Wiersze Wisława Szymborska pisała od wczesnego dzieciństwa. Udane rymowanki kilkuletniej Ichny – pierwsze imię poetki to Maria, a zdrobnienie od niego to Marychna, Ichna, dopiero jako dorosła osoba Szymborska zdecydowała, że jej drugie imię Wisława stanie się tym głównym – były nagradzane przez ojca poetki kilkoma groszami, za które dziewczynka kupowała słodycze.
Wierszyki miały być dowcipne, „Żadne tam jakieś liryczne wyznania, więc zarabiałam na poezji od razu, mając 5 lat” – mówiła po latach Szymborska swoim biografkom Annie Bikont i Joannie Szczęsnej.
Choć sama poetka nie myślała wówczas, by parać się pisaniem. Jak wiele rówieśniczek, marzyła o karierze aktorki.
80 lat temu w "Dzienniku Polskim" opublikowano pierwszy wiersz Szymborskiej
Ten prawdziwy debiut, wydrukowany w dopiero co powstałym „Dzienniku Polskim” miał miejsce 14 marca. I o mały włos, a wiersz Szymborskiej by przepadła.
Dwa tygodnie wcześniej Szymborska przyniosła do redakcji zajmujący dwie strony utwór „Jacy?”. Trafił on do rąk Adama Włodka, ówczesnego guru młodych twórców, który w gazecie zajmował się dodatkiem „Walka” skupiającym się na twórczości debiutantów. Włodek uznał, że przydługi wiersz poetki nie nadaje się do druku, maszynopis Szymborskiej trafił do szuflady.
W swoich wspomnieniach pisał nawet, że wiersze Szymborskiej nie wyróżniały się niczym szczególnym, „były po prostu słabe. Tak słabe, że nie widzieliśmy możliwości wykorzystania żadnego z nich”.
Prawdziwym ojcem debiutu noblistki można nazwać Witolda Zechentera, dziennikarza „Dziennika Polskiego”, a także przedwojennego redaktora „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”, który trafił na wiersz w szufladzie i w przydługim utworze dostrzegł potencjał poetki. Wiersz został więc skrócony, zyskał nowy tytuł – „Szukam słowa” i trafił na łamy gazety 14 marca. A Szymborska, która w redakcji pojawiła się kilka dni później pochwaliła redaktorów za interpretację swojego utworu, zaś Włodkowi miała powiedzieć: „Ale myślę, że honorarium za ten wiersz wypłacicie jednak mnie?”

To był niedobry wiersz?
Po latach Szymborska wspominała ten moment w tekście pisanym na jubileusz „Dziennika Polskiego”:
„W lutym 1945 roku przyszłam do redakcji z kilkoma wierszami. Nie znałam do tej pory nikogo, kto by te wiersze mógł fachowo ocenić i powiedzieć, czy są coś warte (…) do dzisiaj jestem przekonana, że gdyby ta moja pierwsza próba skończyła się klęską, nie odważyłabym się już nigdy po raz drugi pokazać komuś swoich wierszy”.
Zapytana, już jako noblistka, o debiut przyznała, że z pewnością ucieszył ją fakt, że wiersz trafił do druku, ale debiut wiązał się też z pewnym zakłopotaniem.
„Miałam bardzo szyderczą siostrę i kuzyna, i gdzie się nie ruszyłam, to oni czytali kawałki (tego) wiersza, no i trochę szydzili z tego, co ja tam napisałam. Więc te skrzydła, które mogły mi wyrosnąć, od razu mi opadły. Rzeczywiście, to był niedobry wiersz” – mówiła swoim biografkom.
Nobel, miłość i przyjaźń
Debiut miał nie tylko poetyckie konsekwencje, bo ośmielił Szymborską do dalszych publikacji, które po dekadach zaprowadziły ją do Nagrody Nobla. Poetka związała się z redakcją na trzy lata. W „Dzienniku Polskim” publikowała wiersze, recenzje i przeglądy prasy. Legitymację nr 3 „Walki” przechowywała do końca życia.
Znajomość z redaktorem Adamem Włodkiem , który miał ocenić wiersz debiutantki przerodziła się w kilkuletnie małżeństwo i trwającą do końca życia Włodka przyjaźń.
Tuż po Noblu, w październiku 1996 roku, na łamach „Dziennika Polskiego” ukazała się dedykacja Szymborskiej: „ Czytelnikom Dziennika Polskiego, gdzie kiedyś… kiedyś… debiutowałam”.
----
Cytaty pochodzą z książek Anny Bikont i Joanny Szczęsnej „Pamiątkowe rupiecie”, Joanny Gromek-Illg „Znaki szczególne” i Anny Piątkowskiej „Pluszowe małpy, loteryjki i poetka w szufladzie”.
