Nie przenoście nam stolicy do Krakowa – śpiewa w swym wielkim szlagierze kanoniczny krakus Andrzej Sikorowski. Teraz eksperci związani z krakowskim Klubem Jagiellońskim, z którego wywodzi się m.in. Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii, przygotowali dla rządu raport, z którego jasno wynika, że dla Polski i Polaków byłoby lepiej, gdybyśmy jednak trochę skumulowanej w Warszawie władzy przenieśli w teren. Może niekoniecznie do Krakowa, ale do Tarnowa i Nowego Sącza czy Bochni - na pewno. To ostatnia szansa by powstrzymać upadek średnich miast oraz całej tzw. Polski powiatowej.
- Dzisiaj w naszym kraju rozwijają się niemal wyłącznie aglomeracje, zwłaszcza Warszawa, ale też Kraków, Gdańsk, Wrocław, Poznań. Mniejsze miasta, w tym ponad trzydzieści tych, które przed reformą administracyjną z 1997 r. były stolicami województw, utraciło wiele swych funkcji społecznych, kulturowych i gospodarczych. Mówiąc kolokwialnie: zwijają się, starzeją, ich najbardziej rzutcy i ambitni mieszkańcy są wysysani przez większe ośrodki, z Warszawą na czele – diagnozuje w najnowszym „Barometrze Bartusia” współautor raportu, Karol Wałachowski, ekspert Centrum Analiz KJ.
Jak wynika z przeanalizowanych w raporcie doświadczeń europejskich, miasta średniej wielkości rozwijają się o wiele lepiej, jeśli są w nich ulokowane organy i instytucje administracji, najlepiej - centralnej.
_– Nie uciekają stamtąd młodzi i utalentowani ludzie, tworzy się rynek dla większej liczby towarów i usług oraz mieszkań, co wyraźnie napędza lokalną gospodarkę, szybciej powstaje infrastruktura służąca wszystkim mieszkańcom. Z dala od drogiej i przeludnionej stolicy łatwiej jest również zapewnić państwowej administracji kompetentne i stabilne kadry przy wyraźnie niższych kosztach funkcjonowania, choćby dlatego, że za powierzchnie biurowe nie trzeba płacić tak kosmicznych cen, jak w Warszawie _– wylicza ekspert.
Dodaje, że przeniesienie części centralnych urzędów do mniejszych miejscowości ma wiele zalet także dla samej stolicy państwa, m.in. dlatego, że wyraźnie zmniejsza korki w okolicach centrum i czyni miasto bardziej przystępnym dla szarego człowieka, a nie tylko dla krezusów.
Warszawa – 87 proc. urzędów centralnych, Berlin – mniej niż 20 proc.!
Dzisiaj w Warszawie mieści się prawie 87 proc. wszystkich urzędów centralnych, gdy przykładowo w Bonn i w Berlinie działa w sumie mniej niż 40 proc. wszystkich centralnych urzędów niemieckich (w samym Berlinie – 19 proc.). – Niemcy mają podobną tradycję osadniczą, jak my, więc efekt deglomeracji i delokalizacji urzędów były zapewne nad Wisłą podobny jak u nich – uważa Karol Wałachowski.
Podkreśla, że Niemcy, podobnie jak inne kraje Europy, świadomie wybrały deglomerację, gdy zdały sobie sprawę, że proces odwrotny – czyli aglomeracja – nie sprzyja rozwojowi kraju, a już na pewno nie jest to rozwój zrównoważony. Podobne wnioski wyciągnęła niedawno Komisja Europejska, która wcześniej wspierała rozwój oparty na silnych aglomeracjach – wychodząc z założenia, że wraz z miastami-gigantami rozwinie się także prowincja. Tak się jednak nie stało: w bardzo wielu miejscach Unii nadmierne wzmocnienie aglomeracji poprzez skumulowanie w nich wszystkich czynników wzrostu pociągnęło za sobą degradację społeczną i gospodarczą mniejszych ośrodków.
_- Teraz Unia poszła po rozum do głowy i postawiła na rozwój bardziej zrównoważony poprzez wspieranie miast średnich i mniejszych _– mówi Karol Wałachowski.
Zwraca uwagę, że jest to w pełni zbieżne z polską Strategią na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (zwaną od zarania Planem Morawieckiego). Problem w tym, że kluczowe zapisy tej strategii dotyczące zrównoważonego rozwoju zostały przez rząd nieco zapomniane, a w wielu wypadkach w centrali PiS zwycięża myślenie mocno centralistyczne, w stylu „my lepiej wiemy, jaka droga jest potrzebna w Pcimiu i jaki żłobek w Bochni”.
– A przecież tak naprawdę nic nie wiedzą. Doświadczenie uczy, że lokalny samorząd, wójt czy wręcz radny, lepiej zna potrzeby mieszkańców i wydaje publiczne pieniądze o wiele efektywniej - podkreśla ekspert.
31 urzędów do wyprowadzki z Warszawy. Dokąd?
Ze wspomnianego raportu MPiT wynika, że ze 107 urzędów centralnych w Polsce tylko 14 zlokalizowano poza Warszawą. Znakomicie z dala od stolicy radzi sobie m.in. Narodowe Centrum Nauki w Krakowie, co powinno zachęcać do dalszych przenosin. Zdaniem autorów, mogłoby to dotyczyć co najmniej 31 urzędów centralnych, takich jak Centrala Narodowego Fundusz Zdrowia, Komenda Główna Straży Granicznej, Urząd Regulacji Energetyki, Główny Urząd Nadzoru Budowlanego, Agencja Rezerw Materiałowych, Polska Agencja Antydopingowa, Państwowa Agencji Atomistyki, Polski Instytut Sztuki Filmowej, Centralna Komisja Egzaminacyjna, Urząd Komunikacji Elektronicznej, Krajowy Zasób Nieruchomości, Urząd Zamówień Publicznych czy Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości.
Karol Wałachowski zwraca uwagę, że delokalizacja (czyli przeniesienie ze stolicy) urzędów jest dzisiaj tym łatwiejsza, że żyjemy w erze rozwijającej się szybko komunikacji elektronicznej i cyfryzacji procedur. W dodatku z doświadczeń m.in. brytyjskich wynika, że przenosiny danego urzędu poza stolicę przyspieszają jego cyfryzację.
Zdaniem minister Jadwigi Emilewicz, Polska może wiele zyskać zmieniając swą strukturę instytucjonalną z monocentrycznej na policentryczną. Na znaczeniu zyskałyby wtedy miasta poza Warszawą.
– W celu zdobycia wiedzy na temat sposobu bezbolesnych przenosin i ich skutków rekomendujemy uruchomienie pilotażowego programu obejmującego przeniesienie jednego z urzędów. Wnikliwa obserwacja i następnie ewaluacja tego procesu pozwoliłaby ustrzec się błędów przy zwiększaniu skali delokalizacji w przyszłości – uważa Jadwiga Emilewicz.
Gdzie miałyby być przeniesione urzędy? Dr Łukasz Zaborowski z CA KJ w swej najnowszej pracy „Deglomeracja czy degradacja” podkreśla, że naturalnymi kandydatami są zwłaszcza dawne miasta wojewódzkie - które dzisiaj, pozbawione przywilejów, nie tylko nie mają równego dostępu do środków i inwestycji, ale i tracą kapitał ludzki.
- Polska potrzebuje większej liczby biegunów wzrostu w postaci ośrodków subregionalnych, najlepiej takich, z których da się dojechać do stolicy regionu maksymalnie w godzinę. Dawałoby to możliwość korzystania z większych możliwości rozwojowych bez konieczności wyjazdu na stałe do nielicznych największych miast – przekonuje dr Zaborowski, który – na podstawie wnikliwych analiz - wyodrębnił „50 wyróżniających się ośrodków (od metropolitalnych do subregionalnych), będących potencjalnymi biegunami wzrostu”. W Polsce południowej są to m.in.: Bochnia, Gorlice, Jasło, Krosno, Nowy Targ i Nowy Sącz.
Które centralne urzędy można by przenieść poza Warszawę (lista proponowana przez MPiT):
- Urząd Regulacji Energetyki
- Centrum Projektów Polska Cyfrowa
- Centralna Komisja Egzaminacyjna
- Urząd Komunikacji Elektronicznej
- Agencja Rezerw Materiałowych
- Centrum Unijnych Projektów Transportowych.
- Główny Urząd Nadzoru Budowlanego
- Krajowy Zasób Nieruchomości
- Polski Instytut Sztuki Filmowej
- Urząd Zamówień Publicznych
- Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości
- Urząd Dozoru Technicznego
- Biuro Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych;
- Centrala Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
- Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych
- Główny Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa
- Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa
- Agencja Mienia Wojskowego
- Centralny Ośrodek Sportu
- Polska Agencja Antydopingowa
- Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska
- Państwowa Agencji Atomistyki
- Biuro Nasiennictwa Leśnego
- Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe w Warszawie.
- Główny Inspektor Farmaceutyczny
- Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia
- Narodowe Centrum Krwi
- Centrala Narodowego Fundusz Zdrowia
- Komenda Główna Straży Granicznej
- Centrum Personalizacji Dokumentów MSWiA
- Szef Obrony Cywilnej Kraju
