Zewnętrznie nieustannie elegancka pani burmistrz znad Skawy i spod papieskiej bazyliki ma wielu kooperantów w wykuwaniu nowych znaczeń słowa niezależność. Wśród nich na czoło wybija się Piotr Duda.
To ten, co nawymyślał ostatnio premierowi od tchórzy. Czuł się do tego upoważniony, jako dziedzic niezależnej (NSZZ!) "Solidarności". Ma dużą łatwość w przemawianiu w imieniu społeczeństwa. To nawyk w tym związku. Działa od ponad 30 lat, czyli od momentu kiedy cały naród był przeciwko władzy zależnej od Moskwy. Potem szybko się okazało, że nie cały, a jednak nawyk się utrwalił.
Przewodniczący "S" jest dziś niezależny nie tylko od władzy, ale przede wszystkim od większości społeczeństwa. Nie godzi się z jego decyzjami wyborczymi, których skutkiem jest "ta władza". Piotra Dudę na przewodniczącego wybrały jakieś marne, statystycznie i ideowo, resztki związku. "S" reprezentuje dziś tzw. wielkoprzemysłową klasę robotniczą, która oparła się prywatyzacji i dobrze na tym wyszła. A więc górników, tych od węgla i tych od miedzi, energetyków, nieszczęsnych kolejarzy, nauczycieli schowanych za swoją kartą. Wszyscy zażarcie bronią swoich przywilejów odziedziczonych jeszcze z PRL, a wzmocnionych przez niektóre lękliwe rządy III RP. To ich Piotr Duda chce poprowadzić we wrześniu na Warszawę.
Na ten pomysł wpadł oczywiście niezależnie, zwłaszcza od Jarosława Kaczyńskiego. Ten marzenia o wykurzeniu rządu i wyobrażenia o swym poparciu społecznym ma równie niezależne od faktów, jak Duda. Ale może liczyć na niezależnych dziennikarzy, którym ostatnio dziękował za wsparcie. Wielu z nich musiało, jeśli oczywiście nie są niewdzięcznikami, wymamrotać nad klawiaturą: I wzajemnie Panie Prezesie!
Mają mu za co dziękować. Nie chodzi tylko o szmal, jakiego całkiem pokaźny strumień skierował do nich z partyjnej, czyli dla przypomnienia - społecznej kasy. Razem z nimi stworzył rzeczywistość i historię naszego kraju, niezależną od podstawowych faktów. Zbudowali też wspólnie kilkumilionowy target, który kupuje gazety tworzone przez ukochanych przez prezesa dziennikarzy, bez upierdliwej konieczności posługiwania się sztuką dziennikarską.
Nie znam sympatii politycznych Ewy Filipiak, ale jej sposób myślenia o niezależności zbliża ją do prezesa Kaczyńskiego bardzo. Ona udowodniła, że z takimi poglądami można przez wiele lat wygrywać wybory. Przynajmniej w Wadowicach. On efekty wyborcze ma dokładnie przeciwne. I niech tak zostanie.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+