Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emilia, niepokorna baletnica

Redakcja
Czarne, satynowe puenty to duma Emilii Lorenc. Ale może już nigdy nie wystąpi w nich na scenie. Liczy się z tym, bo walka z uprzedzeniami nie jest prosta...
Czarne, satynowe puenty to duma Emilii Lorenc. Ale może już nigdy nie wystąpi w nich na scenie. Liczy się z tym, bo walka z uprzedzeniami nie jest prosta... Wojciech Matusik
Uwielbia jajka-niespodzianki i aromatyczne świeczki pachnące jeżynami. Ma dwa koty, które rzucają się na czekoladę. Ciągle coś przemeblowuje. Emilia Lorenc, zwolniona z pracy w Operze Krakowskiej po tym, jak wygrała z rakiem, stała się symbolem walki o godność. O zwyczajnym życiu niepokornej dziewczyny - piszą Katarzyna Janiszewska i Anna Agaciak.

Co chwilę dzwonią do niej telewizje, gazety z prośbą o wywiad. Nawet Bartosz Arłukowicz, polityk SLD, onkolog, który proponuje, by została twarzą społecznej kampanii. Emilia jeszcze nie ochłonęła po ostatnich wydarzeniach. Nie spodziewała się takiego zamieszania wokół siebie.

Filigranowa dziewczyna z Łukowa na Lubelszczyźnie, z dnia na dzień stała się znana całej Polsce. Ma 26 lat, ale w środku pozostała małą dziewczynką. - Powinnam teraz chodzić do gimnazjum i oglądać Hannah Montana - śmieje się.

Zobacz także: Kraków: dyrektor do baleriny: Proszę pomyśleć, czy chce pani wrócić...

Krzeszowice pod Krakowem. Blok z wielkiej płyty, czwarte piętro. Emilia siedzi w różowym dresie na podłodze swojego salonu, urządzonego meblami z Ikei. Po puchatym dywanie przechadzają się dwa piękne, rasowe kociaki: Fanti i Gambi.

Kilka godzin wcześniej dziewczyna uciekła z zajęć. Koledzy z grupy baletowej zrobili show dla telewizji: zobaczyli w oknie sąsiedniego budynku kamerę, zaczęli skakać, robić pajacyki, niektórzy nawet wypięli się do obiektywu. Artyści.Dla Emilii to była czytelna demonstracja tego, że po tym, jak jej historię opisały media, nie jest już w zespole mile widziana. Nie wytrzymała, wyszła. Teraz pewnie dostanie raport - coś w rodzaju uwagi w szkolnym dzienniczku. Ale się tym nie przejmuje. Nigdy się nie przejmowała.

- W najgorszym razie zostanę domowym menedżerem - żartuje. - Przecież nie będę jeść lodów przed telewizorem, oglądając komedie romantyczne.

2010 - zwolnienie niepokornej duszy

Telefon czy list, telefon czy list? Dwa miesiące stresu, sprawdzania skrzynki, czekania na wypowiedzenie. Że je dostanie, to prawie pewne.

O planach dyrekcji uprzedziły tancerkę związki zawodowe. Powiedziała: walczymy do końca. Bo, po pierwsze, w Krakowie nie ma innego teatru, gdzie mogłaby wykonywać ukochany zawód. Po drugie, Emilia to niepokorna dusza i nie pozwoli sobie dmuchać w kaszę.

Nie była przecież złą tancerką, nie brakowało jej talentu. Często wybierana do pierwszych szeregów na scenie. Grała m.in. w "Madame Butterfly", "Kopciuszku", "Spojrzeniach". Ale miała pecha, zachorowała. Uzasadnienie zwolnienia: liczne absencje chorobowe i dezorganizacja pracy zespołu.

- A ja przecież nie balowałam. Walczyłam o życie - mówi z wyrzutem.

2008 - choroba i pierścionek z brylantem

To były rutynowe badania kontrolne: cytologia, USG. Lekarz powiedział jej, że na jajniku widoczna jest torbiel. Ale Emilia nie wpadła w panikę. Jest optymistką i zawsze widzi szklankę do połowy pełną. Miała nadzieję, że chorobę zwalczy lekami. Nie chciała iść pod nóż, bo praca, występy, treningi. No i cały czas marzyła, że kiedyś będą mieli dziecko. Z Rafałem od dawna już planowali się pobrać.

Noc, rozgwieżdżone niebo, kemping na Słowenii. Siedzą na kocu i podziwiają widoki. W pewnej chwili chłopak idzie do samochodu i przynosi małe pudełeczko. Przyświecając sobie latarką wsuwa na palec Emilii złoty pierścionek z brylantem. "Czy spędzisz ze mną resztę życia i zostaniesz moją żoną? " - pyta. A ona bez wahania się zgadza.

Zobacz także: Kraków: dyrektor do baleriny: Proszę pomyśleć, czy chce pani wrócić...

- Było bardzo romantycznie, bo w sąsiednim namiocie ktoś głośno chrapał - wspomina Emilia.

Jesienią okazuje się, że dziewczyna musi jednak poddać się operacji. Podczas badań kontrolnych lekarze zauważają nowotworowe zmiany.

- Wszystko działo się tak szybko, że jakoś to do mnie nie dotarło - przyznaje. - Pojawiały się pytania: dlaczego ja? Ale najbardziej bałam się przed pierwszą operacją. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak to będzie, jak mnie uśpią. Zasnę tak od razu, jak na filmach?

Zabiegi, pobyty w szpitalu i koszmarne bóle. Wytrenowany organizm, przyzwyczajony do ciągłych ćwiczeń, buntował się. Emilię łapały skurcze, takie silne, że nie mogła się ruszyć. Musiała brać leki zwiotczające. Choroba długo nie dawała za wygraną, jedna operacja nie wystarczyła. Dopiero po dwóch latach walki lekarze ogłosili zwycięstwo.

2007 - przeprowadzka do Krakowa

Emilia żegna się z Teatrem Muzycznym w Lublinie i jedzie do Krakowa. Kiedy kierowniczka baletu pyta: dlaczego chce tańczyć w Operze, odpowiada, że to wielka szansa, że duże miasto i w ogóle. Nie powie przecież, że drugim powodem była miłość. Bo poza teatrem i sceną, Emilia jest zakochana po uszy w Rafale.

- Ja to sobie żyłam - śmieje się. - Podróżowałam, spotykałam się z ludźmi. Nie to, żeby klapki na oczach i tylko: szkoła, taniec.

Ale to wcale nie znaczy, że teatr lekceważyła. Gdy zostaje przyjęta do Opery Krakowskiej (kierowniczka zespołu pamięta ją z pracy w lubelskim teatrze, wtedy się jej podobała), bez reszty się jej poświęca. Kocha występy na scenie, cierpliwie ćwiczy flic-flaki i inne wygibasy wyrabiające giętkość i zwrotność. Zajęcia zajmują jej całe dnie.

2004 - miłość na śmierć i życie

Z milion razy zakochiwała się i odkochiwała. Jak już komuś oddawała serce, to na sto procent, na zabój! A po rozstaniach płakała w poduszkę. Zawsze taka była. Emocjonalna, spontaniczna, uczuciowa.

Kiedy poznała Rafała, wiedziała, że to właśnie ten jeden, jedyny, wyśniony, właśnie dla niej. Po prostu to czuła. Nigdy nie brakowało im tematów do rozmów. Nawet jak się nudzą, to jest fajnie.

Wszystko robią razem: razem jadą do pracy, razem wracają, jedno na drugie czeka z obiadem. Takie papużki nierozłączki. Nawet w poglądach politycznych się zgadzają. Oboje mają ostre charakterki. W jednych sprawach są podobni, w innych się uzupełniają. Ale zawsze mogą na siebie liczyć.
Kiedy Emilia jest smutna, Rafał przynosi jej... jajko niespodziankę.

Zobacz także: Kraków: dyrektor do baleriny: Proszę pomyśleć, czy chce pani wrócić...

- Jemy tę czekoladkę po połowie, składamy razem zabawkę, a później ją wyrzucamy - opowiada. - To jest takie nasze. I nigdy się nie kłócimy. Jesteśmy nie tylko małżeństwem, ale też przyjaciółmi. Dlatego każdy mój dzień jest jak Dzień Kobiet.

Wieczorami siadają na brązowej sofie z kubkami gorącej herbaty w ręce. Opowiadają sobie o tym, jak spędzili dzień, co w pracy, co ich zdenerwowało, co rozbawiło. Snują plany. Jak choćby o tym, co zmienić we wspólnym gniazdku. Bo Emilia uwielbia urządzać, ciągle by coś przestawiała, dostawiała. Kuchnię przemalowała już trzy razy, sypialnię - cztery.

- Taki ze mnie mały robotnik - żartuje. - Ale wszystko konsultuję z Rafałem.

Mają wspólną pasję: samochody. Mąż ściga się ich seatem ibizą na 1/4 mili, a żona mu kibicuje. - Nie jeżdżę z nim, bo lżejsze auto szybciej jedzie - tłumaczy. - Ale trzymam kciuki na mecie.

1995 - szkoła dla baletnic

Tata i mama byli zaskoczeni, kiedy 10-letnia córka oświadczyła, że pragnie zostać baletnicą. Emilka, ta mała przylepka, zawsze przy maminej spódnicy, nagle chce zamieszkać w Warszawie, w szkole z internatem. Przecież na krok nie rusza się sama, nawet do drugiego pokoju chodzi z siostrą. Ale zgodzili się i zawieźli córkę na egzaminy. Żeby później nie było, że jej życie zmarnowali. Tylko niech nie płacze, jak się nie dostanie.

No i nie płacze, bo się dostaje. Ma po osiem, dziesięć lekcji dziennie. Matematyka, fizyka, balet. Historia, polski, taniec ludowy. Harówka, ból, pot i łzy.

- Słyszałyśmy tylko, że jesteśmy beznadziejne i do niczego się nie nadajemy - opowiada. - Tylko niekiedy ciepłe słowo od pedagogów.
A że Emilia pokorna nigdy nie była, mówi prosto z mostu, co jej leży na sercu. Tylko że w ciasnym, dusznym światku baletmistrzów posiadanie, a nie daj Boże, ujawnianie, własnego zdania to zbyt wielka ekstrawagancja. Niewybaczalny błąd...

Po ośmiu latach - rok przed końcem szkoły - Emilia zrezygnowała z zajęć. Obraziła się na balet i cały taneczny świat. Postanowiła: nie będzie walczyć z przeznaczeniem. Widać nie jest jej pisane zostać tancerką, więc po co się pchać? Kiedy przypadkiem odwiedziła koleżankę w Teatrze Muzycznym w Lublinie i okazało się, że potrzebują tam tancerki, pomyślała: może los daje mi kolejną szansę?

- Chciałam naprawić błędy młodości, więc dokończyłam naukę, a potem w Warszawie w ZASP-ie (Związku Artystów Scen Polskich) zdałam państwowe egzaminy uprawniające do wykonywania zawodu - wspomina.

Przez cztery lata brylowała w tanecznych przedstawieniach.

1994 - decyzja z Teleranka

Zawsze była pyskata. Biła kolegów w przedszkolu. Rodzice nieraz musieli się za nią tłumaczyć. Widocznie miała być chłopcem, i tak też się zachowywała. Rządziła.
Na ulicy w rodzinnym Łukowie dzieciaki bawiły się w to, co chciała Emilka. A jak nie działa siła argumentu, to sięgała po argument siły. Albo po prostu odwracała się na pięcie i odchodziła obrażona. Wtedy one biegły za nią: nie no, dobra, to będzie jak chcesz, wracaj.

Zobacz także: Kraków: dyrektor do baleriny: Proszę pomyśleć, czy chce pani wrócić...

Zawsze dostawała to, czego chciała. Jak już sobie upatrzyła jakąś zabawkę, nie było zmiłuj. Siostra, po pierwszym maminym "nie", dawała za wygraną.

- A ja tak długo nudziłam, marudziłam, wierciłam dziurę w brzuchu, aż mama dla świętego spokoju kupowała mi tę upragnioną lalkę - śmieje się. - Siostra nie była taka przebojowa i miała później do mnie pretensje.

Pewnej niedzieli mała Emilka siedziała z nosem wlepionym w telewizor i oglądała Teleranek. Mówili o balecie. Spodobały jej się śliczne, wirujące panienki w puentach i zwiewnych sukienkach.

Zamarzyła, by być jedną z nich. Zerwała się na równe nogi i zaczęła podskakiwać, pląsać z rączkami uniesionymi nad głową. O tak, to jest to, co chce robić. Zostanie słynną tancerką, primabaleriną! Będzie jeździć po świecie i występować na deskach największych teatrów.

Oklaski, brawa, morze kwiatów, światła skierowane właśnie na nią. Teraz piękny ukłon w stronę widowni, i… kurtyna!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska