Kacper Tekieli zginął podczas wyprawy
Informacja, która pojawiła się 18 maja, wstrząsnęła sportową, i nie tylko, społecznością w Polsce. Kacper Tekieli zdobył szczyt Jungfrau w Szwajcarii, jednak podczas schodzenia z góry doszło do tragedii.
Mąż Justyny Kowalczyk został porwany przez lawinę. Mężczyzna nie dawał znaków życia, co zaniepokoiło byłą narciarkę, która poprosiła o pomoc. Jego życia nie udało się uratować. Zginął podczas próby zdobycia wszystkich 82 alpejskich 4-tysięczników.
Wciąż nie są znane wszystkie szczegóły dramatu, ale coraz więcej wychodzi ich na światło dzienne. Kilka informacji zdradził jeden ze znajomych alpinisty w rozmowie z "Polityką".
Alpinista był świadomy niebezpieczeństwa
Bartek Dobroch, dziennikarz i zarazem twórca książek poświęconych alpinizmowi był kolegą Kacpra Tekielego. Według niego, mąż Kowalczyk przed wyprawą był świadomy tego, co może go spotkać.
"Wcześniej wszedł na Bishorn, tam po sąsiedzku są dwa inne szczyty, o które można się pokusić właściwie za jednym zamachem. Ale mówił mi, że odpuścił, bo było zbyt niebezpiecznie. To był mądry, rozważny facet, umiał skalkulować ryzyko. Trudno zrozumieć, dlaczego zdecydował się iść na Jungfrau" - powiedział.
Dobroch zdradził również, że warunki na górze były słabe już podczas wejścia na szczyt, czyli 9 maja. W międzyczasie się jeszcze pogorszyły, a w górach wprowadzono trzeci stopień zagrożenia lawinowego.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
mm