Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Zieliński. Myślał, że Olsza to koniec świata

Katarzyna Janiszewska
Jacek Zieliński.
Jacek Zieliński. fot. Andrzej Banaś
Dziś rozpoczynamy nasz nowy cykl, będziemy gościć w domach znanych małopolan. Jako pierwszy zaprosił nas do siebie Jacek Zieliński z zespołu Skaldowie.

Z okna muzycznej pracowni Jacka Zielińskiego pięknie widać panoramę Krakowa: Wawel, kościół Mariacki, Dom Wschodzącego Słońca u zbiegu ul. Pielęgniarek i Bratysławskiej, a w pogodne dni można zobaczyć ośnieżone szczyty Tatr. Na półkach stoją książki, które już nie mieściły się w mieszkaniu, różne dyplomy, nagrody, statuetki. Kilka szafek, kanapa, no i oczywiście pianino.

- To moja kuchnia, tyle że muzyczna, twórcza - zaznacza Jacek Zieliński ze Skaldów. - Tutaj powstała większość naszych przebojów. Przychodzę tu często, ale nie codziennie. Wszystko zależy od tego, czy mam wenę - opowiada.

W kieszeni ma z sobą telefon komórkowy. Jak się zasiedzi, to żona dzwoni i mówi: "Obiad za pół godziny, schodź już". Pracownia znajduje się zaledwie kilka pięter wyżej niż mieszkanie.

- Ja też dzwonię do żony, kiedy coś skomponuję - opowiada Zieliński. Mówię: "Jak chcesz posłuchać mojej nowej piosenki, to przyjdź". Żona jest moim pierwszym krytykiem.

Pracownia z ogrodem
Zieliński mieszka na krakowskiej Olszy od 37 lat - z przerwą. W 1982 roku wrócił do Krakowa ze Stanów Zjednoczonych, gdzie w grudniu 1981 r., podczas tournée, zastała go wiadomość o wprowadzeniu stanu wojennego. Myślał wtedy, że pracownie należą się tylko plastykom, którzy potrzebują miejsca do malowania i na obrazy. Ale okazało się, że nie, więc wystarał się o pracownię dla siebie. Sam doprowadził ogrzewanie, ocieplił stropy, pomalował.

Jeśli z okna pracowni spojrzeć w dół, z wysokości 10 pięter widać niewielki ogródek z altanką. Od strony ulicy osłania go wysoki żywopłot, z drugiej strony dostępu pilnuje Białucha. W rogu ogrodu stoi drewniana altanka. Dawniej rosły tu pomidory, marchewka, pietruszka. Dziś jest skalniak i piękne kwiaty: róże, azalie, rododendrony. Wystarczy, że Zieliński zjedzie windą i odpoczywa wśród zieleni, przy grillu, słuchając szumu rzeki. Wszystko ma na wyciągnięcie ręki.

Nigdy specjalnie nie marzył o domu. W domu zawsze jest coś do zrobienia: a to dach przecieka albo woda w piwnicy podchodzi. I kłopot. Jak się ma mieszkanie w spółdzielni, to ogrzewanie jest z elektrociepłowni, nie trzeba palić w piecu. A jeśli się coś zepsuje, wystarczy telefon do hydraulika. I po kłopocie.

- Nie jestem złotą rączką - przyznaje Jacek Zieliński. - Żarówkę wymienię, ale jeśliby trzeba było grzebać przy kablach, już nie bardzo. Zawiasy w drzwiach naoliwię. Ale do poważniejszych zadań to już lepiej wezwać fachowca.

Ćwiczyli już grę?
Wychowywał się przy placu Na Stawach w Krakowie. Mama była w domu i gotowała obiady: zupę pomidorową, grzybową, krupnik. A w święta ulubiony barszcz z uszkami. Tata wpadał między jedną próbą a drugą. Przed południem pracował w Orkiestrze Polskiego Radia. Po południu - w operetce. Wpadał i pytał: "Ćwiczyli dziś grę? Nie ćwiczyli? No to do roboty!".

- Brat grał na fortepianie, ja na skrzypcach - opowiada Zieliński. - Muzykowaniu brata ojciec nie był przeciwny. Ale kiedy ja też postanowiłem iść w jego ślady, przekonywał: "Jest tyle ładnych, opłacalnych zawodów - możesz zostać lekarzem, prawnikiem". A ja już wtedy wiedziałem, że chcę grać.

Kiedy przeprowadzał się na Olszę, wydawało mu się, że to bardzo daleko, na końcu świata. A to tylko trzy przystanki od Dworca Głównego. I się przyzwyczaił.

Dostał mieszkanie z puli wydziału kultury. Większość mieszkańców bloku to byli aktorzy, plastycy, muzycy. - Dziś jeśli artysta potrzebuje mieszkania, to sobie kupi - mówi Zieliński. - Jeśli go nie stać, weźmie kredyt. A jak nie weźmie kredytu, to wynajmuje. A ja, kiedy w latach 70. zapisywałem się do spółdzielni, usłyszałem, że mieszkanie dostanę za 15 lat. Miałem żonę, dziecko, więc przez jakiś czas pomieszkiwaliśmy u rodziców.

Wszyscy palili
Mieszkanie na Olszy urządziła żona. Ściany pomalowane są na biało. Na półkach stoi kolekcja młynków do kawy. Są też laski z różnych części świata. Jest parę antycznych krzeseł, serwantka. I wielki samowar z Rosji, który pełni już tylko funkcje ozdobne. - Kiedyś sporo gości się tu przewijało - wspomina Zieliński. - Wszyscy palili. Nie było, że tu się nie pali. Po takich spotkaniach przez dwa dni nie dało się wywietrzyć mieszkania.

W klubach studenckich się paliło, to był wręcz obowiązek. Na zdjęciach z lat 60., 70. wszyscy z papierosem przyklejonym do ust. - Ja też paliłem, ale rzuciłem - uśmiecha się Zieliński.

Jeśli chodzi o domowe obowiązki, to w przypadku pana Jacka ograniczają się do robienia kawy. Ale to jest kawa nie byle jaka: z ekspresu ciśnieniowego, ze śmietanką. - Za komuny w restauracjach wisiała taka kartka: za napar kawy odpowiada obywatelka taka a taka - opowiada. - No i właśnie u mnie w domu za napar kawy odpowiadam ja. To chyba tyle. Zaraz idę na działkę, ocieplić róże przed zimą, żeby nie zmarzły - dodaje.

Jutro - z wizytą u Anny Dymnej

Kim jest?
Jacek Zieliński, ur. 6 września 1946 r. w Krakowie. Wokalista, trębacz, skrzypek, aranżer, kompozytor. Ukończył liceum muzyczne w klasie skrzypiec, studiował w klasie altówki na Akademii Muzycznej w Krakowie. Posiada ogromną, jak na głos męski, skalę: prawie trzy oktawy. Jeden z założycieli zespołu Skaldowie. Występował też jako solista, m.in. w roku 1964 na Festiwalu w Opolu - "Dzień niepodobny do dnia" - i później w duecie z Łucją Prus - "W żółtych płomieniach liści". W czerwcu 2006 r. odznaczony przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis".

Skaldowe
To jeden z najbardziej znanych polskich zespołów z lat 60. i 70. Takie hity jak "Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał", "Prześliczna wiolonczelistka", "Z kopyta kulig rwie" znają wszyscy. Nazwa zespołu nawiązuje do nadwornych poetów w kulturze skandynawskiej - skaldów. Oficjalnie zadebiutowali w październiku 1965 r. na II Krakowskiej Giełdzie Piosenki, zdobywając I miejsce za utwór "Moja czarownica" do słów Wiesława Dymnego. Nagrali dziesiątki płyt, koncertowali po całym świecie. W czasie tournée po USA zastała ich wiadomość o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Andrzej Zieliński, brat Jacka, założyciel grupy i kompozytor większości piosenek, podjął decyzję o pozostaniu w USA na stałe. W latach 1982-1987 zespół formalnie nie istniał. Wiosną 1987 r. Jacek Zieliński reaktywował grupę.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska