Cenzura pracy fotoreporterów na koncertach? Cierpią na tym Fani
- Ja, Marcin Zasada, w imieniu własnym i Redakcji, przepraszam pana Lenny’ego Kravitza za opublikowanie zdjęć z jego koncertu w Gliwicach, bez jego osobistego zezwolenia. Ja nie żartuję, to brzmi jak żart, ale żartem nie jest – organizatorzy koncertu Kravitza w Gliwicach naprawdę formułują żądania w jego imieniu, które dla każdej poważnej redakcji powinny skutkować sprzeciwem. I oto sprzeciw. Wobec absurdalnych prób cenzurowania naszej pracy. – napisał redaktor naczelny Dziennika Zachodniego i rozpoczął wielką dyskusję.
Mówiąc krótko – chodzi o to, że akredytowani fotoreporterzy nie mogą publikować zdjęć z koncertu, na który… przecież dostali akredytację. Nie mogą do czasu, aż ktoś nie zweryfikuje (cenzura?) wszystkich wykonanych zdjęć. Co ciekawe, te wymogi nie dotyczą fanów, którzy zapłacą za bilet. Problem nie dotyczy jednak tylko wspomnianego koncertu Lennego Kravitza w Gliwicach, ale wielu innych koncertów organizowanych przez Live Nation. Spotkaliśmy się z takimi samymi kłopotami w Krakowie. A cierpią na tym fani, którzy nie mogą samodzielnie wybrać się na koncert i którzy liczą, że będą mogli chociaż obejrzeć zdjęcia w Internecie.
Jak wygląda praktyka? Wyjaśniamy
- Wszyscy akredytowani na koncert dostają do podpisania świstek, z którego wynika, że każda fotografia wykonana tego wieczoru w gliwickiej hali podlega cenzurze zwanej „autoryzacją”. Lenny Kravitz z gitarą, publika z rękami w górze, nawet ujęcie sufitu – wszystko musi przejść przez aparat kontroli Live Nation. Co jeśli nie dokonamy „autoryzacji” przed publikacją? Na miejscu nasza fotoreporterka słyszy coś o podaniu do sądu. – wyjaśnia dalej Marcin Zasada.
Czy czujecie absurd sytuacji? Wysyłamy na koncert fotoreportera, aby móc pokazać naszym czytelnikom występ artysty, ale formalnie – nie możemy tego zrobić. Do czasu aż jakaś osoba czy „instytucja” nie ocenzuruje zdjęć.
- Rozumiecie? 20 tysięcy ludzi na koncercie to 20 tysięcy telefonów i 20 tysięcy zdjęć i filmików w social mediach. Być może na niektórych widać nawet zmarszczki 60-letniego Lenny’ego. Live Nation wie, że tego kontrolować się nie da, więc próbuje kontrolować profesjonalne media. Nie przyjechaliśmy na koncert Kravitza, żeby czatować na to, jak pękną mu portki. Przyjechaliśmy, bo kochamy muzykę i relacjonujemy najważniejsze wydarzenia na Górnym Śląsku – pisze wyraźnie wzburzony Marcin Zasada.
Dlaczego o tym piszemy? Przede wszystkim dlatego, że cierpią na tym fani i nasi czytelnicy. A po drugiego dlatego, że nie możemy bezczynie przyglądać się cenzurowaniu pracy mediów. Mamy nadzieję, że na kolejnych koncertach będziemy mogli pokazywać występy artystów takimi, jakie są naprawdę.
