- Jak doszło do tego, że w trakcie sezonu trafił Pan do Speedway Wandy Instal Kraków? Klub się zgłosił do Pana, czy to Pan chciał tu startować?
- Teraz to już nie ma znaczenia. Po prostu chciałem już jeździć (Walasek miał kontrakt „warszawski” z klubem z Torunia, nie startował w lidze - przyp.), miałem dość czekania. Zostawmy tę sprawę bez dalszego komentarza.
- Po wielu latach występów w ekstralidze, przyjedzie Panu startować w Nice PLŻ, czyli pierwszej lidze. Niektórzy mogliby to potraktować jako ujmę...
- Tak się życie potoczyło, takie są układy w polskim żużlu. Na to nie ma siły. Zostawały mi tylko starty w eliminacjach zawodów indywidualnych i liczenie, że ktoś gdzieś wypadnie ze składu i będzie dla mnie miejsce. Chciałem jeździć, a to gdzie, to było już mniej ważne.
- Chęć regularnych startów to był jedyny powód?
- Tak. Poprzedni sezon miałem nieudany, przytrafiła się kontuzja. Ciągłe czekanie nie wpływało dobrze na mnie.
- Ten brak startów chyba dodał Panu motywacji i mobilizacji. Mimo dłuższej przerwy, w obu meczach Speedway Wandy Instal był Pan najlepiej punktującym zawodnikiem.
- To nie tak. Może, patrząc z zewnątrz, tak to w punktach wygląda, ale na motocyklu jeszcze nie czuję się tak pewnie, jak bym chciał. Sezon się zaczął kilka tygodni temu. Nie jeździłem w meczach, tylko trenowałem w różnych miastach, a i tak nie wszędzie mnie wpuszczano na tor. A treningi to nie to samo, co ścigać się spod taśmy z rywalami. Tego mi brakowało.
- 11+1 punktów w Rzeszowie w starciu ze Stalą, 14+1 w Krakowie przeciwko Polonii Piła. Spodziewał się Pan, że będzie aż tak dobrze?
- Do sezonu byłem przygotowany bardzo dobrze. Tylko czekałem, kiedy i gdzie będę mógł startować.
- Taką formę Pan utrzyma?
- Ciężko powiedzieć, sezon jest długi. Mogę zapewnić, że jestem dobrze przygotowany sprzętowo. Będę starał się jeździć jak najlepiej, a co z tego wyjdzie? Teraz na swoim torze każdy zespół jest mocny. Zobaczymy, jak to będzie w Częstochowie (w niedzielę krakowska drużyna pojedzie tam w spotkaniu przeciwko Włókniarzowi - przyp. AB), w innym meczach wyjazdowych.
- Na torze w Nowej Hucie spisał się Pan świetnie. Wcześniej Pan tu jeździł często?
- Zdarzało się w turniejach indywidualnych, były ćwierćfinały czy półfinały mistrzostw Polski. Nie znałem tego toru za dobrze. Obawiałem się, jak wytrzyma, bo z tego, co pamiętam, to zawsze się „rozsypywał”. Teraz w końcówce były problemy. Chyba wszyscy chłopcy przyznają, że w ostatnim biegu było już ciężko.
- Po dwóch meczach wyrósł Pan na lidera zespołu...
- Lidera? To wy, dziennikarze, oceniacie. Ja po prostu staram się jeździć jak najlepiej. Jak wszystko się dobrze poukłada, także w głowie, to będzie naprawdę super.
Rozmawiał Artur Bogacki