Wojsko wynajęło samolot od prywatnej firmy. W nocy z niedzieli na poniedziałek, gdy maszyna wylądowała pod Krakowem, miało okazać się, że w jej baku brakuje ok. 90 ton paliwa. A kiedy już samolot zatankowano - skończył się regulowany prawem czas pracy pilotów. Wrócili do hotelu, a żołnierze do koszar.
Spróbowaliśmy dowiedzieć się jak mogło dojść do takiej wpadki w zdyscyplinowanej armii? Zadzwoniliśmy do 8. bazy lotnictwa transportowego, która zawiaduje wojskowym lotniskiem w Balicach.
- To nie był nasz samolot. Tylko u nas stał. My tankujemy jedynie wojskowe maszyny, a nie cywilne - powiedział kapitan Maciej Nojek, oficer prasowy jednostki. - Wylot organizowało Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych - dodał.
Zadzwoniliśmy więc do Warszawy. - Godziny lotów wojskowych nie są sztywne jak cywilnych. Wszyscy żołnierze są poinformowani, że termin może ulec zmianie - powiedziała nam mjr Julita Mirowska z wydziału prasowego DOSZ
- Na przygotowanie wylotu żołnierzy do Afganistanu składa się wiele małych elementów. Jeśli jeden trybik zostanie przesunięty, to pozostałe również. A piloci, jeśli przekroczą czas pracy, muszą odpocząć - tłumaczy pani major. Nie chciała zdradzić, jaki to "trybik" spowodował problemy. Dodała tylko, że lot czarterowali Amerykanie w ramach sojuszu ISAF, który walczy w Afganistanie. I tu trop się urwał.
Według ostatnich informacji, polscy żołnierze mieli wylecieć w końcu wczoraj o godz. 18.
To już XIII zmiana polskiego kontyngentu w Afganistanie. Jej główne siły stanowią żołnierze 25. Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego. Zastąpią oddziały, których trzonem jest 12. Brygada Zmechanizowana ze Szczecina.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+