FLESZ - Rząd zwiększy limit osób w kościołach

42-letnia Agnieszka S. przy okazji załatwiania dla siebie kredytu na kupno nieruchomości poznała Małgorzatę F. z Krakowa, która za pośrednictwo w uzyskaniu tego kredytu zainkasowała 10 proc. jego wartości, czyli 20 tys. zł. Panie po pewnym czasie postanowiły bliżej współpracować. Z racji zawodu, Agnieszka S. miała kontakt z klientami jej salonu fryzjerskiego i pytała je czy czasem nie potrzebują kredytu. Jeśli tak było kobiety trafiały do Małgorzaty F., a ona zyskami z prowizji przy załatwianiu kredytu dzieliła się z Agnieszką S.
Interes szedł na tyle dobrze, że panie otworzyły biuro w Bochni. Opracowały system pośrednictwa usług finansowych, który zaczął przynosić im spore zyski.
Zgłaszały się do nich osoby m.in. nauczyciele i księgowe, ludzie którzy potrzebowali zastrzyku finansowego. Inwestowali spore sumy choć zdawali sobie sprawę z wysokiego ryzyka takich operacji finansowych.
Agnieszka S. i Małgorzata F. pożyczały od ludzi pieniądze i oferowały im 4-10 proc. comiesięcznych prowizji od tych sum. Ktoś pożyczył 10 tys. zł, to co miesiąc otrzymywał 500 zł, w tym zakresie podpisywano stosowną umowę. Ludzi (tzw. inwestorów) nie interesowało komu tak naprawę pożyczają fundusze, liczył się dla nich wysoki, choć ryzykowny zysk i zwrot całej pożyczki po ustalonym terminie obowiązywania umowy.
Obie kobiety wyszukiwały też tzw. klientów, czyli osoby które szukały pożyczkobiorców. Zwykle klienci poszukiwali gotówki, by spłacić swoje długi i zniknąć z publicznego wykazu Biura Informacji Kredytowej (BIK). Byli w tym celu gotowi płacić comiesięczną prowizję dla tzw. inwestorów, którzy wykładali swoje fundusze i mieli z ego zyski. Pośredniczki miały w tym swój interes, bo gdy ułatwiły załatwienie kredytu otrzymywały z tego tytułu wysoką prowizję.
Małgorzata F. jako pośredniczka w tym biznesie ma swój proces przed sądem za oszustwa, bo stworzony m.in. przez nią mechanizm finansowy z czasem się załamał. Doszło do tego, że niektórzy klienci okazali się niewypłacalni i nie byli w stanie spłacać comiesięcznych prowizji inwestorom.
Jednym z takich niewypłacalnych klientów okazała się bizneswoman Katarzyna P., właścicielka sklepu odzieżowego z Bochni. Ona z Agnieszką S. zasiadły na ławie oskarżonych w osobnym procesie za oszustwa i teraz usłyszały wyrok Sądu Okręgowego w Tarnowie. Wyszło na jaw, że obie by wykaraskać się z finansowych kłopotów namówiły znajomą do wzięcia pożyczek i kredytów z trzech banków na kwotę 152 tys. zł. Pomogły w tym fałszywe dokumenty.
Tarnowski sąd oczyścił obie oskarżone z części zarzutów, ale nie ze wszystkich i za nie dostały kary więzienia: Agnieszka S. w zawieszeniu, Katarzyna P. już nie. Muszą też solidarnie zapłacić na rzecz banków kwoty 16 tys., 98 tys. i 35 tys. z. Na mocy zawartych mediacji Agnieszka S. spłaciła niektórym pokrzywdzonym pożyczone od nich sumy, Katarzyna P. w tym zakresie nie wykazuje żadnej inicjatywy.
Zdaniem sądu ta 32-letnia bizneswoman oszustwo przyjęła za metodę doraźnego łagodzenia kłopotów z wierzycielami. Długi spłacała zadłużając się gdzie indziej. Nie wyszły jej też inne interesy m.in związane z obrotem złotem, czy sprowadzaniem aut ze Szwajcarii.
Na skutek apelacji pokrzywdzonych sprawę rozpatrywał Sąd Apelacyjny w Krakowie, ale wyroku nie zmienił, jest prawomocny.
- Na dnie Jeziora Czorsztyńskiego leży zatopiona wieś. Tak kiedyś wyglądało to miejsce
- W tych znakach zodiaku łatwo się zakochać
- Mistrzostwa Europy w piłce nożnej EURO 2020
- Oto finalistki Miss Małopolski i Miss Małopolski Nastolatek
- Drapacze chmur i 100 tysięcy mieszkańców. Tak ma wyglądać nowa dzielnica Krakowa
- Kraków. Najlepsi z najlepszych mistrzów parkowania. Przeszli samych siebie!