A jest co zmieniać. Rolnicy, także ci najbogatsi, są zwolnieni z podatku dochodowego, a na emerytury płacą po kilka złotych miesięcznie, które finansuje im reszta Polaków, często biedniejszych. Kosztuje nas to co roku 17 mld zł. Mundurowi składek na ubezpieczenie społeczne nie płacą, a pracują krócej niż inni. Również prokuratorzy i sędziowie są zwolnieni z daniny dla ZUS - im też wypłacamy emerytury. Górnicy płacą składki emerytalne, ale ich świadczenia są znacznie wyższe, niż wynika z odłożonego kapitału. Do nich też dopłacamy co roku kilka miliardów złotych.
Jeśli chodzi o umowy śmieciowe, wystarczy ustawa zrównująca prawa osób pracujących na śmieciówkachz zatrudnionymi na etatach. Warto byłoby zlikwidować też system, w którym związki zawodowe są utrzymywane przez firmy-żywicieli - głównie państwowe molochy. Pozostaje także likwidacja nierentownych kopalń. Wydobycie węgla z tych, które zostaną, wystarczy dla elektrowni.
Wprowadzenie tylko tych zmian spowodowałoby, że znalazłyby się pieniądze na spełnienie wyborczych obietnic, może nie od razu i nie wszystkich, ale byłby to dobry początek.
Potem politycy PiS powinni się zabrać za trudniejsze zadania, jak uzdrowienia służby zdrowia i systemu podatkowego. Tak by ten ostatni przestał być opresyjny, by opłacało się płacić podatki, a fiskus nie likwidował firm pod byle pretekstem, tylko pomagał zrozumieć przepisy i radził jak wyjść z trudnej sytuacji. Zwieńczeniem rządów prawicy byłaby ustawa, a najlepiej zapis w Konstytucji, zakazujący deficytu w budżecie, zobowiązujący kolejne rządy do utrzymania wydatków na poziomie przychodów lub wygospodarowania nadwyżki.
Prezes PiS może zmienić Polskę, tylko czy zechce i czy starczy mu odwagi i determinacji? Co wybierze: naprawę kraju, jak obiecywał, czy zafunduje nam ,,dożynki”, które już rozpoczął, na przemian z igrzyskami? Ma swoją historyczną szansę i wybór. Oby za cztery lata nie cytował za Stanisławem Wyspiańskim: ,,Miałeś chamie złoty róg, został ci się ino sznur”.