Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy habit zrzuca się głośno

Redakcja
fot. archiwum
Dziś wyjątkowo zamiast Słowa na niedzielę Józefa Augustyna SJ, rozmowa z nim - jezuitą, rekolekcjonistą, red. naczelnym "Życia Duchowego".

Jakie są najczęstsze przyczyny wystąpienia ze stanu duchownego?
Uogólnienia są kuszące, ale każda taka sytuacja jest inna, za każdą stoi inna historia, inna osoba. W moim odczuciu często decydujące jest to, jak ten ksiądz, zakonnik zachowywał się w seminarium, jak formował siebie, dorastał do tego, kim winien być; jak traktował swoje zobowiązania duchowe, moralne, zakonne, kapłańskie. Można być dobrym mężem nie będąc człowiekiem wierzącym - wystarczy odwoływać się do naturalnej postawy prawego rozumu, do sumienia, ale księdzem nie. On musi mieć głęboką relację z Jezusem, który go powołuje. Bycie księdzem to życie nadzwyczajne pod względem zaangażowania i rezygnacji z tego, co jest bardzo ludzkie: z bycia mężem, posiadania rodziny, dzieci. To jest zaangażowanie na całe życie.

Głośne zrzucenie habitu przez gdańskiego dominikanina o. Jacka Krzysztofowicza zawiera chyba wyraźną sugestię, że chodzi o uczucie.
To nie tylko kwestia uczucia, ale też potrzeby ludzkiego oparcia, ludzkiego doczesnego fundamentu, na którym można oprzeć życie. Tak, ten człowiek wyraźnie daje do zrozumienia, że odkrył coś, co jest naturalną częścią każdego mężczyzny. Dosyć późno to zrobił. Można tylko powiedzieć: szkoda, że tak późno.

W takich chwilach krytycy Kościoła często podnoszą argumenty o nieżyciowości, archaizmie celibatu.

Te argumenty są tu nietrafione. Zakonnik nie składa przyrzeczenia celibatu, tylko ślub czystości. Więc, teoretycznie, nawet gdyby Kościół inaczej ustosunkował się kiedyś do celibatu, jego by to nie dotyczyło.

Z jakimi konsekwencjami wiąże się dla byłego zakonnika porzucenie kapłaństwa? To pełne wykluczenie ze wspólnoty Kościoła?
W gdańskim wypadku mamy do czynienia z wyraźną, jednoznaczną deklaracją rezygnacji z kapłaństwa i bycia członkiem Kościoła. Ten człowiek sam się publicznie wyłączył z zakonu i Kościoła, stąd ogłaszanie suspensy czy też ekskomuniki jest zbędne. Kościół nie kopie leżących. Oczywiście, przyjmuje to z bólem. Największą karą dla księdza czy zakonnika jest usunięcie ze stanu kapłańskiego i zakonnego oraz ekskomunika, czyli wyłączenie ze wspólnoty wiernych. A w tym wypadku człowiek ten sam się ekskomunikował. To nie jest kara. On po prostu ponosi konsekwencje własnego postępowania. To trochę jak z karaniem samego Boga. Jeżeli człowiek decyduje się na zło i upiera się, że pójdzie do piekła, Bóg nie może nic zrobić. Może jedynie cierpieć z tego powodu.

Ta decyzja jest nieodwracalna?
Ze względów społecznych i eklezjalnych powrót do funkcji kapłańskich jest niemożliwy. Temu człowiekowi powierzono coś tak ważnego, jak - by użyć słów Jezusa - "pasienie baranków", leczenie dusz ludzkich, a on sprzeniewierzył się temu zadaniu. Jest to krzywda dla Kościoła, dla wiernych, którym posługiwał przez tyle lat. Co innego powrót na łono Kościoła. Kościół sprawdziłby jednak autentyczność jego chęci powrotu, nałożyłby pokutę, ale znów nie w charakterze kary, tylko lekarstwa.

Z jakimi problemami może spotkać się ktoś, kto po latach życia za murami klasztoru wraca teraz do świeckiego życia w społeczeństwie?
Nie chcę oceniać tego konkretnego przypadku, bo nie mam do tego najmniejszych podstaw i nie mam też wglądu w jego życie. Ale tego typu przejście do świata nie musi być traumą, na przykład jeżeli już w zakonie funkcjonował ktoś taki jakby żył życiem świeckim, i jeżeli już wcześniej był samodzielny... Nie wolno też w takich sytuacjach mówić, że Bóg go ukarze, że jego związek z kobietą się nie uda. Jeden Pan Bóg to wie, jak to będzie w jego życiu. Młodszych księży często się straszy, że związki byłych księży z kobietami są nieudane. Owszem, bywa, że były ksiądz tworzy toksyczny związek, ale nie jest to reguła. Niektórzy byli księża mają bardzo dobre związki z kobietą. To sprawa wrażliwości, charakteru, dojrzałości, poświęcenia itp.

Czasem takie osoby stają się dyżurnymi krytykami Kościoła...

Media mają takich dyżurnych byłych księży. To dodaje prestiżu. Bo on zna dane środowisko, jest specjalistą. Ale to jest do końca nieuczciwe. Jeśli człowiek nie był wierny temu, na co sam się zgodził wcześniej i co przyrzekał publicznie przed biskupem i przełożonymi, nie ma legitymacji, aby pouczać, jaki ma być Kościół, księża, biskupi. Słowa są puste, jeżeli za nimi nie idzie świadectwo życia. Wszystkich nas obowiązuje uczciwość i wierność. Jeśli ich brak, konieczna jest skrucha i pokuta.

Jest to cios dla wspólnoty wiernych? Dla kazań zakonnika przychodziły tłumy.
To rozczarowanie maluczkich, którzy szukali pociechy i wsparcia w jego słowach, boli mnie dużo bardziej niż fakt, że zdradził "nasze kapłańskie szeregi". Bo jak się czują ludzie, którzy spowiadali się kiedyś u takich osób, powierzali im tajemnice swojego serca, otwierali się w najintymniejszych sprawach? Człowiek, który występuje z kapłaństwa i z Kościoła jednocześnie, swoją postawą sugeruje, że to wszystko co robił do tej pory było farsą, teatrem; do wczoraj miało to sens, od dzisiaj sensu już nie ma... to boli tak, jak każde dziecko boli rozwód jego rodziców.

Zakonnik pożegnał się z wiernymi szczególnie - zostawił pożegnalne nagranie, które pod względem formy przypominało właściwie ostatnią homilię...
Gdy jakiś kaznodzieja robi wrażenie w całym mieście, rodzi się pytanie: prawdziwy prorok czy dobry sprzedawca religii; głosi tajemnice czy też uprawia religijny marketing. To, że ktoś jest bardzo znany i mówi sugestywnie, nic nie znaczy. Jego słowa sprawdzają się dopiero wtedy, kiedy jego życie zostaje poddane próbie, męczeństwu, w takiej czy innej formie. Robienie teatru, wykorzystywanie ambony dla własnej autokreacji, usprawiedliwiania się, wygłaszanie pożegnalnych "antykazań" jest nieuczciwe. Człowiek nie grzeszy najpierw przeciw drugiemu człowiekowi, ale przeciw Bogu. To, co powiedział w tym pożegnalnym "kazaniu" ludziom, winien powiedzieć Panu Bogu, a ich zostawić w spokoju; oni nie przychodzą do świątyni dla duchownych, ale dla Stwórcy. Ludzie go nie rozgrzeszą. Wygłaszanie takich "kazań" to nadużycie.

Rozmawiał Marcin Mindykowski.

Studniówki w Małopolsce 2013 [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska