Monika Kaźmierczak z Łodzi wraz z mężem zamówili trzy grzejniki. Zapłacili nieco ponad 700 zł. Zamówienia dokonali przez stronę www.bayzone.pl i jeszcze tego samego dnia - jak twierdzą - przelali pełną kwotę na konto Armatury Krakowskiej, czyli firmy, która te grzejniki miała dostarczyć. Spółka ma siedzibę w Przebieczanach, blisko Wieliczki, a sprzedaż armatury budowlanej prowadziła przez wspomnianą stronę internetową, która już nie działa.
- Przesyłka do nas długo nie docierała, więc zaczęliśmy dzwonić do Armatury z pytaniem, co dzieje się z naszym zamówieniem - opowiada pani Monika. Po połączeniu z infolinią włączał się automat. Kobieta wraz z mężem próbowali dzwonić wobec tego na inny z numerów spółki.
- Odebrała jakaś kobieta, która powiedziała, że nie zna sprawy i należy dzwonić na infolinię - mówi pani Monika. W związku z tym, że próby kontaktu telefonicznego nie przyniosły skutku, kobieta wraz z mężem zaczęli wysyłać e-maile do firmy. - Już wtedy przeczuwaliśmy, że zostaliśmy oszukani - dodaje kobieta.
Gdy znaleźli stronę w sieci, gdzie wypowiadały się osoby, których zamówienia również nie zostały przez Armaturę zrealizowane, byli już o tym przekonani. - 17 lipca zgłosiłam tę sprawę na policję - kwituje pani Monika. Grzejniki do dzisiaj do państwa Kaźmierczaków nie dotarły. Z ich relacji wynika, że firma oszukiwała swoich klientów od marca do lipca br.
Poszkodowani założyli grupę na Facebook’u: „Oszukani przez BayZone Armatura Krakowska Sp. z o.o.”. Należy do niej ponad 70 osób, w tym radny dzielnicowy z krakowskich Bieńczyc, Marcin Permus, który zamówił pięć kaloryferów i tyle samo głowic, regulujących temperaturę.
- Do dnia dzisiejszego ich nie otrzymałem - mówi. Łączny koszt wyniósł blisko 2,5 tys. zł. Straty, poniesione przez klientów firmy z Przebieczan sięgają od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych. Kroki podjęła już policja i prokuratura w Wieliczce, które prowadzą śledztwo.
- Chodzi o doprowadzenie w celu osiągnięcia korzyści majątkowej szeregu osób do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w różnych kwotach - tłumaczy prokurator Beata Lazar. Podejrzanym jest Rafał K., prezes zarządu Armatury, któremu przedstawiono zarzuty.
- Nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów - zdradza prokurator Lazar i dodaje, że wobec podejrzanego został zastosowany policyjny dozór. Do prokuratury napływają kolejne zgłoszenia od poszkodowanych z całej Polski. Ponoć jest ich już ponad setka.
Skontaktowaliśmy się z mężczyzną, który był członkiem zarządu w Armaturze. Z jego ustaleń wynika, że działania, jakie podejmował Rafał K., były prowadzone zarówno na niekorzyść klientów, jak i samej spółki.
- Do tych działań należało m.in. wprowadzanie w błąd klientów poprzez wskazywanie konta innego niż firmowe (prawdopodobnie prywatnego konta prezesa), na które klienci wpłacać mieli cenę towaru zakupionego w sklepie internetowym - twierdzi mężczyzna. Zapewnia, że wszystkie te działania były podejmowane, kiedy on nie był już członkiem zarządu spółki. Też złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Rafała K.
Mężczyzna, z którym udało nam się skontaktować, zajmuje się obecnie działalnością deweloperską. Jego firma buduje osiedle apartamentów w Wieliczce. Oszukani przez Armaturę podejrzewają, że to właśnie tam zostały zainwestowane ich pieniądze, które stracili. Mężczyzna kategorycznie zaprzecza. - Środki na działalność deweloperską pochodzą przede wszystkim z otwartego rachunku powierniczego - zapewnia.
Prezes milczy
Zadzwoniliśmy do Armatury Krakowskiej. Nikt nie odebrał. Wysłaliśmy też e-maila. Przyszła automatyczna odpowiedź bez żadnych wyjaśnień. Sprawę zna Jerzy Gramatyka, Miejski Rzecznik Konsumentów w Krakowie. Jego zdaniem spółka wykorzystała renomę i nazwę firmy innego przedsiębiorcy z wieloletnią tradycją i bardzo dobrą opinią, aby zdobyć zaufanie klientów (chodzi o firmę Armatura Kraków).
- Początkowo sklep realizował terminowo wszelkie zobowiązania, aby nagle tego zaprzestać - tłumaczy rzecznik. Kroki podjął też Wojewódzki Inspektorat Inspekcji Handlowej w Krakowie. Dzięki temu część klientów otrzymała zamówiony towar czy zwrot pieniędzy, ale procent takich przypadków, biorąc pod uwagę liczną grupę oszukanych, jest znikomy. Z informacji Gramatyki wynika, że sklep działał i nadal działa jedynie w internecie, więc trudno jest oszacować faktyczną liczbę poszkodowanych. Nie wiadomo też, jaka jest kondyncja finansowa spółki, a także jak duże są jej zobowiązania wobec poszkodowanych. Co mają robić klienci? - Powinni jak najszybciej od umowy sprzedaży odstąpić i wezwać sprzedawcę do zwrotu kosztów - mówi Gramatyka. Jeśli firma tego nie zrobi, zostaje droga sądowa.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!
