- To był mecz, który potraktowaliśmy bardzo ambicjonalnie. Oprócz tego, że w spotkaniach na stadionie przy ulicy Reymonta mamy wiele determinacji, to mamy też sporo szczęścia. Było ono po naszej stronie - powiedział Arkadiusz Głowacki.
Po strzale Władimira Dwaliszwilego stoper Wisły w stylu bramkarza hokejowego klęknął i wybił piłkę skierowaną w stronę bramki.
- Dobrze, że nie broniłem brzuchem, bo koledzy by się śmiali - żartował Głowacki. Jest w życiowej formie. Kierowana przez niego defensywa Wisły straciła 5 bramek, czyli najmniej w lidze. Drugi w kolejności Lech ma dwa razy więcej straconych goli.
- Kluczem do sukcesu jest to, że po stracie piłki cała drużyna o nią walczy- podkreślił Głowacki. Oceniając mecz zaznaczył, że po przerwie krakowski zespół zagrał odważniej i to przyniosło gola.
- W drugiej połowie w pewnym momencie zrobiły się szkolne dwa ognie. Przy każdej stracie pachniało golem, czy to dla jednej, czy drugiej drużyny - mówił kapitan "Białej Gwiazdy". Po zwycięstwie nad Legią nie popadł w euforię.
- Nie jesteśmy potentatem tej ligi, drużyną, która wszystkich będzie rozstawiać po kątach. Walczymy w każdym meczu. Chcielibyśmy jednak grać lepiej na wyjazdach - podkreślił Głowacki.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+