Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziewczyno, dziewczyno zamień cnotę na wino!

Jerzy Surdykowski
fot. archiwum Polskapresse
W mediach dzień bez doktora G. jest stracony, podobnie jak wcześniej dzień bez Smoleńska. Ale to powróci: zespół posła Macierewicza proponuje rządowym ekspertom publiczną debatę nad hipotezami o wybuchu, rozpyleniu helu itp. Wcale nie jestem przekonany, że rządowy raport to sama prawda, ale propozycja przypomina zamiar podobnej debaty nad zasadnością rachunku różniczkowego: niewielu wie,o co chodzi, prawie nikt się na tym nie zna, ale każdy może pokrzyczeć.

Zresztą rozumiem wybitnego specjalistę (patrz przesławny raport o WSI, za który państwo wciąż musi płacić odszkodowania pomówionym), że woli publicznie. Jego czołowy ekspert - polonijny profesor prowincjonalnej uczelni w Ohio - jak już umówił spotkanie z prokuratorami na swoich warunkach, a więc w Sejmie, w obecności konsula amerykańskiego, to po prostu nie przyszedł. Więc lepiej tak ustalić okoliczności, aby po raz kolejny okazało się, że kto głośniej krzyczy, ten ma więcej racji.

Nie inaczej z bohaterem ostatnich dni. Sędzia Tuleya zaskoczył polityków, jak zima drogowców. Więc rzucili się na niego jak sępy. Albo w jego obronie: tu leją naszą Tuleyę! Rozczulająca nie jest nawet skwapliwość, z jaką sędzia wziął się za publicystykę polityczną, a posłowie obsadzili okopy obrońców lub podjęli szarżę napastników. Najbardziej ujęła mnie prawidłowość podziału: im kto bliżej Kaczyńskiego, tym ostrzej wali. Im bliżej Tuska, tym dzielniej broni. Wszystko jest w polityce do znudzenia przewidywalne. Nawet to, że przy najbliższej rekonstrukcji rządu sędzia Tuleya zostanie wiceministrem sprawiedliwości. Albo wyżej, jak sędzina Piwnik w rządzie SLD. To, że najmocniej atakują posłowie Ziobro i Kurski, też nie ma znaczenia: oni nadal kochają Jarosława uczuciem odrzuconej nałożnicy. Podobnie jak Palikot Tuska, choć dostał kopniaka. I ta nieodwzajemniona miłość przyniesie im zgubę!

Jedynie ciekawe są kulisy tajnych służb. Przepraszam: podobno tajnych, bo jak się coś smakowitego wydarzy, to zaraz polski hydraulik urządza przeciek i trąbią o tym media. Na Zachodzie kryzys, w Paryżu nie ma pracy, więc wrócił nad Wisłę i partoli jak potrafi. Tak więc do przygód erotycznych, rozrywkowych i pieniężnych agenta Tomka dzięki sprawie doktora G. dorzucono kolejne paskudztwa: a to uwiedzenie rejestratorki, a to manipulacje taśmami wideo, a to groźby w rodzaju "wyciągnę cię babo przez okno!"

Przypomina mi się sprzed lat bulwersująca sprawa sądzonych w USA czterech przedstawicieli fabryki broni z Radomia, których agenci amerykańscy zwabili na rozmowę w sprawie rzekomej sprzedaży naszych "kałaszy" Saddamowi Husajnowi. Panowie zostali przez agentów przykładnie nagrani i aresztowani.

Pracując w Nowym Jorku reprezentowałem w tym procesie polskie państwo. Nic by podejrzanym nie pomogło, bo tak byli napaleni, że sprzedaliby broń nawet Belzebubowi. Okazało się jednak, że nagranie zrobiono w Niemczech bez zgody niemieckiego sądu, a amerykańskie prawo powiada, że dowody zdobyte nielegalnie nie mogą służyć w procesie. Radomiacy wyszli więc z kryminału, a jeden z nich został nawet senatorem SLD. Niestety, amerykańskie prawo nie obowiązuje nad Wisłą, wtedy doktor G. byłby wolny, a despekt CBA (skrót oznacza Centralne Biuro Amantów) jeszcze głębszy. Szkoda też, że tak rzadko nad marnością polskich służb rozlega się rozgniewany ryk samego Jamesa Bonda. Z tego powodu niespodziewanie pożegnał się ze stanowiskiem generał Bondaryk.

Jeśli praca wywiadowcy polega na seksie, to kto jest sutenerem? No i kto będzie płacił alimenty, bo może dojść nie tylko do przecieku informacji, ale czegoś zupełnie innego?

Na pewno jednak my wszyscy zapłacimy za wyroki ze Strasburga przyznające odszkodowania za nieprofesjonalność agentów, przewlekłość sądów i przepełnienie więzień. Z naszych to idzie - podwyższonych z okazji kryzysu - podatków, a Polska przegrywa tam sprawę za sprawą.

Dzisiejszy poseł i wiceprezes PiS-u Mariusz Kamiński był dobry, kiedy trzeba było obrzucać pomidorami lub jajami ówczesnych przeciwników politycznych. Ale do tworzenia nowej tajnej służby trzeba zupełnie innych kwalifikacji. Panowie dobrze się bawili na wspólnych imprezach podśpiewując pewnie jak w tytule, a teraz oburzają się, że ktoś śmie policzyć im zabawki.

Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska