Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ginka jako narzeczona Karola Wojtyły

Redakcja
Oryginalne zdjęcie z przedstawienia
Oryginalne zdjęcie z przedstawienia
Znana i zasłużona krakowska aktorka i koleżanka Karola Wojtyły Halina Kwiatkowska w wydanej właśnie książce pt. "Nie ma takiej świętej" opisuje niezwykłą historię pewnego zdjęcia, które zrobiono w teatrze gimnazjalnym w Wadowicach w 1936 roku. Fotografia przedstawia scenę ze "Ślubów panieńskich". Po blisko pół wieku zdjęcie zaczęło żyć swoim życiem za sprawą pewnego niechlubnego retuszu.

Czytaj także: Mazowsze zaśpiewa najpiękniejsze kolędy w Krakowie

Nie ma takiej świętej" to pasjonujące wspomnienia znakomitej krakowskiej aktorki, przyjaciółki Karola Wojtyły, później papieża Jana Pawła II - Haliny Kwiatkowskiej. Za zgodą wydawnictwa "Kwadrat" drukujemy jeden z rozdziałów wydanej właśnie książki.
Rozdział ten nosi tytuł "Fotografia".

Niedługo po wyborze Karola Wojtyły na papieża wybrałam się prywatnie do Watykanu. Jerzy Hordyński, który od lat mieszkał w Rzymie na stałe, załatwił mi lokum w domu Corda Cordi. Domem dla pielgrzymów z Polski zarządzał dominikanin ojciec Konrad Hejmo. Niestety, od początku nie darzył sympatią koleżanki Ojca Świętego z Wadowic.

W Rzymie panował nieznośny upał, Jan Paweł II przebywał w Castel Gandolfo, dni mijały, a ja się z nim w ogóle nie widziałam. Zwiedziłam więc Rzym, trochę na głodno, gdyż miałam bardzo niewielką sumkę dolarów wymienionych na liry. Pamiętam, jak po jednym z powrotów do pokoju zjadłam całą puszkę tłustych sardynek przywiezioną z Polski, bez żadnego pieczywa, i pyszną mimo panującego upału.

Ile sił w gardle wrzasnęłam: "Wadowice!"

We wtorek przed środową audiencją zgłosiłam się do ojca Hejmy po bilet wstępu na plac, ale mi odmówił, mimo że przy mnie rozdawał je innym turystom. "Trudno", pomyślałam i następnego dnia udałam się bardzo wcześnie na plac Świętego Piotra. Stanęłam w pierwszym rzędzie, tuż przy barierze.
Ale ojciec Hejmo zobaczył mnie i stamtąd wyrzucił. Stałam daleko, kiedy nadleciał helikopter z Ojcem Świętym. Za chwilę papież szedł już wzdłuż bariery, zatrzymując się przy niektórych pielgrzymach. Stanęłam na krześle i ile sił w gardle wrzasnęłam: "Wadowice!". On drgnął, usłyszał, zobaczył mnie z daleka i kiwnął głową uspokajającym gestem, że mnie widzi.

Wieczorem ojciec Hejmo zawiadomił mnie oschle, że jeśli chcę, to mogę z grupką turystów pojechać minibusem do Castel Gandolfo na mszę dla Polaków. Nie spałam całą noc, żeby się nie spóźnić.
Ubrałam się jak najładniej, ale stosownie, i o 5 rano pierwsza usiadłam za szoferem. I znowu dominikanin wyrzucił mnie stamtąd i kazał usiąść z tyłu autobusiku.

Kiedy przed zamkiem w Castel Gandolfo zobaczyłam ogromnie długą kolejkę oczekujących Polaków i znalazłam się na jej końcu, byłam zrozpaczona. Wstąpiła jednak we mnie jakaś energia, przemknęłam przed zamkniętą jeszcze bramę, gdzie stali biskupi i infułaci, którzy popatrzyli na mnie przyjaźnie.
Gdy otwarto bramę, ujrzałam księdza Dziwisza witającego owych księży. Znałam go dobrze z krakowskiej kurii. Podeszłam i zapytałam, czy mam jakiekolwiek szanse, aby wreszcie spotkać się z papieżem. Odpowiedział: "Owszem, nawet dzisiaj".

"Halinko, jak się cieszę, że cię widzę"

Usiadłam blisko, w czasie mszy ksiądz Stanisław Dziwisz skinął na mnie i przeczytałam tak zwaną Lekcję. Po mszy grupy Polaków fotografowały się z Ojcem Świętym - górnicy, nauczyciele, piekarze. Wyczytywał ich nazwiska przez tubę ojciec Hejmo, a po wykonaniu zdjęć natychmiast opuszczali dziedziniec.

Zostało nas parę osób, kiedy usłyszałam: "Teraz prywatni". Poderwałam się i stanęłam w grupie obok Ojca Świętego, który powiedział: "Halinko, jak się cieszę, że cię widzę". Fotograf pstryknął zdjęcie, usłyszałam przez tubę "Prywatni wychodzą!" - i to było tyle. Łzy mnie dławiły, gdy wolnym krokiem szłam z powrotem na dół, do autobusiku. Widziałam po drodze prześliczne jezioro Albano, wstąpiłam na chwilę do starego kościółka. Przed samochodem stał rozsierdzony ojciec Hejmo. Krzyknął: "Gdzie pani się podziewa? Ojciec Święty czeka na panią ze śniadaniem!".

