- Historia zatoczyła koło. W poprzednim roku identycznie przebiegała nasza rywalizacja z bytomiankami w walce o „złoto”. Także zdetronizowaliśmy Polonię w jej hali. Teraz nie wpuściliśmy jej do finału – cieszył się Robert Piecha, trener Unii.
Przed decydującym meczem w Bytomiu oświęcimska bramkarka Aleksandra Krzemień zgłosiła niedyspozycję. Jej miejsce między słupkami zajęła Natalia Kozaczuk. -_ Powiedziałem dziewczętom przed wyjściem na lód, że mecz wygrywa się w pierwszej tercji _– wyjawił trener Piecha.
Dziewczęta wzięły sobie jego słowa mocno do serca, bo przed pierwsza tercją zdobyły trzy gole. - _Przerobiliśmy na własnej skórze starą sportową maksymę, że – jak nie nie dobija rywala, mając go na widelcu – to daruje mu się tzw. drugie życie _– tłumaczył trener Piecha.
I tak się stało, bo bytomianki złapały kontakt na 2:3. Potem przyjezdne zdobyły dwa gole, ale i trzybramkowa zaliczka nie zapewniła im komfortu. - Zgodnie z tradycją, sędziowie w Bytomiu nie uznali nam gola _– żali się oświęcimski szkoleniowiec. - W pierwszym meczu aż dwóch, a tym razem jednego, Kamili Wieczorek, która oddała strzał, krążek wpadł do bramki, a potem nasza napastniczka wpadła na bramkarkę rywali, poruszając w konsekwencji bramkę. _
Emocji nie brakowało do końca, bo miejscowe znowu odpowiedziały dwoma trafieniami, więc zrobiło się 4:5. - Jakby tego było mało, na 165 s przed końcową syreną dostaliśmy karę, ale dziewczęta mądrze się broniły, przytrzymując krążek jak długo tylko się da, żeby w ostatniej chwili wyrzucić go z własnej tercji obronnej – podkreśla Robert Piecha. - „Dowieźliśmy” skromną zaliczkę do końca.
Jaki był pomysł na decydujący mecz w Bytomiu? - Wróciliśmy z ustawieniem Kamili Wieczorek w ataku, a Gałuszka przeszła do defensywy. Zaskoczyło. Nasza snajperka urządziła oświęcimski wieczór w bytomskiej hali, a i Gałuszka swoją robotę w obronie wykonała poprawnie - podkreśla trener Piecha.
W finale Unia zmierzy się ze Stoczniowcem Gdańsk. Pierwszy mecz zostanie rozegrany w Oświęcimiu.