- Ten lekarz zna się na wszystkim - poszła fama w Trzemeśni pod Krakowem. Janowi W., skarżącemu się na serce i niedokrwistość, znachor dawał do picia po kilkadziesiąt kropli z każdej z ośmiu flaszeczek. Wziął za to 8 zł. Pomogło.
U Piotra K. zauważył pęknięcie błony w uchu, Mieczysławowi B. zaordynował krople na bóle brzucha i za leczenie wziął horrendalną sumę 120 zł. Potem doradzał, już za darmo, gorące kąpiele. Od Romana P. dowiedział się, że cierpi, bo ma wrzód na żołądku. - A drugi panu rośnie - straszył. Jeździł mu po brzuchu lampką elektryczną aż pacjent poczuł kłucia. Wziął za to 70 zł. Żonę Macieja O. "elektryzował w celach leczniczych", u Henryki K. zaś wykrył grypę, którą przeziębiła, "wskutek czego suchoty wlazły jej do karku". Za diagnozę pobrał 150 zł.
W końcu Karol S. zabrał się do leczenia rodziny G. Stanisławie G. pomagał w likwidacji szpetnych guzów na nodze, bo miejscowi kawalerowie aż odwracali wzrok na ich widok. Maść pomogła, to znachor wziął się za Józefę G., lat 19. Zaaplikował jej zastrzyki z kamfory, codziennie kłuł w płuca. - O napuchło, to znaczy, że krew cyrkuluje doskonale - mówił. Po dwóch godzinach przebił Józefie G. szpilą duży palec lewej nogi.
- O wspaniale. Krew tu dochodzi, dziewczyna ma czucie - zachwycał się efektami kuracji przeciwko anemii, ale w nocy pacjentka zmarła. Pochowano ją na miejscowym cmentarzu. Raban się zrobił dopiero, gdy po trzech tygodniach zjawił się prawdziwy lekarz i powiadomił o sprawie policję.
Karola S. zakuto w kajdanki, nie obyło się bez incydentu, bo w chwili zatrzymania zaczął odgrażać się posterunkowemu z Myślenic, że go zwolni z pracy. Twierdził, że "ma zażyłe stosunki z władzami w Warszawie". Wymienił nazwisko szefa MSW Bronisława Pierackiego (zastrzelonego kilka miesięcy wcześniej) i Józefa Piłsudskiego (był w dobrym zdrowiu).
- Jestem podporucznikiem 2. Pułku Ułanów Legionów Polskich - grzmiał.
Okazało się jednak, że urodzony w Ostrawie 35-letni znachor nie posiada dokumentów potwierdzających jego fach. - Dyplom zrobiłem w Berlinie, ale mi go ukradli - uciął. Poradzono mu, by o znajomości z Naczelnikiem więcej nie mówił bzdur, zwłaszcza gdy okazało się, iż Karol S. był karany za leczenie bez uprawnień, kradzież, przekroczenie dozoru policyjnego, wyłudzenie kasy za leki z zagranicy.
Jako dowody rzeczowe zarekwirowano podręczną walizeczkę, w której miał cztery butelki płynu unicum herbaceum, słoik z maścią, pudełko proszku szarego, pudełko puste z apteki Pod Złotym Słoniem, flaszeczkę z acetonem, wziernik do nosa, słuchawki, legitymację komiwojażera wystawioną w Bydgoszczy i rozbitą strzykawkę.
Znachora wsadzono do mamra, zrobiono ekshumację zwłok 19-latki, a przy okazji przesłuchano ludzi, których leczył. Karol S. do winy się nie poczuwał. Przed sądem nie odpowiadał za śmierć pacjentki, bo biegli nie byli w stanie wypowiedzieć się, czy dopuścił się błędu. Oskarżono go za to o oszukanie ośmiu osób na 1000 zł, leczenie bez uprawnień, sfałszowanie książeczki wojskowej. - Ależ ja porad udzielałem bezinteresownie. Tylko za leki brałem zwrot kosztów - bronił się.
Skazano go na rok więzienia, ale potem karę zmniejszono do pięciu miesięcy. Tyle odsiedział i jak donoszą kroniki, po wyjściu na wolność znów zabrał się do pokątnego leczenia naiwnych i opróżniania ich portfeli.