Nie da się ukryć, wielkie obżarstwo trwa, choć niektórzy tłustoczwartkową rozpustę będą jeszcze uprawiać w ostatkowy weekend karnawału.
- Zapusty bez domowych pączków nie zostałyby zaliczone - mówi Maria Karp z Gorlic. - W tygodniu nie ma czasu, dlatego do smażenia pączków zabiorę się w sobotę - zdradza.
Zdaniem Renaty Gaweł, mistrza cukiernictwa i właścicielki Cukierni Italia dobry pączek to taki z prawdziwych jaj, mleka, dobrej mąki i przepysznej konfitury, koniecznie z płatkami róży.
- Do tego koniecznie świeży tłuszcz do smażenia. Tylko wtedy jest taki, jakiego smak wszyscy pewnie pamiętają z dzieciństwa i kojarzą z babciną kuchnią - mówi ze śmiechem.
W cukierni pani Renaty domowych pączków wysmaży się dzisiaj około 10000 sztuk. Trafią na półki niewielkich osiedlowych sklepów i do cukiernianej kawiarni: - Amatorów na nie nie brakowało od początku karnawału, choć zawsze kulminacyjnym momentem jest właśnie tłusty czwartek - dodaje.
W Spółdzielni Produkcyjno-Handlowej Jedność noc ze środy na czwartek też była pracowita.
Cukiernicy zatrudnieni w spółdzielni przygotowali już 20000 pączków, oczywiście metodą tradycyjną.
Cukiernicze rekordy w pieczeniu pączków padły w tym roku w Piekarni Bobowskiej w Bobowej, z której do klienta wyjechało 120000 pączków. Drugi wynik należy do Piekarni Anka, w której wysmażono 70000 tych smakołyków, trzeci do Piekarni Veronica i Szymbarczanka, w których powstało po około 60 000 pączków. Piekarnie Polskie w Libuszy wysmażyły ich około 50 000.
Rodzina Żygadłów, prowadząca w Gorlicach Coctail Bar Pod Arkadami o tłustym czwartku myśli już w środku lata.
- Wszystko dlatego, że wtedy skupujemy płatki róż, by przygotować konfiturę do pączków - śmieje się Aleksandra Podziewska-Żygadło.
W tej rodzinnej firmie nie ma nawet mowy, by którykolwiek z etapu produkcji pączków był zmechanizowany. To produkcja rzemieślnicza.
- Ciasto wyrabia się ręcznie. Potem porcjuje, ważąc każdy kawałek ciasta, by pączki były równe. Z tych kawałków trzeba utoczyć kule - opowiada.
Te muszą rosnąć w odpowiedniej temperaturze, a potem się je zgniata, by proces wyrastania ciasta ruszył raz jeszcze. Wyrośnięte kule lądują w tłuszczu. Jakim? Pani Ola nie zdradza. Po wysmażeniu słodkości odpoczywają, są nadziewane, lukrowane lub pudrowane.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Czytaj najnowsze informacje z Gorlic i okolic
Źródło: polskatimes.pl