https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jajecznica z pół tysiąca jajek

Halina Gajda
Głównodowodzącym podczas smażenia był Piotr Pernal. Czapki z głów, bo niestraszny mu był ani gryzący dym, ani żar bijący od paleniska, a jajecznica była jak z najdroższej restauracji!
Głównodowodzącym podczas smażenia był Piotr Pernal. Czapki z głów, bo niestraszny mu był ani gryzący dym, ani żar bijący od paleniska, a jajecznica była jak z najdroższej restauracji! archiwum
Niegdyś pasterze w drugi dzień Zielonych Świątek spotykali się wieczorami przy ognisku. Piekli przyniesione ze sobą jajka, kiełbasę, boczek. Tradycja przetrwała w Uściu Gorlickim. I było pysznie.

Jajecznicę albo jak kto woli, jajochę z pięciuset jaj przyrządził Piotr Pernal, uścianin. Miał ku temu okazję, mało kto bowiem wie, że mieszkańcy wsi mają tradycję spotykania się przy ognisku w drugi dzień Zielonych Świątek. Przy radosnym śpiewie, smażą jajecznicę. Smakuje jak żadna inna!

Spotkanie inne niż wszystkie

Ks. Wiesław Czaja, proboszcz parafii w Uściu Gorlickim, na poniedziałkowe spotkanie przy jajku przyjechał wprost po mszy świętej. Spojrzał fachowym okiem na to, co się dzieje wokół, od razu wziął się za działanie - sprytnie wybijał jajka, które potem z wprawą mieszał na zmianę z Piotrem Pernalem, na ogromnej patelni.

- To trzecie takie nasze spotkanie - relacjonował proboszcz, nie przerywając pracy, bo przecież jajecznica nie mogła się przypalić. - Pomyślałem wtedy, że przydałaby się jakaś muzyka. I rzeczywiście, przejechał zespół. Okazało się, że ludziom nie są potrzebne nuty, ale oni sami sobie: rozmawiali z serdecznością, potem śpiewali - opowiada.

Owocem pierwszej Jajochy były... pączki. - Zasada jest taka, że każdy, kto przychodzi, przynosi coś ze sobą. Mogą być jajka, ale równie pożądany jest szczypiorek, pomidory, boczek czy kiełbasa - wylicza. Jak komuś zbywa w domu masła - też się przyda. Wtedy jaj było nie do przejedzenia. Zostało parę setek - śmieje się. - Z tego, co pamiętam, skończyło się tak, że miejscowy GS upiekł z nich pączków na festyn parafialny - dodaje.

Skąd pomysł? Cóż, duchownemu spodobała się tradycja, którą zastał. Pogrzebał, podpytał seniorów, którzy potwierdzili mu, że Jajocha to od dekad w Uściu była.

Piotr, mistrz smażenia pół tysiąca jaj

Proboszcz to jedno, ale tak naprawdę zawiadowcą stacji Jajecznica był wspomniany Piotr Pernal. Dowcipkował, że on o kuchni wie nie jedno, bo i w życiu zdarzało mu się jeść chleb z niejednego pieca. Kucharski epizod w zawodowym życiorysie znaleźć można u niego bez trudu. Nie wiadomo co bardziej zaprocentowało: owo doświadczenie czy presja, by nie zawieść podniebień zgromadzonych, ale jajecznica była naprawdę pyszna: delikatna, posolona w punkt, z rozmaitymi dodatkami: świeżymi pomidorami, boczkiem, kiełbasą, szczypiorkiem. Nie straszny mu był żar bijący od paleniska ani niewielka łyżka, którą przyszło mu mieszać masę jajeczną. - Damy radę - zapewniał ze śmiechem.

Uspokajamy: nie zrobił sobie krzywdy, bo ktoś wsparł go wielką, porządną drewnianą paciochą.

Ile domów tyle ognisk z pasterską jajochą

Skąd w Uściu wzięła się tradycja pieczenia jajochy, tak naprawdę nikt się nie zastanawia. Barbara Hołub mówi, że pamięta ją już z dzieciństwa. Wtedy była jeszcze obserwatorką spotkań dorosłych. - Szło się w pola paść krowy, zabierało ze sobą prowiant, co kto miał: jajka, domowy boczek czy kiełbasę - opowiada. - Wieczorem, gdy wydojone krowy stały w oborach, dorośli wracali na pastwiska i zasiadali wokół ognisk - dodaje.

Główni bohaterowie wieczoru. Od lewej: prezes Jarosław Grzelka, skarbnik Piotr Gustyn, Przemysław Gbur, Dawid Kołtonowski, Damian Teszka, Adam Żuchowski, burmistrz Wojciech Głomski, Andrzej Bukowski, Artur Bukowski, Błażej Szafrański, Tomasz Mrugalski, Cezary Pytlak.

Na Balu Sportowca w Kamieniu Krajeńskim bawili się piłkarze

Obraz z przeszłości jest bardzo wyraźny: cała okolica jak okiem sięgnąć usłana była punkcikami pojedynczych ognisk. Przy każdym grupa śpiewających ludzi. Ponieważ pasterska dusza potrzebuje czasem odreagowania, wznoszone od czasu do czasu toasty nikogo nie gorszyły. W końcu jajocha była tylko raz w roku.

- Do ogniska przynosiło się największą patelnię, jaka tylko była w domu - opowiada dalej pani Barbara. - Trzeba było i sprytu i siły, żeby utrzymać ją nad ogniem na tyle nisko, by jajka się ścięły, ale też na tyle wysoko, żeby nie spalić wszystkiego - dodaje.

Gdy jajecznica była gotowa, z dostępnych gałęzi strugało się patyki na kiełbasę. Zapach pieczonej niósł się na okolicę.

Tegoroczna uściańska jajecznica miała cztery odsłony - pierwsza zniknęła w kilka minut po tym, jak Piotr Pernal zdjął patelnię z rusztu. Dymitr Rydzanicz, wójt gminy Uście, który również przyjechał na spotkanie, początkowo wzbraniał się, przed zbyt dużą porcją, ale potem machnął ręką. Coś na zasadzie, raz się żyje.

- W końcu gmina dołożyła te dwieście jaj, to trzeba skosztować - dowcipkował.

Ktoś z boku komentował, żeby nie martwić się o cholesterol ani kalorie - bo jajocha przecież nie tuczy.

Gazeta Gorlicka

WIDEO: Co w kulturze piszczy? Kultura Gazura, odc. 8 (16.06.2017)

Wybrane dla Ciebie

Trudny mecz rezerw Wisły Kraków, ale ostatecznie jest zwycięstwo

Trudny mecz rezerw Wisły Kraków, ale ostatecznie jest zwycięstwo

Małopolscy terytorialsi świętują siedem lat istnienia. Złożyli uroczystą przysięgę

Małopolscy terytorialsi świętują siedem lat istnienia. Złożyli uroczystą przysięgę

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska