Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeden dzień u Kardynała

Marek Bartosik
archiwum
W kardynalskim mieszkaniu, we wschodnim skrzydle Pałacu Biskupiego, budzik dzwoni codziennie dokładnie o piątej dwadzieścia. - Nastawiam go tak dla pewności, żeby nie zaspać, ale zwykle wstaję zanim się odezwie - opowiada kardynał.

Włoska kawa i lekkie śniadanie
Potem poranna modlitwa, dalej oczywiście toaleta. Kardynał ciągle używa prawie już zapomnianych żyletek. - Tymi nowoczesnymi maszynkami nie umiem się porządnie ogolić - tłumaczy.
I czas na kawę. Oczywiście włoską i z włoskiego ekspresu. - Bardzo się do tego przyzwyczaiłem - przyznaje kardynał.

Potem przechodzi odprawić mszę w pałacowej kaplicy. Tej samej, w której kiedyś, jako młody ks. Stanisław Dziwisz, obserwował, jak biskup Wojtyła modli się leżąc krzyżem na posadzce albo medytuje czy pracuje przy klęczniku. W ostatnich latach kaplica została wyremontowana. Na jej ścianach już nie widać czarnych spękanych marmurów. - Trzeba było ten dom odnowić, bo porządnego remontu nie przechodził od ponad stu lat. Jak ekipy zmieniały podłogę w sali z Oknem Papieskim, to znajdowały pod parkietem takie pożółkłe karteczki z datą 1858 r. - tłumaczy dzisiejszy gospodarz Pałacu.

Przed ósmą jest już po szybkim i lekkim śniadaniu. - Diety nigdy nie miałem, ale w moim wieku trzeba już uważać - wyjaśnia. - A więc ser, dżem, czasem jajko na miękko, parówka.
O poranku musi się jeszcze znaleźć chwila na przerzucenie gazety. To też przyzwyczajenie z dawnych czasów. - Jak rano szedłem odprawić mszę u sióstr felicjanek, to pod drodze kupowałem gazetę i przy śniadaniu mogłem biskupowi Wojtyle powiedzieć, co tam piszą - wspomina.

Urzędowanie do obiadu
Pierwsze pilne sprawy kardynał załatwia zaraz po śniadaniu, bo od godziny dziewiątej przy starym, dębowym stole w gabinecie od strony Franciszkańskiej przyjmuje interesantów. Dwa dni w tygodniu przeznaczył na rozmowy z duchownymi. Wtedy mogą przyjść do niego z każdą sprawą, ot tak, z ulicy, bez zapowiedzi. W pozostałe przyjmuje mnóstwo ludzi prywatnych, delegacji z diecezji, całego kraju i gości zagranicznych. Wysłuchuje próśb o poparcie jakichś inicjatyw, przyjmuje zaproszenia na różne uroczystości. Ciągle o rozmowę z kardynałem dobijają się też dziennikarze z całego świata. Tego dnia, gdy nam opowiadał o swej codzienności, w kolejce już czekały ekipy agencji Reuters i TVP.

Kardynał przyjmuje zwykle do 13.30. Potem schodzi na parter Pałacu do małego refektarza przy kuchni. Na obiad. Z punktu widzenia kierowania diecezją, obejmującą teren zamieszkany przez ponad półtora miliona ludzi, to jeden z najważniejszych momentów dnia. Do stołu kardynał siada z razem ze swymi biskupami pomocniczymi i najważniejszymi gośćmi.

- Chodzi z jednej strony o podtrzymanie naszej domowej wspólnoty, ale też o wymianę informacji, poglądów w istotnych sprawach - wyjaśnia kardynał. Przyznaje, że przy tym stole zapadają też najważniejsze decyzje. - W drodze dialogu - dodaje zaraz.

Potrawy na stole są bardzo podobne do tych, do których ks. Dziwisz przywykł od 16 października 1978 r., kiedy kardynał Wojtyła poprosił o sprowadzenie swego sekretarza do sali, w której kardynałowie jedli pierwszy wspólny obiad po zakończeniu konklawe. Na widok sekretarza, ubrany już na biało Jan Paweł II powiedział do niego z uśmiechem o wyniku konklawe: - Ale dali szkoły!

Przez następne 27 lat razem z papieżem jadał to, co przygotowały polskie siostry sercanki. Kiedy kardynał Dziwisz w 2005 roku został biskupem krakowskim, razem z nim przyjechały do Polski i przy Franciszkańskiej wróciły do swych ról z Pałacu Apostolskiego. Jedne pracują w sekretariacie, inne w kuchni. Gotują po polsku, ale przez te lata przesiąkły wpływami włoskimi. Kardynał Dziwisz może więc liczyć od czasu do czasu na swoje ulubione makarony, do których we Włoszech bardzo się przyzwyczaił.
Wreszcie jest czas, żeby coś napisać
Po obiedzie na drzemkę pozwala sobie rzadko, bo to jest najlepszy czas na załatwienie korespondencji i długie rozmowy telefoniczne, jakie kardynał lubi prowadzić. Nie znosi, kiedy współpracownicy próbują mu robić porządek na jego licznych biurkach. Ponoć sam dobrze orientuje się w tym lekkim nieładzie, ale w "Świadectwie" wspominał, że list z nominacją kardynalską dla biskupa Wojtyły odnalazł dopiero, kiedy tę wiadomość o wyróżnieniu biskupa podało radio.

Pisma w najważniejszych sprawach najczęściej dyktuje. Kiedy jednak, jak teraz, wysyła życzenia świąteczne do wszystkich kardynałów na świecie czy do polskich biskupów, to do każdego dopisuje własnoręcznie parę słów. Kiedy ma napisać tekst ważnej homilii czy publicznego wystąpienia, woli wiedzieć o tym znacznie wcześniej, by sprawę dogłębnie przemyśleć. Bywa, że po południu jeszcze przyjmuje interesantów, ale najczęściej wyjeżdża do którejś z parafii.

Jednak dni tak spokojne, jak opisany wyżej zdarzają się rzadko. - Życie biskupa jest bardzo urozmaicone - śmieje się kardynał. Rutynę codzienności burzą przede wszystkim podróże. Najchętniej wyrusza w nie samochodem, passatem albo hondą z jeszcze mocniejszym silnikiem.
- Prawo jazdy mam, ale używane mało i dawno - uśmiecha się. Pamięta, że samochód prowadził rzadko jeszcze w dawnych, krakowskich czasach. Najwięcej jeździł motocyklem, kiedy po seminarium był wikarym w Makowie Podhalańskim.

Dziś zajmuje więc miejsce na tylnej kanapie i rusza np. na wizytację kolejnej parafii. Wszystkich z 461 istniejących w diecezji jeszcze odwiedzić nie zdążył, ale takich, w których biskupa jeszcze nie było, zostało niewiele. Do niektórych wstępuje czasem niezapowiedziany, przy okazji wizyty w sąsiedztwie. Podróżuje na kościelne uroczystości, spotkania episkopatu, do Rzymu na obrady watykańskich kongregacji, czasem wyprawia się w odległe strony świata, jak ostatnio do Brazylii i Argentyny. - Jestem zawsze bardzo mile witany, jeżdżę więc chętnie, ale te wyjazdy z turystyką nie mają nic wspólnego - tłumaczy.

Wyjazdy, takie wyłącznie dla siebie, zdarzają mu się w Małopolsce. Zeszłej zimy cztery razy udało się kardynałowi wybrać na narty. Do Białki i Jurgowa. - Piękne trasy tam są - wspomina. No i dwa razy był na Kasprowym. - Jeżdżę na narty, kiedy mam czas, a nie wtedy, kiedy jest pogoda. Wtedy była piękna. Trzymał mróz, śnieg się skrzył, a niebo.... Było tak błękitne jak nad Neapolem - wspomina.

Jak ten Kraków się zmienił...
Kiedy czas pozwala, wybiera się też na spacer po Krakowie. - W ciągu lat spędzonych w Rzymie właściwie co roku przyjeżdżałem tu na wakacje, więc niby widziałem, jak miasto się zmienia. Ale kiedy tu pomieszkałem dłużej, to zrozumiałem, jak bardzo się zmieniło od końca lat siedemdziesiątych. I ludzie też. Dawniej byli szaro ubrani, jacyś wylęknieni. Pamiętam jak przyjeżdżali do Rzymu: skromnie odziani, starymi autokarami, a noclegów szukali w najtańszych schroniskach. Niedawno miałem kontakt z szefem jednego z takich miejsc, gdzieś nad morzem koło Rzymu. Powiedział mi, że Polacy już do niego nie przyjeżdżają, szukają lepszych warunków w hotelach. Te zmiany widać też na ulicach Krakowa. Przede wszystkim ludzie częściej się uśmiechają - opowiada kardynał. I przyznaje, że krótko po powrocie, jesienią 2005 roku, kiedy dni stawały się krótkie, tygodniami mżyło albo siąpiło, to zdarzało mu się zatęsknić za rzymskim słońcem.

Kiedy pojawia się na Rynku, co chwilę ktoś go zatrzymuje, by porozmawiać, zrobić sobie wspólne zdjęcie. - Jestem ludziom wdzięczny, że traktują mnie jak swojego - mówi kardynał. Czasem wybiera się z jednym z kolegów jeszcze z seminarium na Błonia, do Skały poświęconej Janowi Pawłowi II. Kiedy ma więcej czasu, jedzie do Lasku Wolskiego, od strony klasztoru Kamedułów. Tam spaceruje alejkami aż na kopiec Piłsudskiego albo Kościuszki.
Wieczorem telewizja: polityka i sport
Dzień kardynała Dziwisza kończy się, kiedy wraca na Franciszkańską z bierzmowania w którejś parafii, z jakiejś krakowskiej uroczystości lub dalszej podróży. Zwykle jest już późny wieczór. Kolacje jada najczęściej ze swoim sekretarzem ks. Dariuszem Rasiem. Potem przechodzi do swego mieszkania. Tego samego, które kiedyś zajmowali kardynałowie Sapieha, Wojtyła i Macharski. Przed wprowadzeniem się tam kardynała Dziwisza zostało odnowione, ale niemal wszystkie historyczne sprzęty pozostały.

Wstawiono jednak nowe, stylowe biurko, na którym stoi ulubiona przez kardynała jego fotografia z Janem Pawłem II, zrobiona gdzieś nad Wigrami.
Jeden z pokoi praktycznie nie jest używany. Wygląda tak, jak wtedy, gdy mieszkał tu Karol Wojtyła. Tyle że złożono tam pamiątki po Janie Pawle II, jakie kardynał przywiózł z Watykanu. Udostępnione publiczności mają być po beatyfikacji papieża.

Wieczorem kardynał Dziwisz często włącza telewizor. Najchętniej ogląda dyskusje polityków i o polityce. - Lubię wiedzieć, co się dzieje, co mówią ludzie - tłumaczy. Ma swoich ulubionych dziennikarzy i programy, ale tych sympatii zdradzić nie chce. Ogląda też wiadomości sportowe. Sprawdza, jak grali piłkarze Wisły i Cracovii, co słychać w lidze hokejowej. Nasłuchuje, jak w lidze włoskiej spisały się Roma i Lazio. A w futbolu denerwuje go to samo, co wielu kibiców. - Nie rozumiem, jak piłkarzom i za piłkarzy można płacić takie ogromne pieniądze. Jak mają to przyjmować ludzie biedni - kręci głową.

Napięty świąteczny grafik
W święta program kardynała jest specjalnie napięty. W Wigilię odwiedza m.in. chorych duchownych w domu w Swoszowicach. Potem w gronie księży je uroczystą kolację, na którą przychodzą też kardynałowie Franciszek Macharski i Marian Jaworski. - Moja rodzina jest bardzo dyskretna. Jak byłem w Makowie, to mama mówiła mi: "Jak będziesz miał czas, to ty nas odwiedź. My nie będziemy ci przeszkadzali". Odwiedziła mnie tam chyba tylko raz. Za to do Rzymu przed świętami zawsze przyjeżdżała moja bratowa. Przywoziła indyka i chleb, które sama piekła. "O, Helka była" - mówił na widok chleba Ojciec Święty - wspomina kardynał.

Po wieczerzy o godz. 22 otwiera żywą szopkę przed kościołem Franciszkanów. O północy zaczyna odprawiać na Wawelu pasterkę. Następnego dnia o dziesiątej rano znowu staje przed katedralnym ołtarzem, by rozpocząć uroczystą sumę i razem z krakowianami dziękować za Boże Narodzenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska