Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiko Ramirez: Kto nie chce walczyć, niech jedzie na wakacje

Justyna Krupa
Kiko Ramierez trenerem Wisły został w styczniu bieżącego roku. Pod jego wodzą zespół awansował na piąte miejsce w tabeli
Kiko Ramierez trenerem Wisły został w styczniu bieżącego roku. Pod jego wodzą zespół awansował na piąte miejsce w tabeli Andrzej Banaś
- Powiedziałem piłkarzom, że jak ktoś nie jest gotowy do walki do ostatnich minut tego sezonu, niech od razu uda się na wakacje - mówi trener piłkarzy Wisły Kraków Kiko Ramirez [CAŁY WYWIAD]

- Przychodząc do Wisły, dostał Pan konkretne zadanie: awansować do górnej ósemki ekstraklasy. Ten podstawowy cel udało się zrealizować. Z czego jeszcze jest Pan dumny po tych kilku miesiącach, a co wciąż wymaga poprawy?

- Myślę, że z naszej dotychczasowej pracy wyłania się znacznie więcej pozytywów niż negatywów. Udało nam się stać ekipą regularną, która utrzymuje serię meczów bez porażki na własnym stadionie. Kiedy przychodziłem do klubu, pilnie potrzebowaliśmy punktów. Celem było znalezienie się w tej lepszej ósemce i to udało się osiągnąć. Teraz musimy spróbować zrobić następny krok – postarać się zakwalifikować do europejskich pucharów. Jeśli uda się to osiągnąć odpowiednio wcześnie, może będziemy mieli jeszcze szanse powalczyć o coś jeszcze. Oczywiście to trudne zadanie. Ale ja mawiam: To, co jest trudne, realizuje się, a potem trzeba starać się o to, co niemożliwe! Ważne jest to, że trenujemy mocno, na dużej intensywności, a potem tak samo walczymy w większości meczów – nawet dłużej niż 90 minut. To zespół, który potrafi odwrócić losy spotkań w samej końcówce. Choć ostatnio odebraliśmy ważną lekcję. Przekonaliśmy się, że jeżeli nie grasz na sto procent – co oczywiście jest winą trenera – każdy może nas pokonać. Kiedy zespołowi wydaje się, że ważniejsze są umiejętności niż ciężka praca, może przegrać z każdym rywalem. Porażka z Górnikiem Łęczna sprawiła, że wszyscy odebraliśmy nauczkę. Ta liga jest tak wyrównana, że zarówno ty możesz wygrać z każdym, jak i każdy rywal może pokonać ciebie.

- Jak bardzo rozczarowało Pana to, co wydarzyło się w starciu z Górnikiem? Wyglądało to tak, jakby z drużyny po osiągnięciu podstawowego celu zabrakło motywacji.

- Pierwszym winnym tej sytuacji jestem ja. Nie ma co zrzucać odpowiedzialności na zawodników, ja muszę ją wziąć na siebie. Gdzieś musiałem popełnić błąd. Nie można ujmować nic naszemu sobotniemu rywalowi. Byli lepsi i strzelili nam trzy bramki. Powinniśmy byli zagrać w sposób bardziej praktyczny, wyrachowany. Niekoniecznie trzeba próbować rywala pokonać dominacją w posiadaniu piłki. Czasem można poszukać innego sposobu.

- Ten mecz pokazał, że ławka rezerwowych nie jest atutem Wisły. Zwłaszcza, gdy porównamy ją z potencjałem kadrowym innych ekip z czołówki.

- Absolutnie się nie zgadzam z tym twierdzeniem. To zbyt łatwo wyciągnięte wnioski. Wielu z naszych zmienników wygrywało nam mecze w tym roku. Po centrze Hugo Videmonta padł zwycięski gol w Gliwicach. Zdenek Ondrasek przyczynił się wcześniej do wygrania wielu meczów przez Wisłę. Debiutant Ever Valencia od dawna zasługiwał na to, by dać mu szansę. Jeśli chodzi o mecz z Górnikiem, nie ma co dramatyzować. Jeżeli musiała nam się przydarzyć porażka, lepiej, że stało się to w tym właśnie spotkaniu niż w tych kolejnych w grupie mistrzowskiej. Czasem przydaje się taki cios, żeby otworzyć oczy i być bardziej ostrożnym w przyszłości.

- Deklaruje Pan walkę o europejskie puchary. Czy w sytuacji, gdy sytuacja finansowa klubu wciąż jest daleka od idealnej, te plany nie są snute nieco na wyrost?

- Wyniki sportowe zawsze dobrze wpływają na sytuację finansową klubu. Jeżeli uda nam się ulokować Wisłę na miejscu premiowanym grą w europejskich pucharach, dla klubu będzie to dobra wiadomość również ze względów pozasportowych. Dla piłkarzy to również jest ważne, bo udział w europejskich pucharach później otwiera wiele drzwi. Oni to wiedzą. Niedawno miałem rozmowę z piłkarzami. Jasno im powiedziałem, że teraz czeka nas siedem najważniejszych meczów tego sezonu. Stwierdziłem, że jak ktoś nie jest gotowy do walki do ostatnich minut tego sezonu, niech od razu uda się na wakacje. Bo zespół ma walczyć na całego w tej mistrzowskiej grupie.

- Patrząc w terminarz, wydaje się, że planem minimum dla Wisły powinno być zgarnięcie kompletu zwycięstw na własnym stadionie w meczach z Lechią Gdańsk, Pogonią Szczecin i Bruk-Betem Termaliką Nieciecza.

- Trzeba zapomnieć w końcu o tym dzieleniu meczów na wyjazdowe i domowe! Na początek gramy z Legią na wyjeździe i generalnie więcej punktów do zgarnięcia będzie w meczach wyjazdowych. Choć oczywiście musimy pozostać solidną drużyną, wygrywającą u siebie. Spotkań na naszym stadionie się nie obawiam, bo kibice są naszym ważnym atutem.

- Co będzie kluczem do tego, by w tym niedzielnym starciu z Legią wywalczyć więcej niż w spotkaniu w sezonie zasadniczym? Wtedy Wisła nie zdołała strzelić bramki przy Łazienkowskiej, wróciła z Warszawy bez punktów.

- Jest fundamentalna różnica. W sezonie zasadniczym takie drużyny jak Legia, Lech czy Jagiellonia od pewnego czasu grały już bez dużej presji, bo awans do pierwszej ósemki miały pewny. Wiadomo, walczyły o czołowe miejsca, ale w tym systemie połowę punktów drużynie się odbiera. Teraz sytuacja zupełnie się zmienia. Od teraz te ekipy muszą wygrać każdy mecz. Przynajmniej takie będą wobec nich oczekiwania. Ten, kto się potknie, oddali się od celu, jakim jest mistrzostwo. Dlatego presja na warszawskim zespole przed tym najbliższym meczem będzie zupełnie inna niż przed tym marcowym. My tę presję mieliśmy na sobie przez ostatnie dziesięć kolejek, kiedy musieliśmy nadrabiać stratę punktową do czołówki. Trzeba było nauczyć się grać z tym stresem. Teraz jesteśmy w takiej sytuacji, że to, co uda nam się zdziałać, będzie już wyłącznie zaliczane jako pozytyw. Oczywiście cały czas są wobec nas oczekiwania, bo jesteśmy Wisłą, i to zobowiązuje. Ale inni będą musieli radzić sobie z większym stresem.

- Kolejny mecz - na własnym stadionie z wyprzedzającą was bezpośrednio w tabeli Lechią - będzie kluczowy w kontekście walki o europejskie puchary?

- Przeskoczenie Lechii w tabeli może nam otworzyć drzwi do Europy. Jeżeli udałoby nam się na początek pokonać Legię w Warszawie, a potem gdańszczan u siebie, już na wstępie odrobilibyśmy stratę, którą mamy do miejsca premiowanego grą w pucharach. Dobrze, że już na inaugurację zmagań w tej górnej ósemce gramy z Legią, bo w ten sposób zespół się od razu mobilizuje. Trener ma mniej pracy przy motywowaniu zespołu. Muszę powiedzieć, że ewentualny remis w Warszawie nie dawałby nam wiele, dla nas w tym spotkaniu liczy się tylko zwycięstwo.

- Jednym z celów, jakie przed Panem postawiono na początku roku, było przeorganizowanie gry obronnej Wisły. Udało się zmniejszyć liczbę traconych bramek do około jednej na mecz. Ale zdarzały się takie spotkania, jak z Termaliką czy Wisłą Płock, w których drużyna traci dwie bramki, a punkty ratowała w ich końcówce.

- To, że zespół był w stanie wówczas wyrwać zwycięstwo w końcówce, uważam za wielki plus, a nie za problem. To oznacza, że zespół wierzy i walczy do ostatnich sekund. Mentalnie jest mocny. Nie jestem jeszcze w pełni usatysfakcjonowany tym, jak bronimy. Ale uważam, że wykonaliśmy dużą pracę w tym aspekcie. Teraz cały zespół walczy w defensywie, nie tylko sama linia obrony. Ale nie można osiąść na laurach, bo potem zdarza się taki mecz, w którym tracimy aż trzy bramki, jak z ekipą z Łęcznej.

- W starciu z Górnikiem zadebiutował Ever Valencia. Widać, że jeszcze nie odnajduje się w warunkach tutejszego, bardziej siłowego futbolu. Jak dużo czasu potrzebuje Kolumbijczyk , by drużyna miała z niego realny pożytek?

- Ever to młody chłopak, który przyszedł do nas ze świata innej piłki, gdzie gra się w zupełnie innym rytmie. W dodatku wcześniej nie grał wiele na poziomie seniorskim. On potrzebuje okresu adaptacji. Musi dać z siebie dużo, bo to nie my się mamy zaadaptować do Evera, tylko on ma się przystosować do polskiego futbolu. Tak, jak zrobiłem to ja, Pol Llonch czy Ivan Gonzalez. Czasem ludzie mówią: „piłka nożna w Polsce jest na niskim poziomie” albo „ma niewielki potencjał”. To bzdura. Trzeba mieć ogromny szacunek do polskiego futbolu, bo rywalizacja tu jest bardzo wymagająca. Wracając do Evera, to w debiucie miał prawo być zdenerwowany. Tym bardziej, że mecz nie układał się całej drużynie. Ten chłopak robi postępy. Ale musi pamiętać, że w futbolu w pierwszym rzędzie rywalizujesz z kolegą z drużyny, dopiero potem z przeciwnikiem.

- Myśli Pan już o tym, jak będzie wyglądała Pana Wisła w przyszłym sezonie? Oficjalnie nie przedłużył Pan jeszcze umowy z „Białą Gwiazdą”, ale to wydaje się być tylko kwestią czasu.

- Wszyscy w tym temacie wszystko wiedzą oprócz mnie (śmiech). A tak poważnie, to czekam spokojnie na decyzję Wisły. Dla mnie oczywiście im szybciej rzecz się wyjaśni, tym lepiej, bo muszę załatwić też sporo spraw na gruncie prywatnym, rodzinnym. To klub musi zdecydować, czy Kiko Ramirez będzie kontynuował tu swoją pracę. Oczywiście jesteśmy w kontakcie z dyrektorem Manuelem Junco. Mamy już za sobą pierwszą rozmowę w tej sprawie, teraz brakuje tylko formalnego potwierdzenia.

Sportowy24.pl w Małopolsce

MAGAZYN SPORTOWY24 - Piotr Czachowski podsumowuje rundę zasadniczą Ekstraklasy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kiko Ramirez: Kto nie chce walczyć, niech jedzie na wakacje - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska