Unia Oświęcim przegrała we własnej hali z Polonią Bytom 1:3 ważny mecz o miejsce w „szóstce”. Na razie plasuje się na ostatnim miejscu gwarantującym miejsce w elicie po podziale ligi, do którego dojdzie po dwóch rundach. Jednak tylko lepszym bilansem spotkań wyprzedza JKH GKS Jastrzębie. Dzisiaj (godz. 18.30) podopiecznych Josefa Dobosza czeka kolejny ciężki bój, w Opolu przeciwko miejscowemu Orlikowi.
Przed sezonem bytomianie zgłaszali medalowe aspiracje, ale ich potencjał jest porównywalny do oświęcimian. Oba zespoły mają silne pierwsze dwie formacje oraz bardzo dobrych bramkarzy. Jednak w Oświęcimiu znacznie lepiej zaprezentował się Filip Landsman.
- Michał Fikrt też spisywał się dzielnie, ale tego dnia wszystko sprzysięgło się przeciwko nam - utrzymuje Josef Dobosz, trener Unii. - Straciliśmy trochę przypadkowe bramki, bo pierwsze strzały przy pierwszej i trzeciej bramce„Fiki” bronił. Krążek jakoś dziwnie się odbijał i przy braku asekuracji ze strony obrońców wracał pod łopatkę kija rywala, który trafiał do siatki. Z kolei przy uderzeniu Adriana Kowalówki odbił się od szpica łopatki kija Błażeja Salamona i wylądował pod poprzeczką. Nam z kolei nie wchodziło dosłownie nic. Jak już strzelaliśmy, to zbyt lekko, albo niecelnie. Wiele strzałów mijało minimalnie cel. Jak już bramkarz leżał, to Mateusz Adamus trafił w plecy obrońcy Michała Działy. Naszą bezradność najlepiej oddało podanie Sebastiana Kowalówki zza bramki do Jana Daneczka, który sprzed pola bramkowego pchnął krążek, a powinien z całą sportową złością wypalić pod poprzeczkę. Na dziesięć minut przed końcem złapalibyśmy kontakt i jeszcze wszystko byłoby możliwe. Mówię o tych sytuacjach dlatego, że trzeba umieć je wykorzystywać. Lepszych mieć nie można. Przecież nie wezmę kija i nie będę za __zawodników strzelał goli.
Kibiców zdziwiła metamorfoza, jaką zespół przeszedł w ciągu zaledwie tygodnia. Wcześniej, po dogrywce, wyszarpał ważne zwycięstwo w Jastrzębiu (1:0). W meczu przeciwko Polonii oświęcimia-nie mieli okazję umocnienia swojej pozycji w „szóstce”.
- Być może presja wyniku spięła nieco zawodników, a __może brak ligowego rytmu, bo dwa dni wcześniej mieliśmy pauzę - analizuje trener Dobosz.
W Opolu czeka oświęcimian ciężki bój. Silnym punktem Orlika jest bramkarz John Murray. Opolanie mają w swoich szeregach zawodników zza oceanu.
- W poprzednim sezonie jakoś układały nam się mecze z Orlikiem - wspomina Dobosz. - Sama walka nie wystarczy. Trzeba podregulować celowniki i poprawić grę w liczebnej przewadze. Tym elementem w __hokeju wygrywa się przecież spotkania.