Rozstawiona w Ałmatach 30-letnia Kłys, dwukrotna olimpijska z Pekinu i Londynu, wreszcie spisała się na miarę oczekiwań.
Była zawodniczka dwóch krakowskich klubów TS Wisła i UKS Judo podniosła swoje morale rzutem na taśmę, ponieważ start w Kazachstanie był prawdopodobnie ostatnimi zawodami z jej udziałem na arenie międzynarodowej, przed igrzyskami olimpijskimi w Rio de Janeiro.
Najlepsza polska judoczka, trenowana przez swojego męża Artura Kłysa, rozpoczęła zmagania w Ałmatach od 1/8 finału, wygrywając z zawodniczką z Luksemburga Lynn Mossong, czym zapoczątkowała swoją serię zwycięstw przez yuko.
W drugim pojedynku, jeszcze w fazie eliminacji, Polka uporała się z Portorykanką Marią Perez i była na dobrej drodze, aby zaraz święcić awans do finału.
Niestety w półfinale zawodniczka Polonii Rybnik nie poradziła sobie z Francuzką Marią-Evą Gahie, dlatego pozostał jej bój "tylko" o brązowy medal.
Mimo lekkiego niedosytu, mieszkanka Krakowa stanęła na wysokości zadania, postarała się o dostateczną motywację i pokonała przez yuko Kubankę Onix Cortes-Aldamę.
Po powrocie do kraju małżeństwo Kłys czeka krótki odpoczynek, po czym 28 maja wyruszą na silny obóz treningowy do Giżycka, gdzie będzie ich wspierać liczna grupa koleżanek i kolegów z rybnickiej Polonii. - Mam nadzieję, że ta praca da efekt w Rio de Janeiro. Kasia jedzie na igrzyska po złoty medal i ma w ten cel mierzyć - mówi Juliusz Kowalczyk, prezes klubu.
