https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jonny Daniels: Sądeczanie zasługują na wyróżnienie za ratowanie Żydów [ZDJĘCIA]

Katarzyna Gajdosz-Krzak
Jonny Daniels miał okazję wejść na ratuszową wieżę i zobaczyć zegar, w którym ukrywał się Żydówka
Jonny Daniels miał okazję wejść na ratuszową wieżę i zobaczyć zegar, w którym ukrywał się Żydówka Damian Radziak
Czesław Pierzchała wychowywał się bez ojca, bo ten poświęcił swoje życie dla przyjaciół z getta. - A ja zastanawiałem się, czy nie było więcej osób jak Schindler - mówi szef fundacji From the Depths.

18 marca 1942 rok. Pod kamienicę przy ul. Romanowskiego 1 podjeżdża gestapo. Niemcy wchodzą do mieszkania na pierwszym piętrze. Każą ubierać się panu Józefowi. Jego żonę Janinę uspokajają, mówiąc, że „ojciec małych dzieci niebawem wróci”.

- Miałem dwa latka. Niewiele pamiętam. Tylko tatę, który postawił mnie, siostrę i brata na stole i wszystkich mocno uściskał. On miał świadomość, że nas już nigdy nie zobaczy, ja i rodzeństwo nie - wspomina dziś 77-letni sądeczanin Czesław Pierzchała.

To, co wydarzyło się przed zatrzymaniem jego ojca przez gestapo, i potem zna z relacji matki i świadków, którzy przeżyli Auschwitz.

- Mój tata stracił życie, bo chciał ratować życie Żydów - mówił Czesław Pierzchała, relacjonując zdarzenia z drugiej wojny światowej Jonny’emu Danielsowi, potomkowi polsko-żydowskiej rodziny zamordowanej podczas Holokaustu, szefowi żydowskiej fundacji From the Depths, który gościł w środę w Nowym Sączu.

Józef Julian Pierzchała był rzeźnikiem. Pracował też jako kierowca i dorabiał w piekarni, która mieściła się w kamienicy przy ulicy Romanowskiego. To stamtąd codziennie zabierał chleb i szedł na ul. Pijarską, by przerzucić go za mury getta.

- Ktoś musiał go zauważyć i wskazać gdzie mieszka - opowiada Czesław Piechrzała.

Jego matka znała niemiecki. Chciała dowiedzieć się, dlaczego jej mąż nie wrócił do domu.

- Ale gestapowcy zamiast jej odpowiedzieć, zrzucili ją ze schodów - wspomina Pierzchała.

Jego ojciec trafił do obozu w Auschwitz. Został zamordowany 23 czerwca 1943 roku.

- Świadkowie mówili, że do końca czuł się odpowiedzialny za innych. Gdy widział, że jakiś więzień słabnie, potrafił naciąć swoje ramię, by mógł posilić się jego krwią - opowiada Czesław Pierzchała, dobrze znany sądeczanom jako „Pele”. Kiedyś był najlepszym zawodnikiem Sandecji, dziś jednym z najwierniejszych jej kibiców. Zaczął grać w wieku 10 lat.

- Sandecja mnie ukształtowała, nauczyła dyscypliny, której zwykle dziecko uczy się od ojca - mówi Pierzchała.

Nie kryje, że oczekuje, by w końcu zauważono poświęcenie jego taty i innych Polaków, którzy narażali swe życie, by pomagać Żydom.

- Zanim pierwszy raz przyjechałem do Polski, zastanawiałem się, dlaczego nie było tu więcej takich osób jak Schindler i Sendlerowa. Okazuje się, że jest ich bardzo wielu - mówi Jonny Daniels, którego fundacja zajmuje się docenianiem Polaków, ratujących Żydów.

- Mam nadzieję, że we wrześniu przyszłego roku będziemy mieli okazję wyróżnić nagrodą imienia Żabińskich sądeczan, którzy, jak słyszę, zasługują na szczególne podziękowania - stwierdza Jonny Daniels.

Podczas swojej wizyty w Nowym Sączu miał okazję spotkać się również z Janem Dobrzańskim, który zaprowadził go na wieżę ratuszową. Pokazał zegar, w którym jego ojciec Henryk Dobrzański i jego pracownik ukrywali podczas drugiej wojny światowej Żydówkę Bertę Korennman.

- W niej zakochany był Stefan Mazur, który pracował w zakładzie zegarmistrzowskim mojego ojca - opowiadał gościowi z Izraela Jan Dobrzański. Zadaniem Stefana Mazura było między innymi nakręcanie ratuszowego zegara. Dzięki temu mógł codziennie odwiedzać swą ukochaną.

- To prawdziwa miłosna historia. Oboje przeżyli wojnę i pobrali się - opowiada żona zegarmistrza Danuta. Dodaje, że do dziś rodzina Dobrzańskich otrzymuje kartki na święta od dzieci Berty i Stanisława Mazurów.

- Czuję się niezwykle w tym mieście - nie krył słuchając historii sądeczan Jonny Daniels. To nie była jego pierwsza wizyta. Gościł w mieście już dwa lata temu. A po raz pierwszy usłyszał o nim, mając 15 lat.

- Zacząłem wówczas swoją pierwszą pracę w szpitalu w Netanii, który założył wielki rabin z Nowego Sącza Halberstam - mówi szef Fundacji From the Depths.

Opowiada, że to wyjątkowy szpital na całym świecie.

- Tam nigdy nie odłącza się człowieka od aparatury, która podtrzymuje życie. Dzięki temu ludzie nieraz po 30 latach budzą się ze śpiączki. Przewodnią wartością tego miejsca jest bowiem życie. I dostrzegam, że tak samo jest w Nowym Sączu. Nie zapominacie historii Żydów. Wciąż podtrzymujecie pamięć o nich - podkreśla Jonny Daniels.

Autor:Katarzyna Gajdosz-Krzak

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

R
RdB
"Zanim pierwszy raz przyjechałem do Polski, zastanawiałem się, dlaczego nie było tu więcej takich osób jak Schindler i Sendlerowa. Okazuje się, że jest ich bardzo wielu - mówi Jonny Daniels, którego fundacja zajmuje się docenianiem Polaków, ratujących Żydów. "- za kogo ma się ten Daniels? Ten facet nawet nie wie, że Szindler to ....szwindler! "Kupił" fabrykę od bogatego Żyda Krakowskiego za grosze ( okupacyjne przejęcie własności ). Owszem dawał Żydom pracę w swojej fabryce ( każdy by przecież chciał posiadać DARMOWYCH, ZDROWYCH I SILNYCH NIEWOLNIKÓW ).Część z nich dzięki temu uratowała się od gazówki. Schindler zdrowych wybierał i "ratował przed śmiercią" , znaczy dawał im robić garnki . No i cały ten szwindel ( oj jaki bohater - oszukał Hitlera i Himmlera ) wymagał po 90' zniszczenia Polskiej Fabryki by zrobić z tego ośrodek propagandy SZwindlera - uczciwego niemca? A gdzie dobro Polskiego Inżyniera, Robotnika? Ano mieli to głęboko w życi.
Polskie Dziecko w wieku 12-14 lat rozezna, że Schindler nie jest polskim nazwiskiem, no ale guru Daniels nie dostrzeże takich niuansów językowych.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska