Grube pieniądze
Jan T. kilkanaście lat temu był jednym z najważniejszych urzędników w Krakowie. Twardą ręką prowadził jednostkę odpowiedzialną na drogi i komunikację w Krakowie. Szybko jednak okazało się, że miasto na rzecz wykonawców dużych inwestycji drogowych miało tracić grube pieniądze. Potem pojawiały się kolejne oskarżenia przeciwko Janowi T. Pierwsze procesy rozpoczęły się już w 2009 roku. Z czasem dochodziły kolejne zarzuty. Ostatnie Jan T. usłyszał na początku roku 2015. Dotyczą tak ważnych inwestycji w Krakowie jak np. przebudowa Małego Rynku, placu Bohaterów Getta, czy budowy ulicy Lema. O tym, jak Jan T. traktował pracowników, krążyły w Krakowie legendy. Najsłynniejszą z nich jest przypinanie kajdankami do kaloryfera. Tę sprawę też wyjaśniał sąd.
W jednym w największych procesów w środę ma zapaść wyrok. Jan T. oskarżony jest m.in. o przyjęcie łapówki w postaci domu "bliźniaka" w Kryspinowie, wartego prawie 900 tys. zł.
Nie wiadomo do jakich ustaleń doszedł sąd przez 15 lat procesu. Wiadomo jednak o czym mówi akt oskarżenia.
Siedem lat temu w tej samej sprawie przesłuchiwany przez prokuraturę był były prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. "Na stanowisko dyrektora Zarządu Dróg i Komunikacji potrzebowałem osoby, która spełniałaby dwa warunki. Po pierwsze miała to być osoba zdecydowana i stanowcza, a po drugie, osoba, co do której miałem zaufanie, że nie będzie ulegała jakimś korupcyjnym układom" - zeznawał prezydent w 2015 r.
Co do nieulegania korupcji, prokuratura ma jednak ogromne wątpliwości.
Absurdalne zachcianki
Według śledczych oskarżony na budowę "bliźniaka" nie wydał z własnej kieszeni ani złotówki. Inwestycja miała być finansowana przez spółkę Budostal 5, która zlecała prace 15 innym firmom podwykonawczym.
"W trakcie budowy nie liczył się (Jan T.) z żadnymi kosztami. Spełniano nawet najbardziej absurdalne zachcianki tego urzędnika, wielokrotne poprawianie tych samych prac" - czytamy w akcie oskarżenia.
Kiedy kolejnym poprawkom sprzeciwiał się Zygmunt D., odpowiedzialny za realizację budowy domu, T. miał dzwonić do Ryszarda P., dyrektora Budostalu 5. Ten kazał spełniać pracownikom jego życzenia.
Na prace tynkarskie, murarskie, flizowanie i ocieplanie wydano ponad 220 tys. zł. Około 380 tys. kosztowały drzwi, schody, materiały wykończeniowe i zagospodarowanie działki. Te wydatki szefowie spółki uwzględnili w kosztach inwestycji finansowanych z pieniędzy, które gmina płaciła Budostalowi 5 za remonty pl. Bohaterów Getta i ul. Piłsudskiego, przebudowę ronda Mogilskiego czy budowę Obserwatorium Astronomicznego na górze Luboń.
Zdaniem prokuratury dyrektor Budostalu oraz jego podwładny K. byli w stałym kontakcie z T., dyspozycyjni o każdej porze dnia i nocy. Jak ustalili śledczy, spotykali się z nim albo w siedzibie zarządu, albo na budowie w Kryspinowie. Te kontakty przyniosły zamierzony skutek. Budostal 5 raz po raz wygrywał przetargi na remonty krakowskich dróg.
Popłoch w Budostalu
Gdy w marcu 2008 r. dyrektor trafił do aresztu, zarząd Budostalu 5 miał wpaść w popłoch. Według prokuratury na specjalnym posiedzeniu, w którym uczestniczyli adwokaci, doszło do ustalenia linii obrony. Wszyscy mieli głowić się nad tym, jak rozliczyć budowę domu. Janowi T. faktur wręczyć nie można było, bo siedział w areszcie. Wymyślono więc, że trzeba spisać porozumienie z jego córką jako inwestorem domu w Kryspinowie.
Barbara W. z działu księgowości Budostalu 5 sporządziła na Dorotę T. fakturę z wsteczną datą (29 lutego 2008 roku). Inna z pracownic, Urszula K. miała przekazać córce T. 46 tys. zł w reklamówce, po to, by ta mogła zapłacić przedsiębiorstwu za wykonane roboty. Dorota T. wpłaciła pieniądze na konto Budostalu 5.
Problem jednak w tym, że w trakcie śledztwa - niemal co miesiąc - zwiększała się wysokość łapówki zarzucanej oskarżonemu. W ślad za ustaleniami prokuratury pojawiła się więc kolejna faktura - już na kwotę 700 tys. zł, którą w maju 2008 r. wystawili kolejni pracownicy Budostalu 5. Efekt jest taki, że owi czterej pracownicy Budostalu 5, a także córka Jana T., odpowiedzą za utrudnianie śledztwa prowadzonego przeciwko Janowi T. Dyrektor Ryszard P., prokurent Józef K. oraz koordynator Zygmunt D. również zasiedli na ławie oskarżonych.
W 2019 r. Jan T. został zatrzymany w krakowskim sądzie, gdy przyszedł na jedną z kolejnych rozpraw w jednej ze swoich spraw. Miał do odbycia prawomocny wyrok dwóch lat więzienia, który zapadł 19 marca 2015 r. Nie spodziewał się wpadki i wizyty policjantów. Z sali rozpraw pojechał na Monte.
Afera - prezydent mianuje Jana T. ponownie dyrektorem
Z kolei w 2016 r. Jan T., będąc oskarżonym w 13 procesach, został mianowany przez prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego na dyrektora Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu.
– Jeżeli osoba nie ma prawomocnego wyroku, to wszystko jest w porządku – tłumaczył wtedy prezydent. Na początku sierpnia 2015 r. pod presją mediów i opinii społecznej prezydent usunął Jana T. z funkcji dyrektora. Prawomocny wyrok w sprawie Jana T. zapadł miesiąc później. Chodziło o fałszowanie dokumentów dotyczących remontu siedziby zarządu dróg przy ul. Centralnej.
Według prokuratury Jan T. nakazał sporządzić dokumenty dotyczące rzekomego przetargu na te prace już po tym, jak się one skończyły, 30 grudnia 2005 r. Sąd pierwszej instancji w marcu 2015 r. stwierdził, że T. jest winny i ma zapłacić grzywnę 5 tys. złotych. Od tej decyzji odwołała się zarówno prokuratura (żądała kary więzienia w zawieszeniu i zakazu pełnienia funkcji publicznych przez pięć lat) jak i T. i jego obrońca (żądał uniewinnienia). Sąd Okręgowy oddalił oba zażalenia i utrzymał karę.
Pod presją opinii społecznej prezydent usunął Jana T. z tego stanowiska.
Po co są strefy czystego transportu?
