- Jest Pan jednym z dwóch czołowych snajperów w Sole Oświęcim. Razem z Przemysławem Knapikiem macie po sześć goli. Pan jednak trafiał tylko z rzutów karnych. Czy to w jakiś sposób pomniejsza wartość zdobytych bramek?
- W żadnym razie. Przecież rzut karny jest elementem widowiska piłkarskiego. A – poza tym – przecież jego podyktowanie nie jest równoznaczne ze zdobyciem bramki. Trzeba jeszcze umieć wygrać wojnę nerwów z bramkarzem. „Knapol” robi swoje, bo jest napastnikiem. Ja, z racji swoich obowiązków w środku pola, mam mniej okazji do zdobycia goli. Każdy robi swoje. Najważniejsze, że dorzucam swoją „cegiełkę” do wyników zespołu.
- Czy w swojej przygodzie z piłką miał Pan już tak dobry sezon pod względem skuteczności?
- Jeszcze nie, ale nie robiłbym wielkich planów na przyszłość. Trzeba zawsze żyć najbliższym meczem.
A może włączy się Pan do walki o koronę króla trzecioligowych strzelców? Prowadzący duet ma tylko o dwa trafienia więcej?
Nie mam królewskiej natury. Może jestem stworzony do czarnej roboty i niech tak zostanie.
- Wspomniał Pan, że karny to jeszcze nie gol. Czy jednak ma Pan swój sposób na jego wykorzystanie?
- Nie. Podchodząc do piłki nie mam w głowie żadnego rozegranego wariantu na oddanie strzału. Wszystko jest wynikiem -że tak powiem - sytuacji chwili. W momencie oddania strzału budzi się we mnie instynkt łowczego (śmiech).
- Czy jesienią zdarzyło się Panu zmarnować jakąś „jedenastkę”?
- Na razie idę nie tylko bez pudła, ale też bramkarzom ani razu nie udało się wyczuć mojej intencji. Znaczy się, że ze swoich obowiązków wywiązuję się sumiennie.
- Rzut karny to także presja. Czy zdarzył się taki, który decydował o wyniku Soły?
- O tak. W Białej Podlaskiej, w meczu przeciwko miejscowemu Podlasiu, dostaliśmy karnego w ostatniej minucie meczu, przy stanie 1:1. Dzięki mojemu trafieniu udało się zgarnąć pełną pulę.
- Może uda się jeszcze w tej rundzie zdobyć jakąś bramkę z gry?
- To nie będzie łatwe. W tym sezonie nie wchodzę w pole karne rywali przy rzutach rożnych, czy wolnych, a bitych z bocznych rejonów boiska. Może uda się coś wcisnąć po jakiejś szybkiej akcji. Zawsze pozostają mi uderzenia z dystansu, które są takim moim znakiem firmowym. Najważniejsze, żeby drużyna zaczęła się piąć w tabeli. Na pewno nie zasługujemy na 12. miejsce i kontakt ze strefą spadkową.
- W miniony weekend Soła pauzowała. Zagraliście jakiś sparing?
- Nie, bo nie było z kim. Dostaliśmy wolne. Odrobina relaksu, nie tylko fizycznego, ale także psychicznego, zawsze jest wskazana, zwłaszcza, że czekają nas trudne mecze z ekipami z pogranicza stref bezpiecznej i spadkowej.