Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Duszpasterz naszego szpitala został kapelanem partyzantów z Krynicy

Andrzej Ćmiech
Ks. Władysław Gurgacz kojarzony jest głównie z Krynicą, ale najpierw pracował w Gorlicach. Ten kapłan i niezłomny żołnierz zginął od tzw. strzału katyńskiego - w tył głowy.

- Ci młodzi ludzie, których tutaj sądzicie, to nie bandyci, jak ich oszczerczo nazywacie, ale obrońcy Ojczyzny! - mówił w ostatnim słowie sądzony w sierpniu 1949 r. żołnierz niezłomny, ks. Władysław Gurgacz. Nie żałuję tego, co czyniłem. - Moje czyny były zgodne z tym, o czym myślą miliony Polaków, tych Polaków, o których obecnym losie zadecydowały bagnety NKWD. Na śmierć pójdę chętnie. Cóż to jest zresztą śmierć?... Wierzę, że każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę - dodał.

Gorlicki epizod

Władysław Gurgacz pochodził z Jabłonicy Polskiej, położonej między Brzozowem a Krosnem. Mając siedemnaście lat, wstąpił do nowicjatu księży jezuitów w Starej Wsi. Kształcił się w Pińsku na Polesiu, a potem w Kolegium Jezuitów w Krakowie. W sierpniu 1942 r. z rąk bp. Teodora Kubiny przyjął na Jasnej Górze święcenia kapłańskie.

Na wiosnę 1945 r. ks. Władysław Gurgacz został przeniesiony ze Starej Wsi do Gorlic, gdzie został duszpasterzem w szpitalu powiatowym. Pełniąc funkcję kapelana szpitalnego dał się poznać jako zaangażowany, otaczający opieką szczególnie wątpiących i tych, którzy odeszli od wiary. Tu też zetknął się z rodzącym się ruchem oporu wobec władzy komunistycznej, poznając m.in. Jana Matejaka ps. „Brzeski”, żołnierza WiN (Wolność i Niezawisłość), którego przekonania i postawa wobec powojennej rzeczywistości miały decydujący wpływ na późniejsze decyzje księdza.

Po zakończeniu swojej misji w Gorlicach w 1947 r. został przeniesiony do Krynicy, gdzie został kapelanem sióstr służebniczek. Dał się wówczas poznać jako odważny kaznodzieja, który nie lękał się piętnować nadużyć władzy komunistycznej.

Ta postawa była przyczyną dwóch zamachów na księdza. W obawie o swoje życie schronił się do Wróblika Królewskiego, gdzie oficjalnie jako gość proboszcza tamtejszej parafii ks. Jana Krukara zajmował się malowaniem obrazu do ołtarza głównego kościoła. Ochraniali go w tym czasie poznany w Gorlicach Jan Matejak oraz jego dawny podkomendny z WiN-u, Stanisław Szajna ps. „Orzeł”. Tu odnalazł go Stanisław Pióro ps. „Emir” - przywódca i jeden z twórców Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców (PPAN). Organizacja ta, założona jesienią 1947 roku przez młodzież z Nowego Sącza i okolic, kładła główny nacisk na samokształcenie i krzewienie idei patriotycznych. Z czasem w ramach PPAN powstał oddział leśny „Żandarmeria”, który miał ochraniać działaczy organizacji i zdobywać fundusze na jej działalność.

Żołnierz „Żandarmerii”

Po rozmowach ze Stanisławem Pióro w maju 1948 r. ks. Gurgacz podjął decyzję o przyłączeniu się do „Żandarmerii” wraz z Janem Matejakiem, który ze względu na akowską przeszłość objął dowództwo nad oddziałem. Natomiast ks. Gurgacz miał otoczyć partyzantów duchową opieką i dbać, by prowadzone przez nich działania nie były sprzeczne z zasadami etyki katolickiej. Ta decyzja, podjęta z patriotycznych pobudek, była sprzeczna z zasadami życia zakonnego i ks. Gurgacz został upomniany przez przełożonych zakonnych. Wzmogło to rozterki duchowe młodego jezuity. - Znalazłem się, może po raz pierwszy w życiu, w bardzo trudnej sytuacji - mówił podczas procesu ks. Władysław Gurgacz.

Tłumaczył, że z jednej strony winien był to, co ślubował, a więc bezwzględne posłuszeństwo swoim przełożonym, a z drugiej dręczyła go obawa o ludzi, którymi miał się opiekować.- Skoro pozostawię bez opieki moralnej i bez właściwego nadzoru tę grupę partyzantów, do której werbowano mnie na kapelana, to ci ludzie mogą zejść na manowce - mówił.

Wobec takiej postawy przełożonych, kapelan „Żandarmerii” podjął decyzję o odejściu z oddziału. Jednak po powrocie do Krynicy, skąd miał zabrać swoje rzeczy, postanowił uzyskać opinię z kurii prymasowskiej. List w tej sprawie przekazał za pośrednictwem jednego z gorlickich księży, który wyjeżdżał do Warszawy. W nadesłanej odpowiedzi anonimowy teolog moralny zwracał uwagę na konieczność sprawowania opieki duchowej nad partyzantami, która powinna być połączona z próbą wyprowadzenia ich z konspiracji. Ta odpowiedź była wyznacznikiem jego dalszych działań.

Podejmując decyzję o pozostaniu w oddziale, ks. Gurgacz brał pod uwagę przede wszystkim dobro młodych ludzi, którzy z przyczyn patriotycznych zdecydowali się na walkę z komunistyczną władzą. Obawiał się, że bez jego opieki oddział może zatracić swe oblicze ideowe i stać się zwykłą grupą rabunkową. Uważał, że obecność duchownego pozwoli na trzymanie partyzantów w większej karności. Oni nazywali go „ojcem”, sam zaś ksiądz przybrał pseudonim „Sem”.

W organizacji pełnił zwyczajną posługę kapłańską, odprawiał msze św., spowiadał, nauczał, wygłaszał pogadanki o tematyce moralnej, a w chwilach trudnych niósł duchową pociechę coraz silniej osaczanym przez bezpiekę konspiratorom. Im gorsza była sytuacja, tym większy kładł nacisk na to, by działania partyzantów były zgodne z etyką chrześcijańską. Jak wynika z analizy historycznych dokumentów, działania ojca „Sema” były skuteczne - członkowie „Żandarmerii” unikali starć zbrojnych, nie przeprowadzali w zasadzie akcji represyjnych wymierzonych w działaczy komunistycznych, a rekwizycji pieniędzy i towarów na rzecz oddziału dokonywali tylko w instytucjach państwowych - nigdy na szkodę osób prywatnych.

To ich ostatnia akcja

Wiosną 1949 r. okazało się, że liczący niemal dwudziestu ludzi oddział „Żandarmerii” już prawie nie miał środków do prowadzenia dalszej działalności. Na domiar tego nękały go coraz częstsze obławy UB i wojsk KBW.

Zdecydowano się wówczas na podział oddziału na trzy grupy, co miało ułatwić jego przetrwanie. Pierwszą, najliczniejszą, dowodził odtąd „Emir”, drugą - Mieczysław Rembiasz „Orlik”, trzecią - ppor. Stefan Balicki „Bylina”. By zdobyć pieniądze na dalszą działalność, ks. Gurgacz postanowił - przy pomocy mieszkającego w Krakowie znajomego kleryka jezuickiego, Michała Żaka - przeprowadzić jednorazową rekwizycję środków należących do państwowego banku.

Akcję kilkakrotnie odkładano, ostatecznie zaplanowano ją na 2 lipca 1949 r. Dowodził nią Balicki, a „Sem” i Żak obserwowali ją z pewnej odległości. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem. Niosący pieniądze woźni stawili opór, doszło do pościgu i strzelaniny, w wyniku której ujęto wszystkich członków grupy. Ks. Gurgacz miał możliwość wyjechać z Krakowa, ale nie zdecydował się na opuszczenie współtowarzyszy. Tłumaczył wtedy: - Nie uciekłem po napadzie, ponieważ nie chciałem pozostawić członków organizacji i tak samo jak i oni chciałem ponieść odpowiedzialność.

Starty dla Boga i Ojczyzny

Aresztowanie ks. Gurgacza stało się pretekstem do przygotowania rozprawy ze szczególnym rozgłosem. Sprawa pododdziału „Żandarmerii” dowodzonego przez „Bylinę” stała się „procesem księdza Gurgacza”, ponieważ pasowało to do politycznego scenariusza pisanego przez komunistów i rozpoczętej w tym czasie walki z kościołem katolickim w Polsce. Dlatego w akcie oskarżenia mocno podkreślono, że „celem większego sfanatyzowania członków »Żandarmerii« oskarżony ks. Gurgacz odprawiał msze św., przedstawiał tendencyjnie stosunki panujące w Państwie Polskim i ich perspektywę rozwoju oraz wpajał w członków organizacji nienawiść do obecnego ustroju i wolę do obalenia go”.

W wyniku tak postanowionego oskarżenia wyrok mógł być tylko jeden: kara śmierci. Została ona wykonana 14 września 1949 r. na podwórku więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie. Według relacji naocznego świadka egzekucji, wykonano ją „strzałem katyńskim”, w tył głowy. Spoczął w grobie na cmentarzu Rakowickim, na którym umieszczono łacińską sentencję ,,Attritus pro Deo et Patria” (Starty dla Boga i Ojczyzny).

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska