Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Juskowiak: Ukraina jest faworytem, ale nie stoimy na straconej pozycji

Rozmawiał Bartosz Karcz
Andrzej Juskowiak
Andrzej Juskowiak Marek Zakrzewski/Polskapresse
- Myślę, że Ukraina zagra tak jak w pierwszym meczu, czyli bardzo agresywnie, nie będzie pozwalała nam na wiele. Dlatego sądzę, że bramkę czy bramki mogą strzelać wcale nie zawodnicy z pierwszego planu, jak Robert Lewandowski czy Jakub Błaszczykowski, którzy zapewne będą kryci bardzo krótko, ale właśnie ci mniej znani - powiedział w rozmowie Andrzej Juskowiak, były reprezentant Polski i piłkarz m.in. VfL Wolfsburg.

- Proszę o szczerą odpowiedź, wierzy Pan jeszcze w awans polskiej reprezentacji do mistrzostw świata?
- Uważam, że jest kilka przesłanek, na których można opierać optymizm. Nasza grupa jest bardzo wyrównana. Zdecydowany faworyt, czyli Anglia, zawodzi. Punkty się rozkładają i tak naprawdę ciągle wiele zależy od nas. Ukraina przegrała co prawda do tej pory tylko jeden mecz w tych eliminacjach, ale akurat u siebie i to wcale nie z jakimś wielkim zespołem, a z Czarnogórą. Uważam, że mamy szansę na wygranie piątkowego spotkania. Artur Boruc jest ostatnio w bardzo wysokiej formie. Dlatego można przypuszczać, że bramkarz bardzo nam pomoże w tym meczu. Linia obrony za bardzo się nie zmieni, więc pewnie jakieś błędy zostaną popełnione. Jest tylko kwestia, żeby udało się je naprawić, choćby przez skuteczne interwencje Artura. Nieźle natomiast wyglądała ostatnio nasza gra do przodu. Potrafiliśmy stwarzać sobie sytuacje i strzelać bramki. Jedyne o co można mieć pretensje, to procent wykorzystanych okazji. To na pewno trzeba będzie w meczu z Ukrainą poprawić. Oczywiście można też powiedzieć, że trudno uwierzyć w wygraną w Charkowie, skoro do tej pory udało nam się wygrać tylko trzy mecze, dwa z San Marino i jedno z Mołdawią. Czasami już jednak tak w futbolu bywa, że przychodzi moment przełomowy. To jest tylko jeden mecz – bo na razie nie ma co mówić o Anglii – w którym to Ukraińcy będą mieli więcej do stracenia niż my. Oni mają lepszą pozycję wyjściową przed tym spotkaniem i to oni są faworytem, ale my nie stoimy na straconej pozycji.

- Było dla Pana zaskoczeniem, że trener Waldemar Fornalik sięgnął po takich piłkarzy jak np. Marcin Wasilewski czy Mariusz Lewandowski? Zwolennicy tych powołań twierdzą, że selekcjoner postawił na doświadczenie. Oponenci, że wygląda to tak, jakby tonący brzytwy się chwytał. Pan zalicza się, do której grupy?

- Mychajło Fomienko też wysłał powołania do grupy ponad 20 piłkarzy. To jest normalne. Waldemar Fornalik wcześniej tego nie robił, ale teraz chce mieć zapewne większy wybór. Ja mimo wszystko widzę konsekwencję w postawie Fornalika. Cały czas powołuje piłkarzy, którzy grają regularnie lub ostatnio błysnęli formą. Jeśli jest taka możliwość, że można powołać 25 zawodników, to Fornalik chce z tego skorzystać. Ja to rozumiem i nie dziwię się postępowaniu selekcjonera. Powołanie doświadczonych zawodników, takich jak choćby Mariusz Lewandowski tłumaczę również tym, że Fornalik chce mieć piłkarzy, którzy jeszcze podniosą morale w szatni i pozwolą uwierzyć młodszym zawodnikom, że sukces w Charkowie jest możliwy.

- Kiedyś, w eliminacjach do mistrzostw świata 2002, Polska zaskoczyła Ukrainę Emmanuelem Olisadebe. A czym dzisiaj możemy zaskoczyć rywala?
- Jeśli wspominamy tamtą reprezentację, to warto też przypomnieć, że Ukraina, jeśli przegrywała z Polską, to u siebie. To może też być dodatkowy czynnik psychologiczny. Myślę, że Ukraina zagra tak jak w pierwszym meczu, czyli bardzo agresywnie, nie będzie pozwalała nam na wiele. Dlatego sądzę, że bramkę czy bramki mogą strzelać wcale nie zawodnicy z pierwszego planu, jak Robert Lewandowski czy Jakub Błaszczykowski, którzy zapewne będą kryci bardzo krótko, ale właśnie ci mniej znani. Oni też będą musieli wziąć ciężar odpowiedzialności na swoje barki za wynik tego spotkania.

- Zostawmy pierwszą reprezentację, bo nie tylko ona będzie grała w najbliższy weekend. W Krakowie, kadra U-21, której jest Pan ambasadorem, rozegra w sobotę niezwykle ważny mecz ze Szwecją w eliminacjach do młodzieżowych mistrzostw Europy. Kilka tygodni temu w pierwszym meczu obu drużyn Szwedzi wygrali 3:1. Myśli Pan, że szanse na udany rewanż są duże?

- Bardzo chcemy wziąć rewanż za pierwsze spotkanie ze Szwecją, które nie potoczyło się zupełnie po naszej myśli. Prowadziliśmy przecież 1:0, a w dodatku mieliśmy jeszcze dwie znakomite, stuprocentowe okazje. Wyglądało to tak, że kontrolujemy przebieg meczu, ale daliśmy się niestety, skontrować. W ogóle mamy na wyjazdach problem z przejściem z ataku do obrony. Za długo to trwa i przeciwnik jest w stanie to wykorzystać. W Krakowie musimy nawiązać do meczu z Turcją, kiedy to my dobrze broniliśmy i wyprowadzaliśmy szybkie ataki. Sporo będzie zależało też od tego, jakimi zawodnikami będziemy dysponować. Czy np. Arek Milik do nas dołączy. Czy wszyscy będą zdrowi spośród tych zawodników, którzy decydują o grze tej drużyny i którzy robią różnicę na boisku. Mam tutaj na myśli przede wszystkim Pawłowskiego czy Żyrę.

- Ten ostatni ma trudny okres. Po jego błędach Legia traciła ostatnio bramki i punkty. Będziecie chcieli go w jakiś specjalny sposób odbudować psychicznie?

- Jeśli chodzi o reprezentację młodzieżową, to Michał raczej pokazuje się z tej lepszej strony. W każdym meczu albo ma asystę, albo jest wyróżniającym się zawodnikiem. Trener Marcin Dorna potrafi do niego dotrzeć. Może pasuje mu bardziej ustawienie reprezentacji i może czuje się w tej drużynie ważniejszą postacią niż w Legii.

- Pytając z krakowskiej perspektywy, co sądzi Pan na temat Michała Chrapka i jego roli w tej drużynie?
- Michał zrobił bardzo duży postęp przez ostatni rok. On sam chyba nawet nie liczył na to, że może dostawać regularnie powołania do młodzieżowej reprezentacji Polski. To piłkarz, który jest bardzo blisko podstawowego składu. Dużo pracuje w obronie, poprawił wejście w pole karne, zawsze idzie za akcją. Oczywiście szybkości czy dynamiki nie poprawi znacząco w tym wieku, ale uważam, że na ten moment Michał jest naszym najlepszym rozgrywającym w tej drużynie.

- Dzień po meczu Polska – Szwecja w Krakowie dojdzie do kolejnego spotkania, tym razem towarzyskiego, w którym Wisła zagra z pańskim byłym klubem, VfL Wolfsburg. Będzie Pan na tym meczu?
- W Krakowie jeszcze będę, bo mam swoje obowiązki w „młodzieżówce”. Na mecz się jednak nie wybiorę, bo muszę wracać po południu do Poznania.

- Czyli nie uda się Panu spotkać ze starymi znajomymi?

- Akurat w pierwszej drużynie Wolfsburga znajomych w tym momencie nie mam za wielu. Bardziej w zespołach młodzieżowych. Jednym z koordynatorów grup młodzieżowych jest Matthias Stammann, z którym grałem właśnie w zespole „Wilków”.

- Jakim zespołem jest dzisiaj Wolfsburg? W tym sezonie Bundesligi wystartował dość średnio.
- To bardzo dyplomatycznie powiedziane (śmiech). Biorąc pod uwagę, jakie pieniądze są w Wolfsburgu, to wyniki są po prostu słabe. To jest klub, który w Niemczech znany jest z tego, że dużo i dobrze płaci piłkarzom, ale nie przekłada się to ostatnio na osiągnięcia sportowe. Jeszcze gdy w tym klubie pracował Felix Magath, sprowadzał on bardzo dużo zawodników, ale nie wszyscy z nich dostali nawet swoją szansę. Wystarczy przywołać tutaj nazwisko Mateusza Klicha. Ten „przemiał” piłkarzy za Magatha był po prostu za duży. Teraz trochę się to unormowało, ale Wolfsburg potrzebuje trochę czasu, żeby sportowo wyjść na prostą.

- Czy Wolfsburg nie przypomina Panu trochę Zagłębia Lubin, oczywiście zachowując wszelkie proporcje? To klub też z mniejszego ośrodka, też oparty o możnego sponsora i też nie ma wyników.

- Coś w tym rzeczywiście jest (śmiech). A co do Volkswagena, to firma ta bardzo mocno reklamuje się w Niemczech poprzez piłkę i nie tylko przez Wolfsburg. To dobry ruch ze strony tej firmy, bo futbol i Bundesliga w Niemczech cieszą się ogromnym zainteresowaniem i są świetnym, dobrze widocznym słupem reklamowym. A wracając do Wolfsburga, to myślę, że trzeba poczekać na efekty pracy dyrektora sportowego Klausa Allofsa. Na razie układa tą drużynę, wielu zawodników powypożyczał. Zrobił dopiero dwa, trzy transfery, więc tak jak powiedziałem wcześniej, potrzeba trochę cierpliwości.

- Ivica Olić, Luiz Gustavo czy Diego to na dzisiaj największe gwiazdy Wolfsburga. Wymieniłby Pan jeszcze kogoś?
- Jeśli chodzi o gwiazdy, to głównie trzeba mówić o tych piłkarzach. Szczególnie wyróżnia się w tym gronie Olić, który strzela regularnie bramki. Przyjście do Wolfsburga Luiza Gustavo to z kolei duży plus dla Allofsa, który potrafił takiego zawodnika, z taką przeszłością, przekonać, żeby zamienił Bayern Monachium na Wolfsburg. Pytanie tylko czy on będzie grał na zadowalającym poziomie. Umiejętności ma jednak ogromne. W poprzednim sezonie był w gronie piłkarzy, którzy mieli największy procent celnych podań w Bundeslidze. Około 90 procent jego zagrań trafiało do adresata. Jeśli chodzi o mocne punkty Wolfsburga wymieniłbym jeszcze Timma Klose, który trafił do zespołu „Wilków” z Norymbergi. To bardzo dobry środkowy obrońca, co udowadniał już zresztą właśnie w Norymberdze, która „posypała” się dość mocno po jego odejściu.

- Nawet jeśli Wolfsburgowi nie wiedzie się teraz najlepiej w Bundeslidze, to dla Wisły mecz z przedstawicielem jednej z najsilniejszych lig świata, to będzie dobry sprawdzian. Zgodzi się Pan z taką opinią?

- Oczywiście. Jaka jest teraz Bundesliga widać choćby po składzie finału ostatniej edycji Ligi Mistrzów. W Niemczech Bundesliga cieszy się ogromnym zainteresowaniem, w grę wchodzą coraz większe pieniądze, ale co niezwykle ważne, wszystko ma tam zdrowe, ekonomiczne podstawy. Uważam nawet, że jeśli chodzi o stabilizację finansową, jest to w tej chwili najlepsza liga na świecie. Wiadomo jak wypada porównanie z Hiszpanią, ale nawet na tle Anglii w Niemczech jest pod tym względem lepiej. Nie wyobrażam sobie np., żeby w Bundeslidze funkcjonował taki klub jak Manchester City, który rok do roku przynosi ogromne finansowe straty. Niemcy dają przykład jak to wszystko powinno funkcjonować. Nie zdziwię się specjalnie jeśli za kilka lat, to właśnie Bundesliga stanie się najlepszą ligą świata również pod względem sportowym.

- Na koniec porozmawiajmy o Wiśle. Zaskoczył Pana start „Białej Gwiazdy” w tym sezonie?

- Chyba jak wszystkich. Jeśli wziąć pod uwagę to, co działo się w Wiśle w poprzednim sezonie, ale również w czasie letniej przerwy, to wyniki i styl tego zespołu są zaskoczeniem. Widać, że mimo wielu problemów. m.in. szczupłej kadry, trener Franciszek Smuda potrafił pozbierać tą drużynę.

- Wisła jest w czołówce ekstraklasy. Myśli Pan, że może zostać w niej do końca rozgrywek?
- Oczywiście dobrze byłoby dla Wisły gdyby zimą wzmocniła skład, bo wtedy zwiększy swoje szanse np. na miejsce gwarantujące udział w europejskich pucharach. Już teraz jednak jest to mocny zespół. Wisła ciągle nie przegrała w tym sezonie, a co szczególnie zasługuje na uznanie, potrafiła wygrywać bardzo prestiżowe mecze, jak te z Lechem Poznań czy Legią Warszawa. To na pewno wzmocniło jeszcze poczucie wartości piłkarzy z Krakowa. Jeśli wzmocnią się zimą w odpowiedni sposób, to na pewno powalczą wiosną o miejsce w ścisłej czołówce ekstraklasy.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska