- Gwałtownie zahamowałem - relacjonuje Mariusz Poręba. - Stojący obok mnie kierowca poleciał na szybę. Przewróciła się też pasażerka.
Mariusz Poręba wybiegł z autobusu, żeby porozmawiać z kierowcą PKS. Ten uciekł, omal nie przejeżdżając po nogach mężczyzny. Jak się potem okazało ruszył w trasę do Kosarzysk jakby nic się nie stało.
Gdy na miejsce dotarli policjanci, rannego 51-letniego kierowcę zabierała do szpitala karetka pogotowia. Miał stłuczoną głowę, podejrzewano też złamanie ręki. Autobus PKS dokończył planowy kurs. Gdy 52-letni kierowca PKS-u wrócił na dworzec przy placu Dąbrowskiego, czekali już tam na niego policjanci.
- Mężczyzna nie miał jednak zamiaru wyjaśnić tej sprawy - mówi sierż. sztab. Iwona Grzebyk-Dulak, rzeczniczka nowosądeckiej policji. - Zamykał drzwi autobusu, nie chciał udostępnić dokumentów i nie stosował się do poleceń funkcjonariuszy. Policjanci skuli więc kierowcę kajdankami i doprowadzili do radiowozu. 52-latek nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Skuli mnie na oczach ludzi stojących na dworcu - ubolewa kierowca. - Nie chciałem z nimi rozmawiać, ponieważ niczego złego nie zrobiłem. Nie wiedziałem, czego ode mnie chcą.
Kierowca PKS twierdzi, że autobus MPK nie sygnalizował kierunkowskazem, że będzie wyjeżdżał z przystanku. Ponieważ za pojazdem nie było miejsca PKS próbował wjechać na pas przed miejskim autobusem. Prawie się z nim zderzył, gdy był w połowie drogi do celu.
- Nie popełniłem żadnego wykroczenia - przekonuje 52-latek. - Dlatego nie miałem zamiaru rozmawiać z policjantami.
Chociaż mężczyzna utrzymuje, że nie spowodował kolizji, to jednak właśnie tak potraktowano jego działanie. Ukarano go za spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym. Uznano, że wymusił pierwszeństwo przejazdu, w wyniku czego do szpitala trafił jeden z kierowców MPK. Po badaniach ranny został zwolniony do domu.
Iwona Grzebyk-Dulak podkreśla, że policjanci zdjęli 52-latkowi kajdanki, gdy już się uspokoił. - Gdyby chciał z nimi rozmawiać i pozwolił się wylegitymować, to w ogóle nie musieliby stosować takich metod - dodaje Dulak.
W centrum wczorajszych wydarzeń był Ryszard Lewandowski, dyspozytor MPK, który dzwonił na policję, gdy zgłoszono mu kolizję. W MPK pracuje od 1978 r. i wiele w tym czasie widział.
Uważa jednak, że gdyby kierowca PKS miał czyste sumienie, to nie odjechałby z miejsca zdarzenia. Nie unikałby też rozmowy z policjantami.
- Prawie przejechał naszemu kierowcy po nogach - dodaje Ryszard Lewandowski. - A przecież mógł z nim spokojnie porozmawiać o tym, co się stało. Większość spraw tak się właśnie kończy. Kierowcy trochę na siebie pokrzyczą, wymienią opiniami na temat tego, kto zawinił i jest po sprawie.
To już kolejny przypadek, gdy sądecka policja musi interweniować wobec pracowników PKS. Ostatnio jeden z nich jechał autobusem mając 0,33 promila.
Zdaniem szefów
Andrzej Górski, prezes MPK w Nowym Sączu:
- Nasz kierowca wyjechał na trasę pod okiem bardzo doświadczonego, starszego kolegi. W ruchu ulicznym dochodzi do różnych sytuacji. To nieuniknione. Trzeba jednak się wzajemnie szanować i próbować spokojnie rozwiązać problem. Dotąd tak właśnie się działo nawet w przypadkach, gdy w wyniku nieuwagi kierowców doszło do zarysowania autobusów czy nawet niegroźnych stłuczek. Nie przypominam sobie jednak przypadku, w którym kierowca po prostu odjeżdża z przystanku, nie próbując wyjaśnić wątpliwości.
Jan Popiołek, dyrektor PKS w Nowym Sączu:
- Ta sprawa to jakieś gigantyczne nieporozumienie. Z relacji naszego kierowcy, bardzo doświadczonego i opanowanego człowieka, wynika, że błąd popełnił kierowca MPK. Odjechał z przystanku, sądząc, że nic się nie stało. Nie doszło do zderzenia, nie było ofiar. Po prostu nerwowe zdarzenie na drodze i tyle. Rozumiem jednak jego oburzenie zachowaniem policjantów. Uważam, że zrobili przysłowiową pokazówkę, wyprowadzając z autobusu skutego kajdankami człowieka, który nie stwarzał dla nikogo zagrożenia. To po prostu niebywałe.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+