Przegraliście mecz ze Stalą Mielec 2:3. To były nierówne połowy – pierwsza fatalna, a druga bardzo dobra. Jak podsumuje pan to spotkanie?
Ciężko jest po takim meczu, tym bardziej, że powoduje on nasz spadek z ekstraklasy. Pierwsza połowa była rzeczywiście fatalna w naszym wykonaniu. Stal strzelała bramki po stałych fragmentach i widać było, że pierwsza stracona bramka podcięła nam skrzydła. Drugiego gola też straciliśmy po stałym fragmencie. Wyszliśmy na drugą połowę z innym nastawieniem i tym, że nie mamy nic do stracenia. Spowodowało to, że wróciliśmy do gry mając okazje, by tego meczu nie przegrać.
Nie utrzymaliście się w ekstraklasie, co było waszą piętą achillesową w tym sezonie?
Ciężko powiedzieć na gorąco. Były 32 mecze, czyli bardzo dużo grania. W niektórych spotkaniach prowadziliśmy, a potem traciliśmy je i przegrywaliśmy mecze. Mieliśmy niestety dużo straconych bramek. A we wcześniejszych latach liczba straconych goli była znikoma, a zawsze potrafiliśmy zdobywać, czy to po stałych fragmentach, czy w inny sposób bramki. Tego na pewno zabrakło. Nie potrafiliśmy się podnieść w tych kluczowych momentach. Nie ma co mówić, zawiedliśmy, klub, społeczność niepołomicką, ale przede wszystkich samych siebie.
Przed spotkaniem ze Stalą tylko matematyka wchodziła w grę, mieliście czysto teoretyczne szanse na utrzymanie. Czy po wyniku Lechii Gdańsk, która pokonała Koronę Kielce wierzyliście, że jest jeszcze szansa?
Dopóki były matematyczne szanse na utrzymanie, to wierzyliśmy. Wiedzieliśmy, że Lechia jedzie na mecz z Pogonią, a my chcieliśmy wygrać trzy mecze i czekać na to, co się wydarzy. Niestety, już w pierwszym z nich przegraliśmy i to powoduje, że spadamy.
Tak po prawdzie, spadliście wcześniej, nie zdobywając punktów w tych meczach, w których prowadziliście i przegraliście, jak choćby z Cracovią, czy GKS-em Katowice. A już gwoździem do trumny było spotkanie z Pogonią, w którym odwróciliście niekorzystny wynik, ale w doliczonym czasie gry przegraliście.
Tak jak mówiłem, były 32 kolejki, a nie jeden mecz barażowy. Mieliśmy momenty w sezonie, w których byliśmy nad strefą spadkową. Niestety, w kluczowym momencie spadliśmy do niej i nie potrafiliśmy się z niej wydostać.
Chyba nie mieliście słabszego zespołu niż w zeszłym sezonie.
Może mieliśmy nawet lepszy, ale nie potrafiliśmy zbudować drużyny, która będzie walczyć i która zaangażowaniem da sobie szansę na utrzymanie się w lidze.
Było też sporo pecha i okoliczności pozaboiskowych – kontuzji było ponad normę.
Ale mieliśmy na tyle szeroką kadrę, byli inni, którzy czekali na swoją szansę i każdy dostał odpowiednią liczbę minut, by ją wykorzystać. Winni spadku nie jesteśmy jako pojedyncze osoby, ale jako cała drużyna.
Jeszcze są dwa mecze do końca sezonu. Możecie grać o honor. Myśli pan, że dacie radę wykrzesać z siebie tyle ambicji, by dla wiernych waszych kibiców coś ciekawego zrobić?
Zrobimy wszystko, by w tych dwóch meczach dać trochę radości kibicom.
I liga to będzie „czyściec” i będziecie się starali wrócić do ekstraklasy, czy może być kłopot, bo wiadomo, że skład mocno się zmieni?
Na gorąco ciężko wyciągać daleko idące wnioski. Jestem załamany tym, że Puszcza spada z ekstraklasy, jest nam smutno, chcieliśmy się za wszelką cenę się utrzymać.
