Ksiądz protojerej Grzegorz przybył w Gorlickie po rozpoczęciu nowego Millenium. Do odradzających się parafii greckokatolickich wydelegował go arcybiskup Jan Martyniak. Rodem ze Stegny na Mierzei Wiślanej, pełen zapału i świetny organizator życia parafialnego i ekumenicznego, z początkiem czerwca obchodziłby swoje 49. urodziny, a za dwa lata - 25 lecie kapłaństwa.
Pamiętam jedno z naszych spotkań w świetlicy w Ropicy Górnej. Był ubrany w sutannę, na której miał fartuch, a na głowie wysoką czapkę kucharską. Kroił porcje mięsa dla wiernych zebranych na odpuście parafialnym. Zastanawiałem się, skąd się w Nim bierze tyle energii i pomysłów. Był bardzo bezpośredni, ale odpowiedzi na pytania miał przemyślane, z głębokim sensem, który dopiero po chwili docierał do odbiorcy. Pogoda ducha, którą miał cały czas, była zaraźliwa. Nie dawał po sobie poznać, jak bardzo doskwierają Mu ostatnie kłopoty wywołane przez ludzi, którzy zamiast pomagać w posłudze, piętrzą problemy. Miał wielu przyjaciół zarówno tutaj, jak i również rozsianych po świecie.
Zawsze przygotowany do podróży
Podczas jednej z naszych licznych zagranicznych podróży, w Watykanie wyratował mnie przed niewpuszczeniem do pierwszego sektora na mszę świętą w rocznicę śmierci Papieża Polaka. Znał język włoski i wytłumaczył gwardzistom, że ja nie jestem żadnym terrorystą, a on za mnie ręczy. Tego samego dnia wieczorem byliśmy również na Placu św. Piotra. Obok nas ekipy telewizyjne przygotowywały się do transmisji. W oknie apartamentu św. Jana Pawła II, o godz. 21.37 miał pojawić się Benedykt XVI. Mieliśmy przed sobą jeszcze godzinę oczekiwania, więc poprosiłem redaktora jednej z polskich telewizji, aby pożyczył na chwilę swoją kurtkę z logo tv, bo chcę księdzu Grzegorzowi zrobić w niej fotografię. Dziennikarz przystał na to i na ramionach ks. Nazara pojawiła się kurtka. Na tym nie koniec – operator użyczył mu swojej kamery, żeby wszystko wyglądało autentycznie. Kiedy indziej byliśmy w Barcelonie. Ksiądz Grzegorz miał służbę w tamtejszej cerkwi. Zrobiłem mu wówczas kilka fotografii w towarzystwie wiernych, którzy byli szczęśliwi, że mogli posłuchać liturgii w ojczystym języku. Do klasy mistrzostwa miał opanowane rezerwowanie miejsc w samolotach, autobusach z lotnisk. Znał do perfekcji zasady poruszania się w miejscach, do których podróżował.
Innym razem obserwowałem w telewizji transmisję spotkania i mszy świętej odprawianej przez papieża Franciszka w Krakowie. Wszystko przebiegało według znanego schematu, aż do momentu, kiedy moim oczom ukazał się ks. Grzegorz. Szedł w asyście głowy Stolicy Apostolskiej, niósł uniesiony w górę mszał. Z dumy nie mogłem przez dłuższą chwilę wypowiedzieć słowa. Kiedy powrócił do Gorlic zmęczony, złożyłem Mu gratulacje i zapytałem, czy to był Jego mszał. Z pokorą, którą zawsze miał odpowiedział, że tak, a papież złożył na nim stosowną dedykację.
Pochłaniała go praca z młodzieżą. Wypełniał nią cały swój wolny czas
Był jednym z twórców Sarepty w Nowicy. Organizował tam spotkania, których uczestników można było później spotkać w różnych zakątkach kraju. Obserwowałem z boku, z jakim zapałem młodzież brała udział w spotkaniach z Nim i jak słuchali z przejęciem Jego słów.
Bardzo często rozmawialiśmy o remontach cerkwi, w których miał posługę. Mnogość dokumentów, ich różnorodność i stopień skomplikowania przytłaczały Go zupełnie. Terminy ich składania do różnych instytucji od Nowego Sącza, przez Kraków po ministerstwa w Warszawie, kolidowały z harmonogramami mszy, pogrzebów, koniecznych wyjazdów i nauki katechezy w szkołach.
Wielu nie dostrzegało, jak dużego wysiłku wymagała logistyka połączenia tych wszystkich działań. Pomocy nie było znikąd. Zdrowie nie pozostawiało Mu dużo swobody. Znosił z pokorą coraz częstsze niedogodności swojego organizmu, aż do dzisiaj…
Ostatnio pochłonięty był przygotowaniami do planowanego na przełomie lipca i sierpnia tego roku, Spotkania Młodzieży w Lizbonie. Po Jego powrocie z „rozpoznania” długo słuchałem, jak z przejęciem opowiadał o wyjeździe. Był tak przekonywający, że oczami wyobraźni widziałem, co ma nastąpić. Wszędzie, gdzie działo się coś ważnego, był obecny.
Chętnie pomagał, nie licząc się z własnymi kosztami. Zazwyczaj mówił: jakoś to będzie z tą kasą, mnie dużo nie potrzeba. Ostatnio zadzwonił, że jedzie do Lwowa, by spotkać się z naszym wspólnym znajomym, mnichem z monasteru Studytów. Zapytał, czy mam mu coś do przekazania.
Tyle wspólnych wspomnień, wspólnych tematów i wspólnych planów wyjazdów. Jeszcze tyle mogło się dobrego wydarzyć… W tym roku przypada 20. rocznica Jego posługi na naszym terenie. Szkoda, że nie możemy jej świętować razem…
Zawsze bezinteresowny, pogodny i z pokorą życia. Takim Go będę pamiętał.
Tomasz Pruchnicki
Strefa Biznesu: Polska nie jest gotowa na system kaucyjny?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?