https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Honorowa śmierć po niehonorowym pojedynku

Jerzy Reuter
Gdy młody aplikant adwokacki Alfred Taniewski policzkował podporucznika 57 pułku piechoty Fryderyka Kircherta nie pomyślał, że czyn ten zakończy się krwawą jatką ze śmiertelną ofiarą.

Panowie spotkali się w tarnowskiej restauracji przy suto zakrapianej kolacji, a każdy z nich przyszedł osobno. I tak też zasiedli na restauracyjnej sali.

Początkowo nie zwracali na siebie uwagi. Jedli i pili do woli w rytmie przygrywającej orkiestry i drapieżnym wzrokiem spoglądali w stronę nielicznych na sali dam. Kirchert z gestem oficera zastawił swój stół wybornymi przekąskami i różnością alkoholi, a ubogi aplikant Taniewski raczył się tańszą czyścioszką z okazałym śledziem na ząb.

Jakież było zdziwienie oficera, gdy jedna z zatrudnionych tam panienek odmówiła mu tańca, a już po chwili kręciła się na parkiecie w ramionach Taniewskiego. Zazdrość, podkręcona sporą dawką likieru, uderzyła do żołnierskiej głowy niczym szrapnel w skład amunicji. Taniewski zaś, widząc purpurową twarz Kircherta posyłał mu ucieszne ukłony przeplatane podskokami fokstrota, mrugał w jego stronę i kręcił kółka na czole. Sala trzęsła się ze śmiechu.

Obrażony oficer nie wytrzymał wstydu i podchodząc do tańczącej pary na chwiejnych nogach chciał uderzyć błaznującego w głowę, lecz ten zrobił unik i cios wylądował na fantazyjnym koku kobiety. Panienka narobiła wrzasku, a Taniewski zdzielił oficera kułakiem w środek czoła. Kirchert dobiegł na czworaka do szatni i porwał z wieszaka swoją szablę, po czym rycząc jak zraniona lwica natarł na Taniewskiego. Do krwawej masakry nie doszło dzięki innym gościom, którzy skutecznie rozdzielili walczących.

Na drugi dzień do Taniewskiego przyszli sekundanci oficera i w jego imieniu zażądali satysfakcji. Młody aplikant nie miał najmniejszego pojęcia o pojedynkach, nigdy nie strzelał z pistoletu i nic nie wiedział o machaniu szablą, ale ochoczo podszedł do sprawy i wyraził zgodę, przyjmując najostrzejsze warunki. Taniewski był na pozycji z góry przegranej i długo szukał sekundantów, co zaalarmowało tarnowskich policjantów, którzy wzięli pod baczną obserwację desperata. Wobec takich trudności panowie przenieśli pojedynek do Krakowa.

Spotkali się w umówionym dniu na ujeżdżalni numer 5 przy ulicy Lubicz. Pierwsze strzelanie przeprowadzili z pistoletów gładkolufowych, ale bezskutecznie. Taniewski po każdym nieudanym celowaniu Kircherta śmiał się szyderczo i zawadiacko podkręcał wąsa, co doprowadzało oficera do wielkiej nerwowości. W końcu panowie postanowili strzelać z odległości czternastu kroków. Tym razem Taniewski został ugodzony w nogę i upadł zemdlony. Po ukazaniu się krwi sekundanci zgodnie ustalili rozstrzygnięcie pojedynku i odwieźli rannego do szpitala.

W szpitalu lekarze poddali Taniewskiego natychmiastowej operacji, ale po kilku minutach nastąpiła agonia i aplikant wyzionął ducha. Przyczyną śmierci było pęknięcie aorty udowej i całkowite wykrwawienie.

28 - letni denat był synem znanego w Tarnowie byłego pułkownika wojsk Rosyjskich i zaprzysiężonego tłumacza kilku języków obcych Tadeusza Taniewskiego.

/za Pogoń - zbiory MBP/

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska