Jeżeli coś Cię denerwuje lub przeszkadza w Twoim mieście, daj nam znać! Dziennikarze "Gazety Krakowskiej" zajmą się problemem! Czekamy też na Twoje opinie, uwagi a także zdjęcia i wideo - pisz e-maila na adres [email protected], dzwoń - tel. 12 6 888 301. Do Twojej dyspozycji jest też profil "Gazety Krakowskiej" na Facebooku.
Samotna 86-latka ma wiele dolegliwości: nadciśnienie, wysoki poziom cukru we krwi, nietrzymanie moczu, ból stawów, odleżyny. Ma tekże niesprawną rękę i nogę, dlatego od 2006 r. nie opuszcza mieszkania i jest skazana na pomoc innych.
Nieraz chciała zadać swojej lekarce wiele pytań na temat złego stanu zdrowia. Problem w tym, że poza sporadycznymi rozmowami telefonicznymi pacjentka nie ma z panią doktor kontaktu. Kobieta ma żal do lekarki o brak zainteresowania, zwłaszcza że odległość od przychodni przy ul. Szwedzkiej do jej domu przy ul. Biała Droga można pokonać na piechotę w 10 minut.
Przez ostatnie dwa lata pani Anna nie była kierowana przez lekarza rodzinnego do specjalistów i przez nich badana. Gdy kończyły się jej leki, opiekunka zanosiła listę medykamentów do przychodni, lekarka zostawiała recepty w rejestracji. Do pacjentki osobiście się nie fatygowała. A tej problemów zdrowotnych tylko przybywało.
- Do przychodni nie mogę dojść o własnych siłach, ale też ciężko się tam dodzwonić - ubolewa 86-latka. Poza tym słabo słyszy, więc taka rozmowa jest utrudniona. Dlatego chciałaby jedynie, by raz lub dwa razy w miesiącu odbyły się wizyty domowe. - Byłabym pod stałą kontrolą lekarza pierwszego kontaktu. Czy to aż tak wiele? - zastanawia się emerytka.
Przyznaje, że nie zgłaszała w przychodni oficjalnego zapotrzebowania na wizytę domową - nie do końca orientuje się nawet, jak takie sprawy załatwiać (dyrekcja przychodni informuje, że należy to zgłosić w rejestracji). Zdarzały się jednak sytuacje, gdy pani Anna bardzo źle się czuła: raz uległa poparzeniu, innym razem spuchły jej nogi. - Dodzwoniłam się wtedy do lekarki i przedstawiłam sprawę. Poradziła mi zmianę dawki leku. Na tym konsultacja się skończyła - wspomina. Na uciążliwą opuchliznę kończyn cierpi i dziś. Gdy się poparzyła, lekarka wysłała do niej pielęgniarkę. I tyle.
Pani Annie pomagają sąsiedzi. Zamontowali alarm: jeżeli coś się dzieje, kobieta może dzwonić do nich po pomoc. - Ona ma 86 lat, jest zagubiona, nawet nie jest pewna, czy jej przysługuje wizyta domowa - podkreśla pani Beata, sąsiadka emerytki. Potrzebuje balkonika, by się poruszać po mieszkaniu, a to lekarz rodzinny wystawia zlecenie, by uzyskać dofinansowanie Narodowego Funduszu Zdrowia na zakup sprzętu. 86-latka ma odleżyny, lekarz powinien je zobaczyć, by wypisać maść. Jednak by to zrobić, musiałby wybrać się do pacjentki. A tak się nie dzieje od dwóch lat.
Tomasz Walasek, szef przychodni "Kraków-Południe", uważa, że w tej sytuacji nie ma mowy o zaniedbaniach personelu medycznego. - Pacjentka nie zgłaszała wizyty domowej, skąd lekarz mógł wiedzieć, że jest taka potrzeba? - zauważa.
Inne zdanie na ten temat mają Adam Windak, krajowy konsultant medycyny rodzinnej, i Krzysztof Czarnobilski, geriatra ze szpitala MSW przy ul. Galla. Ten drugi nie ukrywa, że osoba w starszym wieku to trudny pacjent wymagający ukierunkowanego leczenia i ścisłego nadzoru.
- Dlatego tak ważna jest rola lekarza I kontaktu, który jest najbliżej chorego i dobrze się orientuje w jego problemach - mówi Czarnobilski.
Aleksandra Kwiecień z biura prasowego małopolskiego NFZ mówi, że wiek pacjentki i niezdolność samodzielnego poruszania się uzasadnia konieczność wizyt domowych. Kobieta ma prawo do właściwej opieki, która nie może się sprowadzać do ordynacji leków i przekazywania recept bez konsultacji medycznej. Lekarz dostaje za zadeklarowanego u siebie pacjenta pieniądze z NFZ i jego obowiązkiem jest leczenie chorego - nawet w domu. Pacjent może się umówić na wizytę domową dzwoniąc do poradni lub może poprosić o transport medyczny.