- Jest Pan ostatnio w wielkiej formie. Wygrał Pan MWG, a wcześniej wyścig Szlakiem Walk Majora Hubala. Ponadto pokazywał się Pan podczas etapów Giro d’Italia.
- Szczyt formy szykowałem na wyścig dookoła Włoch. Źle mi nie poszło, ale zabrakło jakiegoś małego sukcesu, choć byłem bardzo dobrze przygotowany. Nie skończyłem ścigania we Włoszech „wycięty”, tylko zachowałem dość dużo motywacji. To był też klucz do sukcesu w kolejnych startach.
- Jak Pan przed wyścigiem analizował trasę w Małopolsce, to planował atak na drugim etapie z Kokotowa do Starego Sącza?
- Nie, nic nie planowałem. Po pierwszym etapie czułem się nawet bardzo zmęczony. Wczułem się w organizm, a gdy zobaczyłem, że dzień później wszystko jest OK, to pojechałem na sto procent. Skończyło się na tym, że przyjechałem sam do mety.
- W sobotę nie sprzyjała pogoda, trzeba było wjeżdżać na metę w strugach deszczu. Panu to nie przeszkadzało?
- Nie, lubię jak jest trochę chłodniej, a zaczęło padać w końcówce etapu. Od początku nie było więc źle.
- W niedzielę koledzy z grupy pomogli, by tę koszulkę lidera obronić?
- Tak, przede wszystkim dzięki grupie jest ten sukces. Od startu do mety cały czas był ktoś przy mnie. Nie musiałem się zrywać za zawodnikami, którzy atakowali. Koledzy z ekipy wyręczali mnie w tym.
- Podhalański odcinek był trudniejszy niż etap do Starego Sącza?
- Obydwa były ciężkie. Sobotni etap, przez to, że dość długo uciekałem, był z pewnością bardziej wyczerpujący.
- Pana oraz Marka Rutkiewicza trzeba zaliczać do faworytów MWG. I to się potwierdziło.
- Marek był najgroźniejszym rywalem, ale ja miałem kolegów do pomocy, więc nie dał rady.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska