https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Informatycy z Krakowa okradali bankomaty z tekturkami w rękach

Artur Drożdżak
fot. archiwum Polskapresse
Kret w miejscu pracy to poważny kłopot. A gdy jest ich dwóch - to już tragedia. Tak właśnie zdarzyło się w firmie zajmującej się montażem bankomatów. Dwaj informatycy korzystając ze swojej fachowej wiedzy ukradli z nich 682 tysiące złotych. Wypłacali gotówkę z bankomatów za pomocą kart zrobionych... ze zwykłej tektury i kawałka taśmy VHS.

Rafał B. i o 11 lat starszy Grzegorz K. poznali się w Krakowie pod koniec lat 90. Szybko znaleźli wspólny język, bo okazało się, że obaj mają podobną pasję: komputery.

W 2000 roku obaj przenieśli się do Warszawy, gdzie znaleźli pracę w dużym banku przy obsłudze systemu informatycznego. Gdy zdobyli doświadczenie otrzymali propozycję pracy dla dużej, ogólnopolskiej firmy zajmującej się montowaniem, naprawą i obsługą bankomatów. Szybko pięli się po szczeblach w hierarchii, aż w 2003 roku Rafał został zwolniony z pracy. Nie dowiedział się dlaczego, usłyszał tylko okrągłą formułkę, że "są duże redukcje zatrudnienia".

Zemsta
Puściły mu nerwy i zaprzysiągł, że jego firma jeszcze pożałuje, iż się go pozbyła tak łatwo. Grzesiek dalej pracował, ale nie krył niezadowolenia z zarobków. Obiecanej podwyżki nie było, a doszły dodatkowe wydatki, bo mężczyzna zakochał się w 26-letniej Teresie. Przy niej szastał pieniędzmi, zapraszał do drogich restauracji, kupował markowe perfumy. I w końcu zaczęło mu brakować gotówki.

- Musimy coś zrobić, bo gdy będę bez forsy to dziewczyna mnie zostawi - zaproponował Grzesiek. Z Rafałem ustalili podział ról i zaplanowali przestępstwo doskonałe. Rafał kupił cyfrową kamerę i umieścił ją w pudełku po butach. Wyciął otwór, by można było swobodnie filmować ludzi biorących pieniądze z bankomatów firmy, w sieci, w której pracowali z Grześkiem.

Obaj wiedzieli, że bankomaty z pionowo umieszczoną klawiaturą nie mają monitoringu i nie rejestrują osób wypłacających gotówkę. Przy takim usytuowaniu klawiatury łatwiej było im nagrać kamerą, jakie numery PIN wciskają ludzie w bankomacie.

"Filmowiec" w akcji
Rafał podjeżdżał na miejsce swoim autem, parkował w pobliżu i ukrytą w pudełku kamerą filmował niczego nieświadomych ludzi. Zwłaszcza tych, którzy nie zasłonili dłońmi wystukiwanego numeru PIN swoich kart bankomatowych.

Kamera rejestrowała także dokładny czas takiej operacji finansowej. Mając takie dane do dzieła brał się Grzesiek.
Korzystał ze swoich uprawnień, bo jako informatyk miał swobodny dostęp do systemu komputerowego firmy. Wiedział precyzyjnie, o której godzinie, w konkretnym bankomacie w stolicy ktoś wypłacał pieniądze. W systemie komputerowym Grzesiek był w stanie ustalić, jak nazywała się taka osoba, gdzie mieszka, ile pieniędzy ma na koncie i jaki numer ma jej karta bankomatowa.

Bankomatowe rajdy
Te dane mężczyzna skopiował na płyty CD. Potem ze wspólnikiem kupili 500 plastikowych kart, na które zaczęli zgrywać zdobyte dane klientów korzystających z bankomatów. Mieli też numery PIN. Z tak podrobionymi kartami bankomatowymi zaczęli wypłacać pieniądze w różnych miastach kraju. Jeździli do Łodzi, Suwałk, Wrocławia i Poznania.

Szybko jednak dotarła również do nich informacja, że policja stara się ich namierzyć. Wspólnicy przed każdym wyjazdem w teren zmieniali telefony i karty SIM.

Śledczy zorientowali się, że w kraju działa grupa sprytnych fałszerzy. Wydawało się, że jest jednak szansa złapania ich na gorącym uczynku, bo gdy wypłacali pieniądze to przeważnie odbywało się to tego samego dnia z bankomatów w jednym mieście.
Pracownik firmy obsługującej sieć bankomatów, jak co dzień 1 sierpnia 2007 r. prowadził monitoring systemu bankomatowego w kraju. Ujawnił, że tego dnia ktoś wypłacił kilka tysięcy złotych w Rzeszowie na podstawie sfałszowanych kart płatniczych. Trzy tygodnie później pracownik firmy odnotował w systemie, że ktoś właśnie dokonuje wypłat, na podstawie tych samych kart, ale w Krakowie.

Zawiadomiono krakowską policję, która obstawiła konkretne bankomaty. Przy jednym z nich w Nowej Hucie zatrzymano Rafała. Miał przy sobie 7 podrobionych kart płatniczych, wypłacone pieniądze, przyznał się do winy i wydał wspólnika.

Okazało się wówczas, że z Grześkiem zmienili już sposób dokonywania fałszerstwa. Zamiast nanosić dane klientów na plastikowe karty, wycinali ze zwykłej tektury kartoniki wielkości karty bankomatowej. Potem przyklejali na nich paski taśmy VHS z wgranymi danymi klientów. Cały czas nagrywali kamerą nieostrożnych ludzi i tak zdobywali kody PIN.

W mieszkaniu Rafała znaleziono 117 płyt CD z nagraniami klientów bankomatów, sprzęt komputerowy oraz setki wyciętych tekturowych kartoników, z których mieli zrobić kolejne fałszywe karty bankomatowe.

Grzesiek zniknął. Policjanci mieli kolejny problem, bo okazało się, że już od 2006 r. mężczyzna nie pracował w firmie obsługującej bankomaty, więc nie było jasne skąd ze wspólnikiem mieli aktualne informacje z systemu bankomatowego. Musieli mieć jeszcze jednego wspólnika, który im pomagał.

Wspólnicy
Dzięki sprawdzeniu bilingów połączeń telefonicznych oraz analizie, kto z aktualnych pracowników firmy ma dostęp do danych klientów, wytypowano Łukasza K., jako osobę, która mogła pomagać fałszerzom kart. Wezwany na przesłuchanie, od razu przyznał się do winy. Poddał się karze półtora roku więzienia w zawieszeniu.

Potem wpadła Teresa T., dziewczyna Grześka. Od 2003 r. pomagała w dokonywaniu nielegalnych wypłat. To ona kupiła specjalne urządzenie, tzw. koder i 500 plastikowych, czystych kart, na które najpierw nanoszono dane klientów. Dostała za to od wspólników 4500 zł. Wyrok dla kobiety? Dwa lata więzienia w zawieszeniu i 10 tys. zł grzywny. Ciągle nieuchwytny był Grzesiek, ale w końcu zatrzymano go w zasadzce w Warszawie. W jego ujęciu brali udział antyterroryści.

Czyścili konta do zera
Śledztwo w sprawie fałszerstw prowadziła policja i prokuratura z Krakowa. Zebrano dane 204 poszkodowanych. Udało się ustalić, że fałszerze między 2003 a 2007 rokiem dokonali 440 nielegalnych transakcji i wypłacili 682 tys. zł. Za każdym razem wypłacali od 50 zł do 3900 zł, aż do wyczyszczenia konta.

Rafał B. został skazany na 3 lata więzienia i 70 tys. zł grzywny, Grzegorz K. usłyszał wyrok 4,5 roku oraz 90 tys. zł grzywny. Bronił się, że dokonywał fałszerstw, bo był szantażowany przez gangstera ze Śląska Artura N. Policja sprawdziła, że faktycznie był taki recydywista, ale nie miał nic wspólnego z okradaniem bankomatów. Wyroki są już prawomocne.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska