto trafne decyzje - mówi organizator kolonii
Godz. 16.26.__ "Erka"zabiera 12-latka ze szpitala. W połowie drogi mały pacjent przenoszony jest do innej karetki, która czeka w miejscowości Łabowa. Nagle stan Kamila pogarsza
się. Lekarze w karetce zaczynają reanimację.
Godz. 16.49. __Centrum Powiadamiania Ratunkowego przekazuje do sądeckiego szpitala informację o transporcie chłopca w ciężkim stanie po urazie klatki piersiowej. Lekarze reagują błyskawicznie. Na pacjenta czeka w Nowym Sączu zespół złożony z anestezjologa, chirurga dziecięcego i ogólnego, chirurga ortopedy oraz dwóch internistów.
Godz. 17.10.__ Dziecko trafia na szpitalny oddział ratunkowy. Nie daje oznak życia. Lekarze próbują reanimacji. Od momentu wypadku upłynęły prawie cztery godziny.
Godz. 18.00.__ Lekarz stwierdza zgon Kamila. Przyczyną śmierci jest prawdopodobnie krwotok narządów wewnętrznych poniżej klatki piersiowej. Do szpitala przyjeżdża prokurator. Przebywa tam do późnego wieczora.
Wczoraj prokuratura oficjalnie wszczęła postępowanie w sprawie śmierci 12-latka. Zarządzono sekcję zwłok i zabezpieczono dokumentację medyczną. - Chodzi o nieumyślne spowodowanie śmierci
- mówi Ludwik Huzior, szef Prokuratury Rejonowej w Muszynie, która nadzoruje postępowanie.
Policjanci przesłuchiwali wczoraj organizatorów i opiekunów kolonii, personel obu szpitali i pogotowia. - Chodzi o wyjaśnienie, czy czegoś w całej tej sprawie nie zaniedbano albo nie zaniechano. Zastanawia fakt, dlaczego procedura związana z badaniami i transportem trwała tak długo
- podkreśla mł. insp. Witold Bodziony, komendant sądeckiej policji.
To zastanawia nie tylko policję. Współorganizator kolonii Marek Czajkowski z NSZZ "Soliarność"
z Ostrowca Św., nie ukrywa, że nie do końca rozumie, co stało się z chłopcem po zabraniu go przez karetkę pogotowia.
- Karetka z Krynicy przyjechała szybko. Tuż za nią do szpitala w Krynicy pojechała jedna
z kolonijnych opiekunek. Co chwilę kontaktowaliśmy się z nią telefonicznie i pytaliśmy, co
z chłopakiem, który czekał na badanie rentgenowskie. Personel twierdził, że dziecko jest w stanie stabilnym. Taką informację przekazaliśmy też matce - opowiada Czajkowski. - Kilka godzin później dowiedzieliśmy się, że jest w stanie krytycznym. To było dla nas całkowite zaskoczenie. Nie rozumiem, dlaczego tak długo trwało oczekiwanie na badanie rentgenowskie. Mam spore wątpliwości czy w krynickim szpitalu podjęto szybkie i trafne decyzje. W tym przypadku były to decyzje na wagę życia dziecka - podkreśla.
Wątpliwości ma także Halina Czaja, kolonijna pielęgniarka, która udzielała chłopcu pierwszej pomocy. - Dlaczego pacjenta z wewnętrznym krwotokiem narażano na dodatkowe niebezpieczeństwo, przenosząc go do innej karetki w trakcie transportu? - pyta.
- To była moja decyzja. Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, aby skrócić czas podróży karetką, ale musieliśmy też pamiętać, że rejon Krynicy nie może zostać bez zabezpieczenia "erki". Dlatego karetka reanimacyjna, które wyjechała z chłopcem, zatrzymała się w Łabowej i wróciła
do Krynicy - tłumaczy dyrektorka pogotowia ratunkowego w Nowym Sączu Danuta Cabak-Fiut.
Dlaczego w ogóle zdecydowano się przewozić Kamila do Nowego Sącza, skoro podejrzewano u niego krwotok wewnętrzny? - Zespół naszych lekarzy zabezpieczył pacjenta i zdecydował, że podejrzenie urazów wewnętrznych należy zweryfikować badaniami tomografem komputerowym i rezonansem magnetycznym. Takie badania można wykonać w Nowym Sączu. - wyjaśnia Marek Surowiak, dyrektor szpitala w Krynicy. - Sądecki szpital ma też oddział chirurgii dziecięcej, którego u nas nie ma. Stąd decyzja o transporcie do Nowego Sącza. Wykonywaliśmy niezbędne badania. To właśnie trwało dwie godziny.
Dyrektor potwierdza, że dziecko wyjechało w podróż karetką przytomne. Dramat rozegrał się
w drodze. Ustaliliśmy, że kryzys nastąpił niedługo po przeniesieniu Kamila do drugiej "erki" w Łabowej.
Sprawę oprócz policji i prokuratura zbada także Okręgowa Rada Lekarska w Krakowie. - Sprawdzimy, czy lekarze nie popełnili żadnego błędu. Rzecznik odpowiedzialności zawodowej rozpocznie postępowanie w tej sprawie - informuje Jerzy Friediger, prezes Rady. - Jeśli ktoś tu zawinił, na pewno zostanie ukarany - zapewnia.
Na kolonii w "Ostrowiance" przebywa 44 dzieci - przede wszystkim z rodzin ubogich - w tym brat zmarłego tragicznie chłopaka. Z kolonistami i z matką, która przyjechała do Szczawnika, rozmawiał wczoraj policyjny psycholog.
- Dla nas wszystkich to niewyobrażalny dramat. Tego nieszczęścia nikt nie mógł przewidzieć - mówi Marek Czajkowski. - Nigdy nic złego tutaj się nie stało. Ośrodek jest bezpieczny.
Sprawdziliśmy. "Ostrowianka" posiadała tzw. kartę kwalifikacyjną, czyli dokument potwierdzający,
że przeprowadzono w nim wszystkie niezbędne kontrole.
Matka zmarłego chłopca wychowywała dwójkę dzieci sama. Nie ma pracy. Korzysta z pomocy społecznej. - Będziemy chcieli jej pomóc. Współorganizator kolonii, firma "Pusich", właściciel "Ostrowianki", obiecała pomoc w znalezieniu dla tej kobiety pracy. Młodsze dziecko dostanie książeczkę mieszkaniową. Cóż więcej możemy zrobić? - rozkłada ręce Czajkowski.
Współpraca Edyta Tkacz