Komornik miał pojawić się w bloku w Koszycach Wielkich w poniedziałek. Ze względu jednak na ustanowiony 12 listopada dzień wolny od pracy, termin wyceny nieruchomości pod planowaną licytację został przełożony o dwa tygodnie.
Dla jedenastu rodzin, które żyją w strachu, że stracą dorobek życia i zostaną pozbawione dachu nad głową, oznacza to jednak tylko odwleczenie w czasie najgorszego. W sądzie jest wprawdzie złożony przez nich pozew zbiorowy o bezobciążeniowe przeniesienie praw własności do zakupionych mieszkań, ale w sprawie przez ponad rok odbyło się dotąd tylko jedno, trwające kilka minut, posiedzenie. Sędzie dopatrzył się braków w dokumentacji i powołał biegłego, który ma je uzupełnić.
Wyścig z czasem
Mieszkańcy drżą, że jeśli nawet sąd ostatecznie przyzna im rację i przeniesie na nich prawa własności, okaże się to musztardą po obiedzie. Bo komornik wcześniej zajmie im mieszkania i zlicytuje, a oni będą musieli dodatkowo zwrócić w trybie natychmiastowym zaciągnięte kredyty do banków.
- Postępowanie toczy się bardzo wolno, wręcz ślamazarnie. Sąd odrzucił złożone przez nas wnioski o zabezpieczenie naszych roszczeń i wstrzymanie toczącej się równocześnie egzekucji komorniczej. A ta, ku naszej rozpaczy, zbliża się nieubłaganie. - martwi się Agnieszka Wojnicka, jedna z lokatorek bloku w Koszycach Wielkich.
Za 40-60-metrowe mieszkania przy ul. Stromej lokatorzy zapłacili od 140 do 180 tysięcy złotych. Dodatkowo na prace wykończeniowe każda z rodzin dołożyła średnio po ok. 50-60 tys. Na tym nie koniec wydatków poniesionych przez mieszkańców bloku. Opłacenie prawników, pozwu zbiorowego i biegłego kosztowało ich już ok. 200 tysięcy złotych.
- Gdy kupowałem mieszkanie, nic nie wskazywało na to, że później będę miał takie problemy z uzyskaniem prawa do niego, skoro zapłaciłem sto procent wartości - zauważa Przemysław Królik, lokator bloku.
Cena była korzystna, a lokalizacja atrakcyjna. Deweloper wcześniej wybudował po sąsiedzku trzy inne bloki, a ich lokatorzy nie zgłaszali żadnych uwag. - Zanim podpisałem umowę z deweloperem przepytałem wiele osób. Opinie na jego temat były pozytywne. Ten blok już stał, nie kupowałem kota w worku. Finalizowane były przy nim ostatnie prace - dodaje Mateusz Kudrański.
Wierzyciele kontra lokatorzy
Większość z jedenastu rodzin wprowadziła się do bloku przy ul. Stromej w 2012 i 2013 roku. Przeniesienie praw własności miało nastąpić najpóźniej wiosną 2014. Do dziś jednak to nie nastąpiło. Na przeszkodzie stanęły najpierw przeciągające się kwestie związane z odbiorem technicznym budynku, a potem uchybienia, których dopatrzył się nadzór budowlany. Na domiar złego w 2016 roku zmarła matka dewelopera, na którą figurowała firma, a to skutkowało przeciągającym się procesem spadkowym.
Najgorsze jednak dopiero miało nadejść. Był to pozew do sądu skierowany przez jednego z klientów, który zapłacił 160 tys. zł za mieszkanie w kolejnym bloku, który miał stanąć przy Stromej, ale budowa skończyła się na wylaniu fundamentów. Z czasem zaczęły spływać kolejne pozwy, ponieważ deweloper planował nowe inwestycje nie tylko w Koszycach, ale również w kilku innych lokalizacjach. W takiej sytuacji do gry wkroczył komornik.
- W sprawie bloku przy Stromej trwa swoista walka z czasem. Daje się wyczuć ogromną presję ze strony wierzycieli dewelopera, którzy świadomi pozwu zbiorowego, chcą spieniężyć blok, zanim zakończy się nasza sprawa w sądzie - zauważają załamani mieszkańcy.
Nie są w stanie zrozumieć, dlaczego prokuratura, mimo tylu pokrzywdzonych, umorzyła postępowanie wobec dewelopera a sąd dokonał wpisów hipotecznych na ich blok, który w całości został wykupiony, a nie obciążył nimi na przykład sporej działki ze stadniną koni, którą posiada przedsiębiorca.
Zdesperowani ludzie za ostatnią deską ratunku uważają Zbigniewa Ziobrę. Interpelację w ich imieniu wystosowała do ministra sprawiedliwości posłanka Urszula Augustyn.
- „Długi należy regulować, ale odpowiedzialność za nie ponosi ten, kto je zaciągnął. Nie może się to dziać kosztem niewinnych ludzi: rodzin z małymi dziećmi i kobiet w ciąży. Sytuacja ta odbija się na ich zdrowiu i psychice” - napisała.
Przekonuje, że minister ma w rękach wszystkie narzędzia, by doprowadzić sprawę do szczęśliwego końca.
- „Jako Prokurator Generalny w każdej chwili może Pan wszcząć procedurę, która zatrzyma koszmar mieszkańców, doprowadzi do skutecznego przeniesienia własności i zakończy horror, jaki przeżywają” - czytamy w wystąpieniu poseł Augustyn.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Wszystko co musisz wiedzieć o oponach zimowych