Jak przez mgłę pamiętam, że wsiadłam z nim do podstawionego mercedesa i w sekundę byliśmy z powrotem na dziedzińcu, potem w windzie i wreszcie w jadalni, przy stole z Janem Pawłem II. I nie przełknęłam ani kawy, ani nie uszczknęłam niczego ze wspaniale zastawionego stołu. Mówiłam Ojcu Świętemu fragment poezji Norwida, który się łączył z treścią usłyszanej przed chwilą Ewangelii. Rozmawialiśmy bardzo długo, lecz niczego nie pamiętam.

"To zdjęcie to sobie wezmę"
Na koniec wyjęłam jedyną, jaka mi po wojnie pozostała, oryginalną fotografię z przedstawienia "Ślubów panieńskich", granego w wadowickim gimnazjum. Jest na niej wielu aktorów, On jako Gucio, ja - Aniela i reszta. Ojciec Święty przyjrzał się tej fotografii i powiedział: "To zdjęcie to sobie wezmę". I wyszedł.
Muszę przyznać, że trochę żal mi się zrobiło tej pamiątki, starego zdjęcia, wykonanego jeszcze z zastosowaniem magnezji, jedynego, jakie ocalało sprzed wojny, mającego już ponad czterdzieści lat. Teraz miał je papież, ale cieszyłam się, że zrobiłam mu przyjemność.

Ojciec Hejmo czekał na mnie, byłam rozdygotana. Zaprosił mnie do małej kawiarenki na kawę, był już całkiem inny. Zapowiedział, że od tej chwili będę trzy razy dziennie spożywała posiłki razem z księżmi w jadalni na parterze domu Corda Cordi.
Widziałam się z Ojcem Świętym parę razy, gdyż tego dnia wrócił do Rzymu z urlopu w Castel Gandolfo. Byłam też zapraszana na bardzo uroczyste msze w Bazylice św. Piotra, zawsze z "wejściówką" w pierwszym rzędzie. Słowem - moje rzymskie życie uległo całkowitej zmianie.

Żydówka, bardzo piękna i inteligentna

A historia wadowickiej fotografii miała dalszy ciąg.
W latach 80. otrzymałam od przyjaciół z Włoch gazetę z wywiadem z Ginką Beer, naszą szkolną koleżanką z Wadowic, mieszkającą od lat w Izraelu, która wybrała się wtedy z wizytą do Watykanu. Ginka przyjaźniła się z Karolem Wojtyłą w Wadowicach, mieszkali w tej samej kamienicy, ona na parterze, on na piętrze. Ginka, Żydówka, bardzo piękna, niezwykle inteligentna, zawsze była obsadzana w naszych szkolnych przedstawieniach. W "Ślubach panieńskich" grała Klarę.

Ginka jako dawna narzeczona Karola
Jadąc do Watykanu zabrała z sobą fotomontaż z naszego zdjęcia ze "Ślubów panieńskich". Zostaliśmy z niego usunięci, ja - Aniela, siedząca obok Gucia, i kolega grający Albina. Zostali tylko w dwójkę: Ginka - Klara i Gustaw - Karol Wojtyła. W dodatku w wywiadzie Ginka występowała jako dawna narzeczona Karola. Nowa fotografia miała kształt medalionu.

Oczywiście zabolało mnie to ewidentne oszustwo byłej koleżanki.
Parę lat później wybrałam się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. Jurek Kluger, kolega z Wadowic, stale mieszkający w Rzymie, prosił mnie, abym spotkała się z Ginką Beer w Hajfie, dokąd wyemigrowała jeszcze przed wojną - groził jej, wówczas studentce prawa UJ, proces z powodu posądzenia o komunistyczne sympatie. Odmówiłam Jurkowi, lecz on przesłał Gince adres mojego hotelu w Jerozolimie.

Przepraszała za swój niecny postępek
I już pierwszego wieczora Ginka zadzwoniła do mnie z prośbą o spotkanie. Zgodziłam się i w przedostatni dzień naszej wycieczki do Hajfy Ginka przyjechała po mnie do hotelu wspaniałym autem, piękna, elegancka i bardzo zadbana. Spędziliśmy całą dobę w jej mieszkaniu w centrum Hajfy, we dwójkę, gdyż jej mąż chirurg leczył się w szpitalu. Przepraszała mnie bardzo szczerze za swój niecny postępek z fotografią, którego się wstydziła, i prosiła mnie o wybaczenie. Cóż, uległam i opowiedziałam jej moją historię fotografii ze szkolnych "Ślubów panieńskich", tej oryginalnej.

Ginka wyszła do drugiego pokoju i za chwilkę przyniosła mi identyczne zdjęcie jak to, które ofiarowałam Ojcu Świętemu. Dała mi je w prezencie, gdyż miała takie dwa. Tak to w Izraelu na nowo stałam się posiadaczką cennej pięćdziesięcioletniej pamiątki z czasów naszej wspólnej młodości.

Córka Ginki odwiozła mnie autem na lotnisko do Tel Awiwu. Uczestnicy mojej pielgrzymki byli już dawno po celnej odprawie, a ja, jako osobna turystka, zostałam poddana surowej, długo trwającej rewizji, jaka nie zdarzyła mi się ani przedtem, ani potem.

Nie wspominając o niechlubnej historii
Upłynęło parę lat, Ginka zachorowała na Alzheimera i zmarła. Przyjechała do Krakowa jej córka, pracująca w telewizji, i poprosiła mnie, abym udzieliła jej wywiadu. Szczególny nacisk miałam położyć na wadowicką młodość Jana Pawła II.

Spełniłam prośbę, oczywiście nie wspominając ani słówkiem o niechlubnej historii zdjęcia z tamtych lat.

Wybieramy najlepszego piłkarza i trenera Małopolski! Weź udział w plebiscycie!

Konkurs dla matek i córek. Spróbuj swoich sił i zgarnij nagrody!

Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i oddaj głos!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska